We wtorek, 24 stycznia, o godz. 14.10 dyspozytor numeru alarmowego 112 odebrał zgłoszenie od kobiety, która poruszała się Głównym Szlakiem Beskidzkim z Hali Rysianki w kierunku Hali Miziowej w Beskidzie Żywieckim.
- Poinformowała dyspozytora o sporej utracie sił oraz o wątpliwościach, czy dotrze do celu. Po podaniu tylko tych informacji kontakt z kobietą się urwał. Po otrzymaniu zgłoszenia ratownicy dyżurni z Hali Miziowej rozpoczęli w pierwszej kolejności patrol szlaków i kontrolę schronisk - informuje Grupa Beskidzka GOPR.
Na dodatek nikt nie potrafił się ponownie skontaktować z poszukiwaną, ponieważ zadzwoniła ona z telefonu bez karty SIM, na którym działają tylko połączenia alarmowe. O sytuacji poinformowano ratowników wszystkich sekcji, poproszono o pomoc słowackie służby i rozpoczęto organizację wyprawy poszukiwawczej. W jej przebieg zaangażowani byli także strażacy oraz policjanci.
- 68 Ratowników Grupy Beskidzkiej GOPR przeczesywało ogromny obszar obejmujący rejon od Romanki, Krawcowego Wierchu, Rysianki, przez Halę Miziową, aż po Przełęcz Glinne. Przeszukiwali zbocza w kierunku Złatnej, Sopotni, Żabnicy i Korbielowa, m.in. wzdłuż planowanej trasy marszu osoby poszukiwanej, a także inne szlaki i drogi w tym rejonie - czytamy w komunikacie GOPR.
Ratownicy mogliby tak bezskutecznie pracować przez wiele godzin, a i tak nie odnaleźliby zaginionej. Dlaczego? Ponieważ kobiecie ostatecznie udało się wrócić do domu, ale nikogo o tym nie poinformowała. Namierzyli ją dopiero funkcjonariuszom policji, którzy ustalili adres i potwierdzili, że jest bezpieczna.
- Osoba dzwoniąca na numer 112 swoim telefonem uruchomiła procedurę, w którą zostały zaangażowane wszystkie służby (...) Apelujemy o rozsądek. Uruchomiona procedura działa, dopóki nie zostanie anulowana lub odwołana. W tym konkretnym przypadku osoba, która uruchomiła alarm, powinna go odwołać - podkreśla GOPR.