Filharmonia Śląska na 1,5 roku wyłącza utwory rosyjskich kompozytorów z repertuaru. Nie będzie Czajkowskiego ani Szostakiewicza, nie usłyszymy "Dziadka do orzechów" oraz "Jeziora Łabędziego". Decyzja ta zapadła już na początku wojny na Ukrainie. W ten sposób filharmonia chce okazać swój sprzeciw wobec rosyjskiej agresji.
Mamy świadomość, że ci kompozytorzy też byli przeciwko ówczesnej władzy. Nawet swoją muzyką manifestowali poglądy - przyznał Adam Wesołowski, dyrektor Filharmonii Śląskiej.
Decyzja Adama Wesołowskiego o tymczasowym „odłożeniu na półkę” twórczości rosyjskiej została podjęta m.in. przez wzgląd na kierownika artystyczne filharmonii, Yaroslav Shemet. Dyrygent pochodzi z Ukrainy, a część jego rodziny została w Charkowie. Filharmonia Śląska w ten sposób chce okazać solidarność z Ukrainą.
To nie jest działanie polityczne. To jest działanie społeczne. My chcemy dotrzeć do społeczeństwa i poinformować ich, że nie tolerujemy tej polityki - wyjaśniał Adam Wesołowski.
Ta decyzja ma również dawać siłę obywatelom Ukrainy w tym trudnym czasie. Według dyrektora filharmonii ci ludzie potrzebują teraz wiary i siły. Zapewnić im ją ma muzyka kompozytorów ukraińskich zamiast rosyjskich. Adam Wesołowski ten czas chce przeznaczyć na odkrywanie znakomitych kompozytorów innego pochodzenia, którzy dotychczas sławą się nie okrywali.
To jest czas, żeby poznać wspaniałą literaturę i muzykę ukraińską. Ja jestem tego świadkiem. Ostatnie dni, gdzie gramy muzykę kompozytorów, których nie znałem. Dlaczego to nie może być czas na odkrywanie? - dodał dyrektor Filharmonii Śląskiej.
