Alicja knast 1920p

Alicja Knast: Jest mnie teraz więcej, dostałam w Pradze dodatkowe życie

Jak napisał o niej jeden ze śląskich publicystów: Alicja Knast urządziła i otworzyła Muzeum Śląskie w Katowicach. Broniła swojej niezależności, opierała się politykom, uparcie nie zmieniała zdania. I dlatego musiała stracić stanowisko dyrektorki MŚ. Ta strata po latach okazała się jednak zyskiem. Dziś jest na półmetku kadencji dyrektora Galerii Narodowej w Pradze i z entuzjazmem mówi, że czuje się jak człowiek, który otrzymał dodatkowe życie. W rozmowie dla ŚLĄZAGA Alicja Knast opowiada o drugiej odsłonie swojego życia w Praskiej Galerii Narodowej.

Rozmowa z Alicją Knast, byłą dyrektor Muzeum Śląskiego, obecnie szefową Galerii Narodowej w Pradze

Na czym polega główna różnica w kierowaniu polską i czeską instytucją kultury?
Podstawowa różnica polega na tym, że wiadomo, gdzie kończy się polityka, a gdzie zaczyna się kultura. Żaden polityk poprzez instytucje kultury nie realizuje swoich partykularnych celów. Żaden z projektów, który tu realizowałam nie był w jakikolwiek sposób poddany politycznym wpływom lub komentowany pod względem zawartości. Oczywiście, minister kultury bardzo się angażuje i uczestniczy w większych wydarzeniach, ale jest to rodzaj święta, podczas którego wspiera instytucję i pozycjonuje dane wydarzenie w kontekście ogólnokrajowym.

To pani pomaga?
Żeby państwo było demokratyczne i obywatelskie, dyrektorzy instytucji kultury muszą być spokojni, że mogą powiedzieć NIE dla rzeczy, które nie dotyczą działalności statutowej instytucji. Dyrektorzy instytucji kultury muszą być lojalni przede wszystkim wobec odbiorców i podatników. Liczy się szacunek dla praw człowieka, mniejszości, równouprawnienie, dostępność. Im bardziej demokratyczne państwo, tym mniej władza powinna obawiać się dyrektorów instytucji kultury, bo to one wykonują dużą część trudnych zadań. Ich celem jest kształcenie umiejętności krytycznego myślenia, budowanie wspólnoty czy empatia.

Są jeszcze jakieś różnice oprócz tych, które pani wymieniła?
Różnic jest więcej. Czesi, mimo tego, że nie są religijni, dbają o swoją duchowość, co objawia się m.in. w częstotliwości chodzenia do teatru, silnym rynku wydawniczym, poziomie czytelnictwa, sieci bibliotek i teatrów oraz liczbie muzeów. Nie tylko Praga jest pełna wydarzeń kulturalnych. Tak jest w całym kraju – tu kultura żyje. Czesi chodzą na wykłady o sztuce, w ciągu tygodnia uczestniczą w promocjach książek, przeciętna praska rodzina raz w tygodniu idzie do teatru. Choć nie ma dużych sal koncertowych, jest tu mnóstwo zespołów muzycznych i festiwali. Uczestniczenie w kulturze jest dla Czecha tak naturalne jak wyjście po chleb. Na liście światowego dziedzictwa UNESCO znajduje się 16 czeskich lokalizacji, w tym całe zabytkowe centra miast. Czesi mają wielki szacunek dla przeszłości, dbają o nią. Ale ponieważ mają tak wiele muzeów, galerii, archiwów, bibliotek, jednostek badawczych - tym trudniej o finansowanie.

Pochodzi pani ze śląskiego Radlina. Jak zatem to porównanie wypada idąc w tę stronę, nieco bliżej Pragi – Czeski Śląsk, Śląsk Cieszyński, Śląsk. Czy różnica między praską a śląską instytucją kultury jest zatem mniejsza, bo dystans mniejszy?
Na Śląsku, gdzie polityka zawsze miesza się z kulturą, a kultura jest mocno nacechowana ciężarem kontekstu śląskości, bardzo trudno być dyrektorem instytucji kultury. Przede wszystkim trzeba znaleźć klucz do tego, jak opowiadać historię miejsca obciążonego silnym wpływem wspólnoty, i przełożenia gospodarowania na finansowanie kultury. W Polsce po 1989 roku wpływ bieżącej polityki zawsze był silny, niezależnie od tego, która ekipa była u władzy. Bardzo niewiele projektów jest de facto politycznym konsensusem. Na poziomie menedżerskim w muzeach pracuję od 2009 r. - nie tylko na Śląsku, ale i w Warszawie. Przeżyłam wiele ekip, więc wiem, o czym mówię. W Czechach zmiana władzy nie wpływa tak drastycznie na zmiany w polityce kulturalnej. Będąc na półmetku swojej misji dyrektora Galerii Narodowej zupełnie nie obawiam się zmiany w koalicji rządzącej, czy tego, że ktoś mi podziękuje.

A jak inny jest stosunek polityki do kultury w Czechach, najlepiej widać w pani historii z Andrejem Babišzem (byłym premierem, deputowanym do Izby Poselskiej Republiki Czeskiej - przyp. red.), który w połowie stycznia z mównicy sejmowej zapytał ministra kultury, kiedy zwolni „tę babę z Galerii Narodowej”, co wywołało w Pradze burzę. Domagano się, by panią przeprosił?
… Co też nastąpiło, sama nic nie musiałam robić. Wiele osób nalegało, żebym zabrała głos. Ale uważałam, że szkoda na takie przepychanki czasu. I nic nie musiałam robić. Pan Babiš przeprosił, bo wszyscy politycy, którzy to słyszeli, zwrócili mu uwagę, że nie może w ten sposób się wypowiadać. Zachowanie Babiša mnie nie zdziwiło: zdepersonalizował mnie nie używając mojego nazwiska, a przy tym wykorzystał fakt, że jestem kobietą, by zdeprecjonować moje kwalifikacje. Jednak patrząc na to, co udało mi się zrobić w Galerii, wiem, że moje zarządzanie pozwoliło ustabilizować instytucję, że dużo sprawniej funkcjonujemy zarówno w całej republice, jak i na arenie międzynarodowej. Naszą ambicją jest opowiadanie o czeskiej sztuce na własnych zasadach. Mieliśmy już prezentację w Brukseli, Paryżu, Estonii. Planujemy również wystawę w Polsce.

Jest pani na półmetku swojej pracy w Galerii, więc to dobry moment na podsumowania. Jak pani ocenia ten czas, co się pani udało?
Udało mi się poznać wymogi tej instytucji i kontekstu, w jakim funkcjonuje, lecz również wdrożyłam zmiany tam, gdzie były potrzebne. Uruchomiliśmy z zespołem procesy, dzięki którym zwiększyła się frekwencja, chociaż ciągle nie udało nam się uzyskać liczb z czasu przed pandemią, co jest związane z mniejszą liczbą turystów z Azji i zanikiem turystów rosyjskich. Zwracam teraz uwagę nie na cyfry przedstawiające liczbę zwiedzających daną wystawę, tylko na wpływ, jaki wystawa wywiera na otoczenie, tj. na pozyskanie nowych odbiorców.

Dlaczego zwraca pani uwagę właśnie na taki wpływ?
Odczuwam potrzebę takiego podejścia jeszcze mocniej po wystawie Petra Brandla, jednego z największych twórców czeskiego baroku, która była naszym największym jak dotąd sukcesem frekwencyjnym – odwiedziło nas 75 tys. osób. Odbrązowiliśmy twórczość tego artysty, opowiadając o jego rebelianckiej naturze, która była wyraźniejsza niż upływ czasu. I tak zwiedzający mogli się przekonać, że najbardziej „pobożne” obrazy powstały z potrzeby… spłacenia długów zaciągniętych z uwagi na hulaszcze życie. Brandl ma niezwykłą, barwną osobowość, co pomogło nam opowiedzieć o wadze jego twórczości, eksperymentach artystycznych polegających na fenomenalnym użyciu światłocienia i nakładania farby, a także postawie nieakceptującej struktur cechowych. W efekcie mamy do czynienia z twórcą, którego dzieła trudno pomylić z innymi, a w epoce baroku nie jest to oczywiste. Pomimo tego, iż Czesi są świadomi, że był jednym z najważniejszych twórców baroku, niewiele robiono, by ukazać jego twórczość w Europie.

Jak widzi pani obecnie swoją rolę jako szefowej Galerii Narodowej?
Teraz bardziej widzę swoją rolę w tym, by aby stworzyć warunki, aby czeską sztukę pokazać Europie. Nie chcę przywozić do Pragi wystaw sztuki europejskiej, bo taka jedna wystawa skonsumowałaby prawie cały budżet na wystawy. Fascynującym fenomenem, który w odróżnieniu od innych krajów europejskich przeniknął do sztuki użytkowej i architektury, był czeski kubizm. Bardzo się cieszę, że czeski kubizm już wkrótce, bo w 2026 r., będziemy prezentować w Krakowie w Muzeum Narodowym.

O swoich osiągnięciach mówi pni w liczbie mnogiej, podkreślając rolę zespołu. W Polsce mówiono o pani jako o twardej, wymagającej szefowej. Czyli musiała pani zmienić styl zarządzania zespołem?
Po pierwsze, nie jestem osobą, która chętnie opowiada o swoich sukcesach, nie pracuję też nad „marką osobistą”, nie jestem specjalnie aktywna w mediach społecznościowych - podziwiam jednak tych, którym to przychodzi naturalnie. Wydaje mi się to uczciwe wobec instytucji, którą kieruję. Dyrektorzy nie mają z reguły czasu np. na pracę naukową, jeśli naprawdę intensywnie pracują „z zespołem” i „zespołem”. Efekt mojej pracy to dobre funkcjonowanie zespołu, a nie osiągnięcia, które mogłabym lekką ręką sobie przypisać.

Praska Galeria Narodowa to potężna, jak na czeskie warunki, instytucja, prawda?
Narodowa Galeria Sztuki w Pradze to w zasadzie trzy muzea w jednym - jak w Polsce Zachęta, Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Narodowe w Warszawie w jednym. Tu mieści się cała kolekcja sztuki pochodząca z terenu obecnych Czech. Działalność tej ogromnej instytucji, mającej wiele nieruchomości, opiera się na dotacjach z ministerstwa, sponsoringu i dochodach własnych. Gdy zaczęłam pracę, bardzo szybko się przekonałam, że nie wolno mi przenosić kalki z polskich rozwiązań na tutejszy grunt, nie będą tu funkcjonować, ponieważ nie wynikają z tutejszej tradycji.

Na przykład co może nie zadziałać?
Tak było np. z grafiką plakatu. W Pradze, w tym prawdziwie „barokowym mieście”, nie będą się sprawdzać polskie minimalistyczne formy, czcionki czy metody pracy z obrazem. Minimalistyczne rozwiązania tu się gubią, a to przecież tylko czubek góry lodowej. Tych obszarów, które musiałam przewartościować, było bardzo wiele. Wciąż muszę pamiętać o tym, że wprawdzie tutejsza tradycja nie jest odległa od polskiej, ale wystarczająco daleka, żeby nie dało się stosować tych samych rozwiązań.

Zespołem ludzi również zarządza się inaczej niż polskim?
Tak, absolutnie musiałam zmienić sposób zarządzania zespołem. Ale nie wiem, czy to różnica wynikająca z narodowości czy ze zmian w sposobach zarządzania, które wynikają ze zmian społecznych. Teorie zarządzania szybko się zmieniają, być może w polskich zespołach teraz jest już podobnie. Tu ludzie są bardzo wrażliwi na sposób komunikowania się z nimi. Pracuje się zespołowo, większość pomysłów wypracowujemy razem, a następnie ewaluujemy je razem. Zamiast wymyślać sama wszystko, od początku do końca - co przyznaję zdarzało mi się w Polsce – rozmawiam z zespołem i deleguję. Musiałam się nauczyć bardziej ufać mądrości zbiorowej. Czasami pomysły nie są zgodne z moimi, ale lepiej zrealizować pomysł, co do którego zespół jest przekonany w 100 proc., niż mój, co do którego mają ogromne wątpliwości. Teraz wiem, że to jest tysiąc razy lepsza, skuteczniejsza metoda zarządzania. Wielkość tej instytucji uniemożliwia autorytarne zarządzanie.

Galeria jest większa jako instytucja niż Muzeum Śląskie?
Praska Galeria Narodowa to sześć zabytkowych budynków. Jesteśmy również odpowiedzialni za utrzymanie pawilonu w Giardini, gdzie odbywa się Biennale w Wenecji. W sumie mamy 30 tys. m kw. powierzchni wystawienniczej, a pracowników zaledwie 219. Muzeum Śląskie, gdy w nim pracowałam, zatrudniało 180 osób, a mówimy o niewyobrażalnie większej kolekcji: praska wynosi pół miliona eksponatów, przy 130 tys. w Katowicach. Teraz moja praca polega na tym, żeby ludziom podpowiadać kierunki i dawać realne zadania, ale nie za dużo naraz, ponieważ jest to naprawdę niewielki zespół w porównaniu z liczbą zadań, które realizujemy. Co więcej, wartość nabywcza budżetu, który mamy do dyspozycji maleje z uwagi na rosnące ceny energii i inflację. Trzeba być znacznie bardziej kreatywnym.

Pani naprawdę jest już stąd! Nawet ma pani wyczuwalny czeski akcent, a o ile dobrze pamiętam, konkurs na stanowisko wygrała pani w języku angielskim?
Rodzina mojej mamy wywodzi się z Radlina. Przemieszczanie się w poszukiwaniu pracy po Europie mam poniekąd wpisane w geny. Konkurs odbył się po angielsku, ale zadeklarowałam, że nauczę się języka w pół roku, choć wiele osób wątpiło, czy mi się uda. Uważam, że do pewnego stopnia wszystkiego można się nauczyć i poczuć się w tym wystarczająco kompetentnym, aby móc zarządzać tymi, którzy są ekspertami w danej dziedzinie. Uważam, że w pracy menedżerskiej tylko jednej rzeczy nie można się nauczyć – dojrzałości emocjonalnej. Wiedzę techniczną, finanse czy prawo można zawsze nadrobić. Zaufanie to najskuteczniejszy sposób zarządzania, a kluczem do zaufania jest również język. Udało mi się, nauczyłam się go dość szybko - wiele słów z naszego dialektu rybnickiego to przecież słowa czeskie. Niestety, jeszcze nie mogę powiedzieć, że biegle piszę, ale komunikuję się już prawie wyłącznie w języku czeskim i dużo czytam. Dziś czuję się, jakbym dostała drugie życie. Najwspanialszym momentem była wizyta w księgarni, kiedy nie musiałam pozostać przy regale „foreign books”, ale mogłam sobie kupić książkę w języku czeskim i ją przeczytać. Nie potrafię tego pani wyjaśnić, ale mówienie po czesku sprawia mi przyjemność, stąd może ten czeski akcent.

Jest tu pani bardzo szczęśliwa, nie tęskni pani za Polską?
Oczywiście, że tęsknię, ale to nie jest tak daleko, więc często jeżdżę do kraju. Ale muszę powiedzieć, że jest mnie teraz więcej, dostałam tu dodatkowe życie. Nikt mi nie zabrał Polski, tylko dał dodatkowe życie w Czechach, możliwość bycia w centrum innej kultury, ale oczywiście też i życia społecznego. Choć politycy, jak już powiedziałam, nie wpływają na naszą pracę, to jesteśmy bardzo blisko tego, co dzieje się w polityce. Myślę teraz o takich kwestiach, jak czeska prezydencja w UE. Jako galeria byliśmy odpowiedzialni za przygotowanie programu na prezydencję czeską w Brukseli. Również na poziomie dyplomatycznym pełnimy rolę pomostu, ponieważ jesteśmy miejscem, w którym możemy w sposób naturalny wesprzeć politykę zagraniczną. Czesi mają bardzo silne historyczne związki z Francją, co bardzo wymiernie odczuliśmy w trakcie wizyty prezydenta Emmanuela Macrona w naszej galerii. Muszę przyznać, że prezydent doskonale zna się na sztuce, zwiedzał naszą wystawę półtorej godziny, mimo zaplanowanej wizyty tylko na 45 minut.

Jakimi zbiorami może się pochwalić Galeria Narodowa? Dlaczego warto ją odwiedzić podczas wizyty w Pradze?
Zbiory mamy spektakularne, a zawdzięczamy to wizjonerom, którzy w latach 20. XX w. postanowili przeznaczyć pieniądze na dzieła sztuki z rynku, który dzisiaj nazwalibyśmy pierwotnym. Wiele osób, które były skupione wokół ówczesnego rządu, wywodziło się z grona historyków sztuki. Wymyślono, że za zebrane pieniądze kupią dobre dzieła sztuki zagranicznej, aby tym samym jeszcze mocniej zakorzenić się w Europie i zaznaczyć obecność Pierwszej Republiki Czechosłowackiej. Powstała komisja, która kupował te dzieła wprost z Paryża, dzięki czemu ta kolekcja sztuki francuskiej była największą w Europie poza granicami Francji. Siła tej kolekcji polega właśnie na niekwestionowanej proweniencji dzieł. W pierwszej połowie XX w. Praga po Paryżu była jedynym miastem z tak dużą kolekcją malarstwa francuskiego, co wynika z wieloletnich, bliskich relacji dyplomatycznych we wszystkich sferach, nie tylko kulturalnej.

Teraz prezentujecie w galerii wystawę, która jest idealnym podsumowaniem pani pierwotnego pomysłu na Galerię Narodową, czyli rozszerzenie grona odbiorców. Prezentujecie sport w sztuce. Czy przyświecał wam ten cel – wyjście z przekazem poza grono tradycyjnych odbiorców sztuki?
To pomysł moich pracowników i jest wynikiem naszej współpracy z generalnym partnerem, jakim jest Komerční banka. Czesi kochają hokej, a bank ma w swej strategii wpisane wspieraniu i sportu i sztuki. Wystawa nazywa się „Na led”, więc przede wszystkim pokazujemy sztukę obrazującą zabawę i sporty zimowe. Jest też trochę moderny i sztuki współczesnej – bardzo ciekawe dzieła stworzone specjalnie na tę wystawę. Stare Miasto w Pradze zawsze było świadkiem najważniejszych narodowych wydarzeń, jak np. olbrzymia euforia po zwycięstwie Czechów w Nagano, a niedawno ponownego wybuchu radości, gdy zostali mistrzami świata w hokeju na lodzie pokonując Szwajcarię. Serdecznie zapraszam na tę wystawę również kibiców i wielbicieli sztuki z Polski. Jestem przekonana, że Polacy też się w niej doskonale odnajdą. Wystawa potrwa do 27 października.

*** Alicja Knast z wykształcenia jest muzykolożką, wykładała na London Metropolitan University, stypendystka The Metropolitan Musuem of Art w Nowym Jorku. Pracowała jako kuratorka w Muzeum Fryderyka Chopina, była pełnomocnikiem ds. wystawy głównej Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, a następnie jego dyrektorką. W lipcu 2014 r. została dyrektorką Muzeum Śląskiego w Katowicach. Równocześnie kierowała przez dwa lata Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. W styczniu 2020 r. Zarząd Województwa Śląskiego odwołał ją ze stanowiska dyrektorki Muzeum Śląskiego. W czerwcu 2020 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach stwierdził, iż odwołanie Alicji Knast ze stanowiska jest nieważne. Od 2021 r. po wygranym konkursie jest dyrektorką generalną Galerii Narodowej w Pradze.

Muzeum slaskie katowice

Może Cię zainteresować:

Kto nowym dyrektorem Muzeum Śląskiego po skompromitowanej Marii Czarneckiej? Ogłoszono konkurs na to stanowisko

Autor: Katarzyna Pachelska

03/10/2024

Zamek w Karwinie, Czechy

Może Cię zainteresować:

Galeria Narodowa w Pradze otwiera na zamku Fryštát w czeskiej Karwinie stałą wystawę „Ballada górnika: Sto lat górnictwa w sztuce”

Autor: Katarzyna Pachelska

10/09/2024

Muzeum Śląskie

Może Cię zainteresować:

Dyrektorka Muzeum Śląskiego zwolniona niezgodnie z prawem. "GW": Zapadła decyzja NSA

Autor: Patryk Osadnik

08/06/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon