8-latek w poniedziałek, 3 kwietnia, po południu z Częstochowy został przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.
- Chłopiec trafił do nas z oparzeniami głowy, tułowia i kończyn, a także złamaniami kończyn. Został ustabilizowany, a następnie przekazany na oddział intensywnej terapii, gdzie zaczęła się walka anestezjologów o jego życie. Następnego dnia (4 kwietnia) udało nam się przeprowadzić operację, która pozwoliła na zaopatrzenie obrażeń. Aktualnie jego stan jest ciężki - informuje Andrzej Bulandra, koordynator centrum urazowego GCZD.
Lekarze ocenili, że oparzenia na ciele 8-latka musiały powstać w ciągu ostatnich 7-10 dni, a złamania w ciągu ostatniego miesiąca. Oparzenia obejmują jedną czwartą powierzchni jego ciała, a spalone włosy wskazują na to, że został oblany łatwopalną cieczą i podpalony.
- Samo oparzenie, jako rana skóry, to tylko wierzchołek góry lodowej. Choroba oparzeniowa to ogólna reakcja organizmu, która jest porównywalna do sepsy, czyli wielonarządowego odczynu zapalnego organizmy. Leczenie, oprócz zagojenia samej rany oparzeniowej, to dążenie do jak najszybszego przerwania choroby oparzeniowej poprzez usunięcie martwicy tkanek, zaopatrzenie ran i walkę anestezjologów z niewydolnością wielonarządową - podkreślił Andrzej Bulandra.
Może Cię zainteresować:
8-latek z Częstochowy pobity i poparzony. Walczy o życie. Zatrzymano matkę i ojczyma
Śledztwo dotyczy usiłowania zabójstwa 8-latka
35-letnia matka oraz 27-letni ojczym chłopca zostali zatrzymani.
- Wszczęliśmy śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa 8-latka, a także spowodowania ciężkich obrażeń w postaci oparzeń głowy, klatki piersiowej oraz kończyn. Czynności dotyczą również znęcania się nad chłopcem ze szczególnym okrucieństwem - mówi prok. Tomasz Ozimek.
O tragedii 8-latka mundurowych powiadomił jego biologiczny ojciec. Zmaltretowany chłopiec w ciężkim stanie mógł przeleżeć kilka dni w łóżku. Z kolei alarm w mediach społecznościowych wszczęła przyrodnia siostra: "Został poważnie pobity i czymś poparzony. (...) Jest pod respiratorem. Nie wiadomo, czy się wybudzi".
Troje pozostałych dzieci, które znajdowały się pod "opieką" 35-latki i 25-latka, zostało przekazanych w ręce rodziny. Funkcjonariusze wcześniej nie mieli zgłoszeń dotyczących przemocy w tym domu, rodzina nie miała też założonej Niebieskiej Karty.