- Uważam, że moim obowiązkiem jest ostrzegać, kiedy wiem, że sprawy idą w złą stronę i czasem się wyłamać z tego zbyt biernego chóru poselskiego - tłumaczy Andrzej Sośnierz.
Andrzej Sośnierz, rocznik 1951, jest na wirażu po tym, jak Porozumienie Jarosława Gowina usunęło go ze swoich szeregów za „przyłączenie się koła Polskie Sprawy do obozu rządowego”. Wygląda jednak na to, że i ten zakręt w politycznej karierze ma pod kontrolą.
– Nie wolno państwa polskiego osłabiać, destabilizować w dobie globalnej walki o wpływy oraz konfliktu zbrojnego za naszą granicą – tłumaczy Andrzej Sośnierz swoje zbliżenie z Prawem i Sprawiedliwością, choć nie tak dawno dość ostentacyjnie opuścił klub PiS. Mówił nawet publicznie, że „brzydziła” go polityka kadrowa rządzącej partii, to rozpasanie w państwowych spółkach ludzi bez kompetencji, to szukanie haków na przeciwników.
– Nie oznacza to jednak, że teraz przestanę rząd krytykować – dodaje.
Nie jest to pierwszy polityczny wiraż Andrzeja Sośnierza. Właściwie całe jego polityczne życie sprowadza się do sondowania różnych partii. Działał kolejno w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, Unii Polityki Realnej, Inicjatywie dla Polski, Platformie Obywatelskiej, Prawie i Sprawiedliwości, Polsce Razem Jarosława Gowina.
– Jestem bardzo stabilnych poglądów – przekonywał, gdy po raz pierwszy startował do parlamentu z listy PiS-u. – To partie, do których należałem, zmieniały zdanie, one mnie rozczarowywały, bo nie trzymały kursu.
Gdy wystąpił z klubu PiS, założył w kwietniu 2021 roku – z dwojgiem byłych posłów Kukiz’15 – koło Polskie Sprawy. Zapowiadał, że nie będą totalną opozycją, bo to byłby błąd.
– Porozumienie z PiS-em, zawarte teraz w czerwcu, dotyczy właśnie tego, że nie będziemy wspierać destabilizacyjnych działań, bo nie wolno Polski osłabiać. Chcemy natomiast wspierać działania wzmacniające państwo polskie – wyjaśnia Andrzej Sośnierz. – Na dziś mamy dwa zadania do wykonania; Agnieszka Ścigaj zajmie się strategią na rzecz uchodźców z Ukrainy, a ja skłoniłem rząd do zastanowienia się nad sensem ustawy o restrukturyzacji szpitali, zwłaszcza utworzenia nowej instytucji: Agencji Rozwoju Szpitali. Mam nadzieję, że uda mi się tę ustawę powstrzymać przed uchwaleniem przynajmniej w takiej postaci, jaka ona jest. Mam takie obietnice.
Nie oszczędzał rządu PiS
Andrzej Sośnierz jest wyrazistą postacią życia politycznego, choć częściej pozostaje w cieniu wielkich wydarzeń. Bywa, że w głębokim ukryciu. To m.in. on stał za woltą z Wojciechem Kałużą, co skutkowało przejęciem przez PiS władzy w województwie śląskim. Kałuża w wyborach samorządowych w 2018 roku uzyskał mandat radnego sejmiku śląskiego z listy Koalicji Obywatelskiej, po czym dał się przekabacić i zawarł porozumienie z PiS, co dało tej partii minimalną przewagę. W podzięce został wicemarszałkiem.
Andrzej Sośnierz widział w tej zagrywce nowe szanse dla Śląska, ale teraz mówi: – Mój optymizm, że będzie lepiej, wygasł.
Powściągliwy jest także w ocenie reformy wymiaru sprawiedliwości, choć kiedyś uważał, że należy dać szanse Zbigniewowi Ziobrze. – Niewiele te reformy zmieniły w sądownictwie – komentuje. A podpowiadał, żeby na nowo przemyśleć idę trójpodziału władzy. Skoro bowiem władza ustawodawcza i wykonawcza ma być rozdzielona, to minister nie powinien być posłem. Taki układ załamuje logikę demokracji.
Od początku pandemii bezlitośnie krytykował poczynania rządu Zjednoczonej Prawicy. – Cóż mogę teraz powiedzieć: znów jesteśmy spóźnieni – komentuje. Sam czwarty raz złapał covida. – Należałoby znów uruchomić punkty wymazowe, ale tego nie robimy – dodaje. – Samoizolacja jest najskuteczniejszą metodą walki z tym wirusem. Trzeba konsekwentnie izolować ludzi, którzy są chorzy. Maseczki? Pod warunkiem, że będą jednorazowe: wkładam i wyrzucam, bo inaczej stają się magazynem wirusów i bakterii.
Bezlitośnie obnaża słabości rządu. Marcinowi Zasadzie mówił w wywiadzie: – Jeśli sprawa wyborów kopertowych zostanie zatuszowana, to będzie znaczyło, że Polska jest państwem mafijnym.
I co? Nic się nie dzieje w tej sprawie zmarnowania milionów złotych przez rząd PiS.
– Nasza polityka jest mierna, małostkowa i nieskuteczna. Do tego rząd PiS sam wywołuje absurdalne konflikty, a potem jeszcze kompromituje się w oczach społeczności międzynarodowej. Swoją nieporadnością, kłamstwami – dodał odnosząc się do konfliktu z Czechami, którym kopalnia w Turowie wyrządza szkodę. Polaków kosztował ten konflikt 68,5 mln euro. Pieniądze zostały potrącone z funduszy dla Polski. I też nic się w tej sprawie nie dzieje.
Suchej nitki Andrzej Sośnierz nie zostawił na Polskim Ładzie, który zakładał łatwiejszy dostęp do lekarza, zwiększenie wydatków na zdrowie w ciągu najbliższych sześciu lat do 7 proc. PKB.
– Polski Ład to program, jak wydać pieniądze, nie uzyskawszy żadnego efektu dla pacjentów – ocenił w rozmowie z Rzeczpospolitą . – Ludzie zobaczą efekt w niektórych miejscach, ale zmiana nie będzie systemowa. Powstanie układ zamknięty do wydawania pieniędzy. My te pieniądze wydamy, ale będzie to z zerowym pożytkiem dla pacjentów.
Z kim ja przegrywam?
Jego polityczna aktywność pełna jest wzlotów i upadków. Szybko godzi się ze stratami i idzie dalej. Był lekarzem wojewódzkim od 1991 do 1998 roku, dyrektorem Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych w latach 1999-2002, do czasu ostrego konfliktu z ówczesnym ministrem zdrowia Mariuszem Łapińskim w rządzie Leszka Millera, prezesem Narodowego Funduszu Zdrowia w latach 2006-2007, za poprzednich rządów PiS-u.
Do Sejmu trafił po raz pierwszy w 2005 roku jako kandydat PO. Na krótko, bo popadł w konflikt z partią, będąc ciągle zwolennikiem utworzenia tzw. POPiS-u, czyli koalicji PO i PiS. I wtedy związał się z PiS-em. Też nie na długo. W roku 2010 wystąpił z Klubu Parlamentarnego PiS i ogłosił przejście do klubu Polska jest Najważniejsza.
Dwukrotnie, bezskutecznie, startował na stanowisko prezydenta Katowic. Po raz pierwszy w roku 2002 (ale został radnym PO), a drugi raz w 2014, kiedy to w drugiej turze przegrał z kandydatem w zasadzie nieznanym, o mniejszym dorobku w sferze publicznej – Marcinem Krupą, popieranym przez poprzednika. Odczuł to boleśnie. Pogratulował zwycięzcy, ale dodał, że katowiczanom zabrakło odwagi na zmiany. – Mechanizmy solidarności grupowych są silniejsze niż można się tego było spodziewać – uzasadniał. – Nie liczy się to, ile człowiek zrobił. I tak z tą solidarnością przegra.
Gdy nie uzyskał reelekcji w wyborach parlamentarnych (2011 rok), został dyrektorem Górnośląskiego Parku Etnograficznego w Chorzowie, instytucji kultury marszałka śląskiego. Jego nominacja na to stanowisko w 2012 roku wywołała konsternację, bo co lekarz może wiedzieć o spichlerzach, wiatrakach i starych chałupach chłopskich. Kto znał Andrzeja Sośnierza, wiedział, że historia, zwłaszcza odległa, wciąż jest w kręgu jego zainteresowań. Sprawną ręką prowadził Fundację Zamek Chudów. Sędziwa budowla z pierwszej połowy XVI wieku była ruiną, ale fundacja, której Sośnierz był założycielem i prezesem, zaczęła dodawać jej blasku. Przejęła obiekt w roku 1999 i parę lat później odbudowano zamkową wieżę, w której zorganizowano muzeum, podniesiono mury wokół dziedzińca, prowadzono prace wykopaliskowe. Wprawdzie potem Andrzej Sośnierz popadł w kłopoty z prawem, ale to już inna opowieść.
Chudów tylko potwierdzał zdolności organizacyjne Andrzeja Sośnierza. Dostał nawet nagrodę marszałka województwa za ochronę zabytków.
Fundacja Zamek Chudów jest także właścicielem wieży książęcej w Siedlęcinie koło Jeleniej Góry i ruin zamku w Owieśnie oraz opiekuje się zespołem klasztorno-pałacowym we Wierzbnej koło Świdnicy. Od wielu lat ściśle współpracując z gminą Stara Kamienica koło Jeleniej Góry zabezpiecza ruiny tamtejszego zamku. Przejęła w 2010 roku nieruchomości w Rudzie Śląskiej związane z przemysłowcem Karolem Godulą.
Andrzej Sośnierz miał świadomość, że chorzowski skansen to wciąż niewykorzystane miejsce, że powinien być czymś więcej niż tylko spacerniakiem. Zaczął więc pokazywać mieszkańcom Górnego Śląska, że tu jest ich dziedzictwo. Będąc dyrektorem skansenu uruchomił działalność naukową, wydawniczą. Co roku wydawał kilka pozycji naukowych, a także Rocznik Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie. Szukał znanych rodów wiejskich, zapraszał na spektakle teatralne, Festiwal Pieśni Wędrownych i wiele innych. Przychodziły nagrody za konserwację, za wydawnictwa, za rekonstrukcję kościoła z Bobrka. Zwiększył frekwencję o sto procent przy tych samych środkach, a przychody własne – ponad trzykrotnie. I wówczas zarząd województwa śląskiego nie przedłużył z nim umowy.
Andrzej Sośnierz był wtedy posłem, w 2015 roku wystartował do Sejmu RP z listy PiS, jako przedstawiciel Polski Razem, potem przekształconej w Porozumienie Jarosława Gowina. Został posłem niezawodowym, tylko z dietą, pensję otrzymywał w skansenie.
– Praca w skansenie może nie jest dobrze płatna, ale to nie jest najważniejsze. Lubię pracę w obszarze kultury, pracę konkretną – wyjaśniał.
Rządząca w Katowicach koalicja PO, PSL i RAŚ ogłosiła konkurs na dyrektora skansenu, Andrzej Sośnierz do niego stanął, ale wygrał ktoś znikąd. Zdecydowała więc polityka?
– Ciągle się łudzę, że liczą się przede wszystkim kompetencje. Sam kieruję się nimi w wyborach personalnych – mówił wtedy. – Kierowałem Wydziałem Zdrowia w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach, zarządzałem Śląską Regionalną Kasą Chorych, byłem prezesem NFZ i zawsze stawiałem na ludzi kompetentnych, bo sam niewiele mogę zrobić. Jeśli zespół nie pracuje ze mną i nie potrafi przyjąć moich poleceń, to nic się nie uda. Moje doświadczenie życiowe też pokazuje, że jeśli chcesz panować nad sytuacją, nad zarządem to niekoniecznie z kumplami i przyjaciółmi, ale przede wszystkim z dobrym zespołem fachowców. Nie podoba mi się to wymiatanie poprzedników przez kolejne ekipy. Naprawdę, ubolewam nad tym. To nie jest dobra droga dla państwa.
Media wielokrotnie spekulowały o możliwości powołania Andrzeja Sośnierza na szefa Narodowego Funduszu Zdrowia, albo na stanowisko ministra zdrowia. W komentarzach dziennikarze słyszeli, że jest niesterowalny, niespolegliwy, no i ciągle coś mu się nie podoba.
– Przyjaciel powinien być krytyczny, a nie tylko chwalić – odpowiada na te zarzuty.
W 2019 roku wystartował na dyrektora śląskiego oddziału NFZ. Uzasadniał, że bardziej nadaje się do bezpośredniego zarządzania niż do sejmowania. Był posłem z list Zjednoczonej Prawicy. On, absolwent Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, przegrał konkurs z Piotrem Nowakiem, z wykształcenia pedagogiem.
Jako członek Porozumienia Jarosława Gowina kandydował też bez powodzenia w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku.
Sośnierz przed sądem
W tle całej tej aktywności społecznej i politycznej dawno temu toczyły się w sądzie sprawy karne przeciwko Andrzejowi Sośnierzowi. Wyszedł z nich obronną ręką.
Jedna z nich dotyczyła niegospodarności w Śląskiej Regionalnej Kasie Chorych, gdy był jej dyrektorem i wprowadzał chipowe karty ubezpieczenia zdrowotnego. Zastępowały one obowiązujące w całym kraju papierowe książeczki zdrowia. Prokurator zarzucił Sośnierzowi, że zaniechał szukania reklamodawców na te karty chipowe, odstępując usługę firmie ComputerLand. I to ta firma zgarnęła 3,2 mln zł.
Andrzej Sośnierz wyjaśniał przed sądem, że zgodnie z prawem nie mógł prowadzić działalności gospodarczej, dlatego sam nie szukał oferentów, a za oddanie powierzchni reklamowej dostał zniżkę od ComputerLandu na te właśnie karty. Za każdą zapłacił 3 zł, co w sumie dało ponad 5 mln oszczędności. Ostatecznie w 2007 roku katowicki sąd prawomocnie uniewinnił Sośnierza uznając, że działał w usprawiedliwionym błędzie, co do okoliczności popełniania czyny zabronionego.
Zdecydowanie gorzej zapowiadało się śledztwo katowickiej prokuratury w sprawie ewidentnego konfliktu interesów. Gdy Andrzej Sośnierz kierował Śląską Regionalną Kasą Chorych, firmy medyczne wpłacały na konto Fundacji Zamek Chudów pieniądze, przeznaczone na odrestaurowanie zabytku. Po tych darowiznach prace remontowe przyspieszyły. Cel był szczytny, ale relacje biznesu ze sferą publiczną pełne podejrzeń.
Prokuratora w Polsce umorzyła śledztwo wobec braku znamion przestępstwa. Natomiast sąd w USA ukarał amerykańską firmę farmaceutyczną – sponsora Fundacji Zamek Chudów – grzywną w wysokości 500 tysięcy dolarów za te właśnie niebezpieczne związki z dyrektorem Sośnierzem.
Indywidualista polityczny
– Wygląda na to, że zaczęła się III wojna światowa. I dlatego nie należy destabilizować państwa, bo takie są zamiary wszystkich naszych przeciwników za obydwiema granicami. Nie należy osłabiać Polski poprzez konflikty wewnętrzne, rozpad rządu, jaki by nie był – powtarza Andrzej Sośnierz i szykuje się do jesiennej próby założenia odrębnego stronnictwa politycznego na bazie Polskich Spraw.
Jakie ma szanse? Komentuje dr Tomasz Słupik, politolog UŚ.
– Jakąś szansę widzę, choć niedużą, ale politycy od tego są, żeby ryzykować – mówi dr Słupik. – Jesień to dobry czas, aby zdążyć zaistnieć przed przyszłorocznymi wyborami. Pytanie, czy będzie miejsce dla nowego stronnictwa na tej mocno spolaryzowanej scenie politycznej i jaki program przedstawi. Samo nazwisko Andrzeja Sośnierza to trochę za mało. Kapitał polityczny zbudował na osiągnięciach Śląskiej Regionalnej Kasy Chorych. W regionie wciąż cieszy się popularnością, jest rozpoznawalny, ale na scenie ogólnopolskiej, na tę chwilę, raczej – nie. Poza tym zakładanie ugrupowania to ciężka praca w terenie. Andrzej Sośnierz pewnie ma grono młodych ludzi, którzy tę pracę wykonają.
Andrzej Sośnierz zasłużył sobie na opinię dobrego organizatora. Ma prawno-biznesowe doświadczenia. Warto też przypomnieć, że to właśnie on w latach 80. był jednym z pierwszych w Polsce lekarzy wykonujących badania ultrasonograficzne. A na pewno pierwszy w południowej Polsce zaczął je wykonywać i wprowadzać do praktyki klinicznej w Szpitalu Kolejowym w Katowicach-Ligocie. Jego potencjał nie jest wykorzystywany przez rządzących, choć ma się czym dzielić.
– Andrzej Sośnierz nie mieści się w partyjnych realiach, jest indywidualistą politycznym. Z jego puntu widzenia to jest zaleta, ale dla partii już nie do końca. Partia na zewnątrz musi prezentować jednomyślność – dodaje dr Słupik.
Po jednym z niepowodzeń Andrzej Sośnierz żartował, że może teraz osobiście zajmie się badania archeologicznymi, bo zwykle tylko się im przygląda. Zawsze o nich marzył, ale nie miał czasu na realizację.
Po czym znów stawał w polityczne szranki.