Chorzowski klub Leśniczówka Rock’n’Roll Cafe obchodzi 40. urodziny, które zamierza świętować z przytupem.
40. urodziny Leśniczówki będziemy świętować przez ponad miesiąc
Nie zabraknie rocka i tego klasycznego i tego progresywnego, nie zabraknie bluesa. Będzie też sporo muzyki metalowej a nawet kąsek dla miłośników Hip-Hopu. Wszystkie te wydarzenia rozpoczynają się 13 maja i potrwają do 24 czerwca. Dokładna rozpiska: lesniczowka.art.pl
- Są na świecie miejsca, o których mówi się, że mają duszę. Z całą pewnością możemy zaliczyć do nich Leśniczówkę, której barwna historia nieustannie wybrzmiewa od blisko 40 lat. Czym jednak jest ten duch? Rzecz jasna to nie sam budynek, ukryty w gęstwinie Parku Śląskiego. Prawdziwym duchem Leśniczówki są niezwykli, utalentowani ludzie. Wspaniali artyści, którzy wspólnie przeistoczyli zaniedbane cztery ściany w bezdyskusyjną legendę - mówi Sebastian Fyda, obecny właściciel Leśniczówki (przejął klub 3 lata temu).
Dom Pracy Twórczej Śląskiego Jazz Clubu powstał w 1983 roku
Równo 40 lat temu powstał Dom Pracy Twórczej Śląskiego Jazz Clubu i szybko stało się przystanią dla niepokornych sztuk różnych Muz. Cytując „Leśniczówka Blues” Andrzeja Matysika, swój poligon miał tu przez pewien czas lubelski Teatr Wizji i Ruchu, Jerzy Bińczycki realizował swą etiudę “Gołębiarz”, a wnętrza klubu i okolice wykorzystywali w swych filmach Kazimierz Kutz i Janusz Kidawa oraz autorzy rozmaitych teledysków.
W Leśniczówce po dziesiątkach godzin prób i jamsessions kształtowało się brzmienie i oblicze legendarnej Young Power Orchestra. Przez całe lata 80. klub był swoistym azylem dla niechcianego wówczas pokolenia muzyków związanych z ruchem “Silesian Sound”. Jedynie w “Leśniczówce” można było posłuchać Romana “Pazura” Wojciechowskiego, Irka Dudka, Leszka Windera, Jana Janowskiego, Andrzeja Urnego, to tutaj szlifował formę legendarny SBB. Tu zarejestrowana została płyta „Modlitwa Bluesmana w pociągu”. To właśnie za sprawą śląskiego środowiska blues-rockowego “Leśniczówka” ożyła.
Jak wspomina w artykule „Blues żyje” z miesięcznika „Na przełaj” Krzysztof Hipsz: “Po Rawie Blues zapowiedziano nam wyjazd. Dokąd? Niespodzianka. Jedziemy do Chorzowa. Autobus skręca w wąską uliczkę prowadzącą w głąb znanego w całym kraju parku. Wysiadamy przed rozpadającym się niewielkim budyneczkiem bez drzwi i okien. Za to w środku kupa miejsca i wspaniały kominek. Za rok będzie tu Dom Pracy Twórczej Śląskiego Stowarzyszenia Jazzowego, klub i dużo bluesa. Na razie jest ta niby szopa i dużo chęci do roboty!… Tej nocy zagrało tam niezwykłe trio w składzie: Leszek Winder – gitara, Irek Dudek i Ryszard Skibiński na harmonijkach…”
Z kolei Zbigniew Gocek, założyciel Leśniczówki wspomina, że w imieniu Śląskiego Jazz Clubu z Gliwic szukał jakiegoś miejsca dla muzyków w odosobnieniu, gdzie mogliby „bez skrępowania uprawiać głośny zawód muzyka”, bo muzycy byli przeganiani z różnych innych miejsc, nawet domów kultury, gdzie chcieli poćwiczyć.
- Spacerując po parku pomyślałem, że to byłoby wspaniałe miejsce. Wszędzie blisko, dookoła sami muzycy – mówi Zbigniew Gocek. Pierwsze miejsce jakie znalazł to była – jak mówi – jakaś stara wentylatorownia między Stadionem Śląskim a torowiskiem tramwajowym. Ówczesny dyrektor WPKiW, Mieczysław Hojka, wskazał mu jednak inne miejsce niedaleko Planetarium Śląskiego – czyli Leśniczówkę.
- Zaglądam no i pierwsze, co zobaczyłem to wspaniały kominek, który jest wspaniały do dziś. Uznałem, że to byłoby idealne miejsce. Choć był tam m.in. dziurawy i przeciekający dach, ale ściany były doskonale zachowane, kamienna podłoga. Była też osobno część mieszkalna, w której mieszkał pracownik parku, zajmujący się utrzymaniem terenów leśnych – wspomina Gocek.
Najważniejsza polska płyta bluesowa została nagrana w Leśniczówce
Najważniejsze koncerty i wydarzenia w Leśniczówce? Zbigniew Gocek, wspomina dwa. Nagranie płyty koncertowej „Górnik Blues” Jana „Kyksa” Skrzeka w 1986 r.
- Sprowadziłem do Leśniczówki profesjonalny sprzęt w wozie transmisyjnym z Polskiego Radia i nagrałem dla mnie najważniejszą płytę „Górnik Blues” Jana „Kyksa” Skrzeka. Później powtórzyłem to jeszcze z Nocną Zmianą Bluesa. Te dwie płyty były dla mnie epokowym wydarzeniem. Otworzyłem pewną możliwość nagrywania płyt poza studiem - zaznacza.
Drugie ważne wydarzenie to realizacja filmu Jana Kidawy „Komedianci z wczorajszej ulicy” z Janem „Kyksem” Skrzekiem, który był kręcony m.in. we wnętrzach Leśniczówki także w 1986 r.
- Najbardziej dynamiczne sceny były kręcone właśnie w Leśniczówce. Były tak dynamiczne, że ówczesna cenzura kazała je wyciąć i wprowadzić moją skromną osobę, jako jedynego, który słucha Kyksa jak gra na fortepianie. Później te dynamiczne sceny zostały przywrócone – wspomina Gocek.
Z kolei Andrzej Matysik, redaktor naczelny kwartalnika "Twój Blues", chorzowianin wyznaje: - Często chodziłem w tamte rejony na spacery z ojcem. Wcześniej tam jakaś szopa stała. Był jakiś magazyn. I naraz w 1983 pojawiła się Leśniczówka. Na otwarciu nie byłem, ale z tamtych czasów pamiętam w Leśniczówce ślub Andrzeja Urnego (gitarzysty, który grał m.in. w grupach Dżem, Krzak czy Perfect – przyp. red.). Było tam dość wesoło i bogato - wspomina.
I on również przyznaje, że w Leśniczówce odbyło się wiele niezwykłych koncertów. - Często występował tam Janek „Kyks” Skrzek, a jeden z tych koncertów został zarejestrowany na płycie „Modlitwa bluesmana w pociągu”. To, w mojej opinii, najważniejsza płyta jeżeli chodzi o bluesa w Polsce. Z całym szacunkiem do innych wielkich wydawnictw. Mówię to jako człowiek, który trochę z tą muzyką spędził. Jest to dla mnie absolutnie najważniejsza płyta nagrana w Polsce. Zresztą Janek tam mieszkał jakiś czas, na pięterku. To była jego rezydencja. Nie przypominam tam sobie, poza jednym przypadkiem, koncertów z udziałem Ryśka Riedla. Rysiek tam bywał, ale nie zawsze śpiewał - dodaje Matysik.
Za to założyciel Leśniczówki Zbigniew Gocek wspomina, że przez parę miesięcy mieszkał tam Roman Kostrzewski.
- Tam było inne powietrze - opisuje Andrzej Matysik, redaktor naczelny kwartalnika "Twój Blues". - W tym powietrzu coś wisiało. Tam muzyka inaczej brzmiała. Ludzie siedzieli gdzie się dało. Nikt nie miał pretensji, że nie ma miejsc siedzących. Nikomu nie przeszkadzało, że ktoś mu chodzi po nogach, czy zasłania. Leśniczówka to było takie miejsce, gdzie każdy wiedział, że te „logistyczne” niedostatki zostaną wynagrodzone wspaniałymi dźwiękami. Nie wiem czy są ludzie, którzy pamiętają jakieś złe koncerty w Leśniczówce. To było miejsce, które miało swoją siłę i magię. Tam się szło, żeby skonsumować dźwięki. Tak, jak się idzie do ulubionej restauracji, w której zjemy dobre dania. Leśniczówka była taką restauracją dla ducha, gdzie te dania zawsze były smaczne - podsumowuje Matysik.
W Leśniczówce nie ograniczano swobody muzyków
Czy w Leśniczówce było miejsce wyłącznie na jeden gatunek muzyczny? Oczywiście, że nie! Pomimo nazwy „Dom Pracy Twórczej Śląskiego Jazz Clubu Leśniczówka”, nie było mowy o ograniczaniu, ani zduszaniu swobody. Tak to miejsce wspominali Roman Kostrzewski i Irek Loth: „Ten nasz pierwszy kontakt był wybitny. Graliśmy w różnych miejscach, między innymi w Pałacu Młodzieży. Fajnie było, tylko ograniczony czas na pracę. Przychodziliśmy na próbę na 2 godziny, dwa dni w tygodniu. To jest zbyt mało, żeby się rozwijać. Leśniczówka dawała ten komfort. Przychodźcie codziennie. Kiedy chcecie. Rano, w nocy, obojętnie kiedy" "My – w zasadzie kochając muzykę metalową – przy takich muzykach, jak Winder, Kawalec, Skrzek, Urny itd., dowiadywaliśmy się o pewnych arkanach gry bluesowej. [...] W tym środowisku szybko uczyłem się komunikacji. Wspólnoty grania. To jest zupełnie coś innego, niż jak wchodzi gwiazda na scenę i napierdziela. Dało się wyczuć, że śląski blues był wygrany." "Pod wpływem wspólnego grania wychodziły takie momenty... Wszyscy żałowali, że to nie było nagrywane. Wszyscy."
Dziś, mimo wzlotów i upadków, lat dla rock’n’rolla lepszych i tych chudszych, Leśniczówka stara się kontynuować tradycję, będąc jedynym klubem na Szlaku Śląskiego Bluesa, który działa nieprzerwanie (z wyjątkiem drobnych przerw remontowych) od początku swojego istnienia. Prawdopodobnie jest najstarszym klubem rockowym w Polsce. Leśniczówka się zmienia, tak jak zmienia się otaczający świat. Pojawiają się nowe formy artystyczne jak stand-up czy burleska, ale i stare dobre jam sessions mają się świetnie.
- Osobiście w Leśniczówce urzekła mnie nie-klubowa atmosfera - mówi obecny właściciel klubu, Sebastian Fyda. - To nie jest typowa tancbuda, gdzie 15 minut po koncercie nie ma żywego ducha. To miejsce gdzie artyści i publiczność tworzą jedność, gdzie twórca jest na wyciągnięcie ręki. Wielu muzyków podkreśla, że nietypowe umieszczenie sceny na długiej ścianie tworzy niespotykaną więź z publiką, która przecież jest tuż obok - dodaje.
Jak twierdzi Fyda, dla niego jako prowadzącego lokal, najważniejsza jest satysfakcja z tego, co udało się przez te 3 lata zmienić i ulepszyć. - Jeszcze wiele przed nami do zrobienia, ale przy takim gronie gości i stałych bywalców, to po prostu musi się udać. Chociażby właśnie dla nich. Personalnie radochę daje mi też osobiste poznawanie artystów, których widziało się z drugiej strony ekranu, zobaczenie ich ludzkich twarzy. To ogromna frajda - tłumaczy.
On sam najlepiej wspomina koncert Transgresji ze stycznia 2021 roku. To był pierwszy gig po pierwszej fali zmian, które wprowadził w lokalu. - Różnicę było widać gołym okiem i w końcu było jak w prawdziwym klubie - mówi zadowolony.