Ratownicy wciąż poszukują siedmiu zaginionych górników, którzy zostali w wyrobisku w kopalni Pniówek po tym jak w nocy z wtorku na środę doszło tam do dwóch wybuchów metanu. Drugi wybuch miał miejsce, gdy do akcji już ruszyli ratownicy. Niestety stężenie szkodliwych gazów w tym miejscu jest wciąż zbyt wysokie, co utrudnia całą akcję.
- Przez całą noc 13 zastępów ratowników wyposażonych w aparaty tlenowe prowadziło intensywne prace mające na celu przywrócenie atmosfery w zagrożonym rejonie do bezpiecznych stężeń gazów. Zabudowali wentylator i ponad 200 metrów lutniociągu – instalacji umożliwiającej wtłoczenie czystego powietrza. Aby sukcesywnie i skutecznie przewietrzyć odcinkami wyrobisko przyścianowe ściany N-6 i bezpiecznie kontynuować poszukiwanie pracowników, ratownicy muszą zabudować odcinkami jeszcze około 500 metrów lutniociągu - poinformował rzecznik JSW Sławomir Świerzyński.
Do wypadku w kopalni Pniówek doszło w środę kwadrans po północy w ścianie N-6 na poziomie 1000 metrów pod ziemią. W kopalni doszło prawdopodobnie do dwóch zapłonów metanu, jeden został stwierdzony w czasie prowadzonej akcji ratowniczej i on był najbardziej niebezpieczny. W zagrożonym rejonie przebywało łącznie 42 pracowników. 25 poszkodowanych przebywa w szpitalach, nie żyje pięciu pracowników. Rodziny ofiar zostały objęte opieką psychologiczną.
Może Cię zainteresować:
Tam było tysiąc stopni, tego się przeżyć nie da - Jerzy Markowski o wypadku w kopalni Pniówek
Może Cię zainteresować: