Wygląda
na to, że musimy w regionie zacząć oswajać się z myślą, że
będziemy mieszkać w sąsiedztwie energetyki jądrowej. Może nie
tej „dużej”, ale wiadomo już, że „mały atom” Orlen z
Synthosem chcą budować w Dąbrowie Górniczej.
To,
że wskazano pewne lokalizacje, nie oznacza jeszcze, że są one
całkowicie pewne z punktu widzenia możliwości posadowienia tam
reaktorów jądrowych. Jeszcze bardzo daleka droga, żeby Państwowa
Agencja Atomistyki dała przyzwolenie dla budowy tam jakichkolwiek
źródeł jądrowych, niezależnie od ich skali. Bo pamiętajmy, że
dziś nie ma różnicy, czy mówimy o źródle o mocy 10 MW, czy też
o mocy 1600 MW – w obu przypadkach dokładnie taka sama ścieżka
niezbędna jest do uzyskania pozwolenia. I raczej szybko się to nie
zmieni.
Co
w ogóle wiemy o słynnych już SMR-ach poza tym, że są mniejsze od
tradycyjnych reaktorów i że mają je już Chińczycy, a następni w
kolejce są Kanadyjczycy, Amerykanie i Polacy?
Temat
SMR-ów nie jest nowym tematem. To nie jest żadna zagadkowa
technologia. Obecnie proponowane dla Polski rozwiązania opierają
się na sprawdzonych technologiach reaktorów wodnych ciśnieniowych
(PWR) oraz wodnych wrzących (BWR). Energetyka jądrowa wyrosła na
małych reaktorach, a to, że poszliśmy w duża skalę to wynik
tylko i wyłącznie rachunku ekonomicznego. Po prostu opłacało się
budować źródła w dużej skali. Barierą dla budowy źródeł o
jeszcze większych mocach są ograniczone możliwości w produkcji
zbiorników o bardzo dużych rozmiarach.
Innymi
słowy, SMR-y są droższe?
Z
odpowiedzią na to pytanie będziemy musieli poczekać do czasu,
kiedy nastąpi pełna komercjalizacja technologii. Nie możemy tutaj
brać pod uwagę wielkości kosztów, z jakimi inwestorzy zmierzą
się w przypadku pierwszych inwestycji. One pochłaniają zwykle
znacznie większe środki, niż inwestycje już organizacyjnie
zoptymalizowane. Nawet jeśli finalnie koszty inwestycyjne w
przeliczeniu na MW zainstalowanej mocy będą wyższe, to dzięki
możliwości większego rozproszenia procesów produkcyjnych na
świecie, łatwiejszy stanie się z czasem dostęp do technologii.
Modułowość reaktorów sprawi, że będą one mogły być
dostarczane na plac budowy jako konstrukcje kompaktowe, podobnie jak
ma to miejsce obecnie w przypadku energetycznych turbin gazowych, co
też przyczyni się do możliwości skrócenia procesu
inwestycyjnego. To sprawi, że bloki jądrowe staną się
atrakcyjne także dla tych podmiotów, które na swoje bezemisyjne
źródła energii nie chcą czekać 10, czy 15 lat. W ten sposób
SMR-y, czyli źródła o mocy do 300 MW, mogą okazać się
korzystniejsze z punktu widzenia podmiotów przemysłowych, nie
działających w sektorze energetyki zawodowej. To, że zainteresowały się nimi KGHM, czy
Synthos, jest jak najbardziej naturalne. SMR-y to źródła, które
mogą być sfinansowane przez takie podmioty i mogą mieścić się w
ramach prowadzonej przez nie działalności biznesowej. I sądzę, że
nawet jeśli nie w tej dekadzie, to w pierwszej połowie przyszłej
dekady na pewno mogą być one wdrożone do krajowej gospodarki.
Kieruje
pan projektem „DEsire”, którego celem jest „opracowanie planu
dekarbonizacji krajowego sektora energetycznego na drodze
modernizacji z wykorzystaniem reaktorów jądrowych generacji
III/III+ i IV”. Mam rozumieć, że w elektrowniach, gdzie dziś
pracują bloki węglowe w przyszłości miałyby zacząć pracować
bloki jądrowe?
Dokładnie
tak. To jest tzw. ścieżka Coal-To-Nuclear. Bardzo popularna w
ostatnim czasie. To jest kierunek, który zakłada dekarbonizację
bloków węglowych na drodze wykorzystania reaktorów jądrowych.
Czyli, że w tych lokalizacjach, gdzie dzisiaj działają bloki
węglowe doszłoby do zastąpienia ich źródłami jądrowymi. To nie
oznacza, że każde obecnie działające źródło węglowe należy
przekształcić w źródło jądrowe. Są też inne sposoby na ich
dekarbonizację. Każdy sposób ma jednak swoje ograniczenia. Jeśli
spojrzeć na Program Polskiej Energetyki Jądrowej, to wśród 27
wskazanych tam lokalizacji znajdziemy zaledwie cztery, gdzie dziś
jest prowadzona działalność energetyczna na bazie wykorzystania
węgla. Tym sposobem nasz projekt stać się może podstawą dla
wskazania wielu nowych propozycji lokalizacyjnych, interesujących
także z punktu widzenia utrzymania działalności energetycznej w
tych aglomeracjach, które w skutek tej działalności wyrosły.
Na przykład?
Jako
miejsca potencjalnie bardzo korzystne z punktu widzenia inwestycji
jądrowych wskazujemy np. elektrownie Bełchatów, Opole, Kozienice,
czy Jaworzno. Moc, która może tam być zainstalowana w atomie
odpowiadałaby tej, która jest tam obecnie zainstalowana w węglu.
Kto
konkretnie stoi za tymi analizami?
Realizujemy
ten projekt wspólnie z czterema innymi podmiotami. Liderem jest
Politechnika Śląska, a liderem merytorycznym, czyli tym, który ma
wdrażać efekty projektu poprzez wsparcie kształtowania polityki
legislacyjnej jest Ministerstwo Klimatu i Środowiska. Zaangażowane
są ponadto Energoprojekt-Katowice, Instytut Chemii i Techniki
Jądrowej, a także Instytut Sobieskiego.
Po
co nam tyle bloków jądrowych? Mamy już w Polsce dwie lokalizacje
dla „dużego atomu”, do końca roku mamy poznać 20 lokalizacji
dla „małego” i do tego jeszcze „atomowa transformacja”
bloków węglowych?
Po
pierwsze musimy oddzielić realne plany od tych, które raczej nie
mają szans na powodzenie. Nie będę tu konkretnie wskazywał, ale
myślę, że nie wszystkie z pojawiających się w mediach zapowiedzi
mają potencjał do tego, by się ziścić. W moim odczuciu medialne
prześciganie się we wskazywaniu terminów pierwszych uruchomień źródeł jądrowych, bardzo często opieranych na technologiach,
które póki co nie wyszły z ram kolorowych prospektów, jest
szkodliwe dla poważnych przedsięwzięć inwestycyjnych, które
realnie mogą wspomóc bezpieczeństwo energetyczne kraju. Bardzo
mocno trzymam kciuki za działania zmierzające do uruchomienia w
Polsce bloków opartych na wykorzystaniu reaktorów BWRX-300 oraz
Nuscale. Mocno wierzę, że te dzisiaj odważnie formułowane
plany przynajmniej w pewnym stopniu mogą się urealnić.
Odpowiadając natomiast na pytanie o celowość budowy bloków
jądrowych, to musimy sobie uzmysłowić, że jesteśmy u progu
wielkiego kryzysu energetycznego. Każdy, kto potrafi policzyć moce
ze źródeł węglowych, które w najbliższych latach zostaną
odstawione z użytku i ciągle rosnące zapotrzebowanie na energię
elektryczną dojdzie do takiego wniosku. Jeśli nie atom, to co?
No właśnie, co?
Nie
ma alternatywy. Myślę, że kwestią czasu jest podwojenie w
strategiach rozwoju energetyki obecnie planowanych mocy w źródłach
jądrowych. To, że dziś mamy wysyp źródeł odnawialnych w żaden
sposób nie stawia nas w sytuacji komfortowej. Powiedziałbym wręcz,
że rozmywa zagrożenie. Najbardziej obawiamy się dekady między
rokiem 2030, a 2040 kiedy jeszcze nie będzie na tyle źródeł
jądrowych, ani też nie będzie w wielkiej skali systemów
magazynowania energii.
W
kontekście „jądrowej transformacji” bloków węglowych mowa
jest o „dużym”, czy „małym” atomie?
Mamy
dwie, oddzielne ścieżki – w jednej poddajemy analizie lokalizacje
właściwe dla „dużego atomu”, w drugie dla „małego”.
Bardzo bym chciał, żeby „mały atom” zadomowił się także w
otoczeniu dużych aglomeracji, bo tam gdzie są duże aglomeracje,
tam jest i przemysł. A jeśli popatrzymy na naszą Metropolię, to
niestety wkrótce staniemy się energetyczną pustynią. A w tym
należy upatrywać ryzyka związanego z możliwością utraty
komfortu życia dla mieszkańców regionu.
Owa pustynia to efekt nieuchronnego wygaszania źródeł
węglowych przy braku uruchamiania źródeł alternatywnych?
Musimy
mieć świadomość, że nasza aglomeracja wyrosła na energetyce.
To, że jesteśmy największą aglomerację w Polsce wynika z tego,
że mieliśmy węgiel i naturalnym było, że przy jego wydobyciu
powstały duże, scentralizowane systemy wytwórcze energii
elektrycznej. One zresztą powstały też w miejscu, gdzie ta energia
była potrzebna. Pojawił się tu przemysł energochłonny i żeby
teraz zachować ten przemysł tutaj, a jednocześnie utrzymać
dobrobyt dla mieszkańców regionu należy tą energetykę w tym
miejscu zachować – najkorzystniej w nowym ekologicznym wydaniu.
Dlatego cieszę się, że w Polsce jest przychylność wobec atomu i
mam nadzieję, że ten pozytywny klimat pozostanie. Nie ma się czego
bać. Energetyka jądrowa jest mocno reprezentowana na całym świecie
z liczbą niemalże 450 obecnie pracujących reaktorów. Moc
zainstalowana w tych źródłach to ok. 400 GW. Jeśli ktoś
postrzega krajowe inwestycje jądrowe jako coś potencjalnie
niebezpiecznego, to powinien też mieć świadomość, że nawet w
niewielkiej odległości od polskich granic działających reaktorów
jądrowych jest całkiem sporo.
Jakie
są warunki brzegowe dla tego typu inwestycji? W kontekście SMR-u w
Dąbrowie Górniczej można już było usłyszeć, że atutem tej
lokalizacji jest odpowiednia ilość wody potrzebnej do chłodzenia
instalacji.
To
są bardzo ważne wskazania techniczne, ale na pierwszym miejscu są
kwestie bezpieczeństwa jądrowego. I z punktu widzenia
bezpieczeństwa to nie woda jest elementem krytycznym. Wskazać tutaj
należy przede wszystkim zagrożenia sejsmiczne. Jeśli gdzieś
pojawia się ryzyko tego typu, to miejsce takie jest naturalnie
wykluczane jako takie, które nie może być wykorzystywane dla
inwestycji jądrowych.
No
to na Śląsku chyba mamy problem…
Owszem,
to może stanowić pewien problem w regionie, gdzie przez dekady
prowadzona była intensywna działalność wydobywcza, głównie
węgla kamiennego. Należy jednak wyraźnie powiedzieć, że o
wyborze miejsc pod inwestycje jądrowe nie będą w żadnym wypadku
decydować politycy. Tutaj bezwzględnie zaufać należy bardzo
rygorystycznym procedurom, nad przebiegiem których czuwa Państwowa
Agencja Atomistyki, a więc podmiot powołany dla wykonywania zadań
związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa jądrowego. Procedury
prowadzone dla wydania zgody na przeprowadzenie inwestycji jądrowej
w zaproponowanej lokalizacji to nie są pobieżne analizy, jakie
wykonać można w przeciągu kilku tygodni. Trwają one raczej
latami. Są zresztą przepisy określające dopuszczalną odległość
źródła jądrowego od działalności wydobywczej. Kolejną sprawą
są warunki hydrologiczne, czyli potencjalne powodzie. Uwzględnia
się też ryzyka związane ze zdarzeniami zewnętrznymi, mogącymi
być albo skutkiem działalności człowieka, albo sił przyrody. W
tym kontekście bierze się np. pod uwagę bliskie sąsiedztwo
obiektów wojskowych, czy lotnisk. Ważnym kryterium oceny jest
również gęstość zaludnienia. Nikt nie zdecyduje się na
wybudowanie bloku jądrowego w terenie o wysokiej gęstości
zaludnienia.
Wygląda więc na to, że alternatywy nie mamy, ale znalezienie lokalizacji będzie u nas niemałym wyzwaniem.
Dla
naszego regionu SMRy są bardzo atrakcyjnym rozwiązaniem.
Identyfikacja szans i zagrożeń jest elementem, który realizujemy w
ramach projektu DEsire. Według naszych wstępnym ocen, potencjał i
szanse dotyczą m.in. bloków i elektrowni w Jaworznie, Łagiszy,
Łaziskach, Rybniku. Kontynuacja istnienia tych systemów wytwórczych
w ramach sprawiedliwej transformacji, na przykład z wykorzystaniem
rozwiązań technologii jądrowych, to utrzymanie tysięcy miejsc
pracy i szansa dla Metropolii Górnośląsko-Zagłębiowskiej na
zachowanie wiodącej roli w gospodarce krajowej.
Może Cię zainteresować: