Lokalsi nazywają ten region Ostbelgien, co nam naturalnie umiejscawia go na mapie. Stolicą regionu autonomicznego jest miasto Eupen, z którego już rzut beretem do niemieckiego Akwizgranu. Znacznie bliżej niż do jakiekolwiek większego miasta belgijskiego. Jednak co ważne, Ostbelgien jest zamieszkałe przez niemieckojęzyczną mniejszość belgijską. Ale co najważniejsze, mieszkańcy Ostbelgien to nie Niemcy, nie Flamandowie i nie Walończycy, a Belgowie niemieckojęzyczni. Mają też swój lokalny język, który nazywają mową dawnych czasów (Alltagssprache), lecz na co dzień mówią w literackim niemieckim. Region liczy sobie 77 tys. mieszkańców, ma 854 km kw. powierzchni (Górny Śląsk ma dla porównania 5,2 mln mieszkańców i 20 373 km kw. powierzchni) oraz autonomię.
Historia Belgii nie była nigdy moim konikiem i jeżeli popełnię błędy, to przepraszam, ale mimo wszystko musimy sobie zacząć od historii Eupen i Malmedy. Zaczniemy regionalnie i punktowo, jak najwięcej o Eupen. Znane nam osadnictwo średniowieczne zaczyna się około VII wieku i ma związek z osadnictwem benedyktynów oraz mieszczącym się tam klasztorem. Wraz z postępującym średniowieczem Malmedy były częścią księstwa luksemburskiego, a Eupen księstwa limburskiego. Oba natomiast wchodziły w skład Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Był to region niemieckojęzyczny, ale nie mówiono tam bynajmniej we współczesnej niemczyźnie ani w starym wysokim niemieckim. Były to dialekty średnio-nisko-niemieckiego, najpewniej z tej samej rodziny co język wilamowski, występujący w województwie śląskim. Zatem był to region pogranicza, zachodnie krańce Cesarstwa Rzymskiego. Wszystko zmieniło się w 1795 roku. Francja w wyniku wojny zdobyła region i rządziła nim do 1815. Eupen graniczyło i nadal graniczy z francuskojęzyczną Walonią, co też powinno pomóc nam zrozumieć skąd pojawili się tam Francuzi. Po kongresie wiedeńskim Eupen i Malmedy przypadły Prusom, a sąsiednia Walonia i Flandria Niderlandom. W 1830 roku oba regiony – francuskojęzyczna Walonia i flamandzkojęzyczna Flandria – wywalczyły sobie niepodległość i uformowały państwo – Belgię.
Wraz z XIX-wiecznymi procesami narodotwórczymi mieszkańcy przyszłych Ostbelgien zaczęli identyfikować się jako Niemcy, a w Belgii mieliśmy dość specyficzny proces. Otóż w oparciu o dwa języki rozwijały się dwa narody (waloński i flamandzki), które razem tworzyły wspólnotę polityczną pod postacią Belgów. Coś egzotycznego w ramach naszej części Europy, ale zarazem coś innego (choć bliskiego) niż niemiecka dwustopniowa tożsamość narodowa (Heimat i Vaterland). U progu I wojny światowej w Eupen i Malmedy mieszkali w większości Niemcy, którym blisko było do Belgii, choć traktowali ich jako sąsiadów (Interesujesz się śląską tożsamością? Zapisz się i bądź na bieżąco – https://www.slazag.pl/newslett...).
Po wojnie oba regiony zostały jednak odebrane Prusom i włączone do Belgii w 1920 roku. Swoją drogą to niesamowite, że w latach 1815-1918 Świerklaniec i belgijskie Eupen były w jednym państwie. Wróćmy do Ostbelgien. Mieszkańcom naszego regionu bardzo nie spodobała się decyzja Wersalu. Byli wrogo nastawieni do państwa belgijskiego, a państwo do nich. Pojawiło się wiele głosów rewizjonistycznych, a gdy w 1940 roku Adolf Hitler zajął Belgię i włączył Ostbelgien do Rzeszy, spotkało się to z entuzjastycznym przyjęciem lokalnej ludności. Gorzej z odbiorem było jednak im dłużej trwała wojna, głównie z powodu poboru do Wehrmachtu.
Po wojnie Ostbelgowie byli postrzegani jako zdrajcy państwa belgijskiego, a wśród nich samych zaszedł bardzo ciekawy proces, mianowicie przestali się czuć Niemcami. Podobnie jak Austriacy po II wojnie światowej. Zaczęli mówić, że są niemieckojęzycznymi Belgami, a w latach 80. XX wieku Walonia przyznała im autonomię, prawo do nauki i ochrony języka. Dziś podkreślają, że nie są Niemcami, ale też nie są Flamandczykami czy Walończykami. Nikt nie widzi w nich zagrożenia, jawnej opcji niemieckiej czy separatystycznych ruchów mających obalić kraj i reaktywować III Rzeszę Niemiecką.
Eupen nie jest jednak Górnym Śląskiem i wiele nas różni. Przede wszystkim nieporównywalna jest zmiana tożsamości narodowej pod względem tego, jak u nas ten proces wyglądał. Na początku XX wieku Górny Śląsk nie był wyłącznie śląskojęzyczny (chodzi o słowiański języki), polskojęzyczny czy niemieckojęzyczny. Nie miał też tak jasno określonego poczucia wspólnoty narodowej i w dwudziestoleciu międzywojennym nie buntował się przeciwko Polsce. Jednak podobna była historia stosunku do III Rzeszy, gdzie początkowy entuzjazm przerodził się w rozczarowanie i przerażenie, bo w 1939 roku nie wróciły te Niemcy, które były nostalgicznie wspominane przez wielu górnoślązaków. Tak samo ci, którzy żyli po stronie niemieckiej, zorientowali się z czasem, że to nie jest do końca takie państwo, jakiego by chcieli. Poza tym Ostbelgowie mają doświadczenie bycia traktowanymi jak obywatele drugiej kategorii oraz mają doświadczenie prześladowania ich języka. W wielu miejscach mieszkańcy Eupen mówią to samo, co mogą powiedzieć Ślązacy.
Język wbrew pozorom nas różni. Tak, zarówno na Górnym Śląsku jak i Ostbelgii autochtoni mówią innym językiem niż ogólnopaństwowy, ale Ostbelgowie mówią niestety w hochdeutschu. Istnieje świadomość języka dawnych dni (Alltagssprache), lokalnych gwar niemieckich oraz własnego słowotwórstwa, ale co z tego, jeśli w tym nikt już praktycznie nie mówi. Dzieci w szkołach są uczone literackiego niemieckiego, a najstarsi (jak to mają we zwyczaju) umierają. Kolejne małe języki Europy zanikają (Interesujesz się śląską tożsamością? Zapisz się i bądź na bieżąco – https://www.slazag.pl/newslett...).
Możemy odnieść się do dwóch aspektów, gdy porównujemy Ostbelgię z Górnym Śląskiem. Z jednej strony to miejsce, gdzie możemy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak wygląda nauka jeżyka mniejszości i jak może wyglądać autonomia. Widać, że na zachodzie nikt tego nie odbiera za separatyzm, a efektywne zarządzanie państwem i poszanowanie praw mniejszości. Jednocześnie to miejsce, które pokazuje nam, co się stanie, gdy język śląski umrze. Naprawdę, pierwszy raz w swoim życiu tak mocno doceniłem to, co dziś robimy z językiem śląskim. Bo z Eupen mamy te same doświadczenia odnośnie języka i nakładają nam się pokolenia. Ludzie od lat 20. XX wieku mieli ograniczane używanie języka domowego, a od lat 40. był on rugowany ze szkół. W Belgii język odrodził się jednak jako jego literacki kuzyn, niewłasny wariant literacki. Alltagssprache umiera na naszych oczach i nie ma już szans na ratunek. Na Górnym Śląsku są i to duże. I wiecie co, gdy patrzę na działającą autonomię, kosztem takich fikołków jak zanik własnego języka, to stwierdzam, że naszym priorytetem jest ochrona tożsamości i języka. Polityka federalistyczna to zdecydowanie dalsze priorytety. Oczywiście scenariusz, gdy język śląski i kultura znikną kosztem autonomii jest nierealny, ale jeśli nie będziemy pracować z językiem, to może kiedyś tak się stanie. No i przede wszystkim Eupen to przestroga dla zaniku niepowtarzalnej kultury oraz miejsce, gdzie możemy patrzeć, jak wygląda autonomia dla mniejszości językowej. A poza tym ładnie tam jest i warto się wybrać na wakacje, co też uczyniłem w ramach poszukiwania Śląska w Niemczech i Belgii. Więcej informacji wkrótce.