KPL, czyli starsze niż Troja
Zgoda, kultura pucharów lejkowatych to nie brzmi dobrze. Chyba nie ma studenta historii czy archeologii, który natknąwszy się po raz pierwszy na tę nazwę w uniwersyteckim podręczniku, co najmniej by się nie uśmiechnął, a ile nie zarechotał. Cóż począć. Taką kiedyś nazwę nadali archeologowie bezimiennemu ludowi twórców megalitów, zamieszkującemu kiedyś szmat Europy od Jutlandii i południowej Skandynawii aż po część dzisiejszej Ukrainy. Kiedyś – czyli mniej więcej w latach 3700-1900 przed nasza erą. Podkreślmy – ogromnie dawno, bo aż w neolicie, czyli młodszej epoce kamienia.
KPL (taki to skrót dla niej ukuto – może dlatego, by brzmiało poważniej) wykształciła się w pierwszej połowie IV tysiąclecia przed Chrystusem. Ba, żeby tylko przed Chrystusem. To były czasy, gdy nie istniały jeszcze egipskie piramidy. Najstarszą znaną z nich, Dżosera, zbudowano około 2650 r. p.n.e. Najsłynniejsza, Cheopsa, powstała około roku 2560 p.n.e. Budowniczowie megalitów odeszli w mroki historii jeszcze zanim narodziła się i spłonęła homerycka Troja. Katastrofa miasta, które ostrożnie utożsamiają z nią archeologowie, nastąpiła w połowie XIII w p.n.e. bądź w początkach XII w. p.n.e. Przyjmijmy, że około 1200 roku przed Chrystusem. Twórcy megalitów z Bukowej Góry ustawiali je tam jakieś dwa i pół tysiąclecia wcześniej. Dwa i pół raza dawniej niż cała historia Polski! Zagłębiowskie megality są też o całą historię Polski starsze niż piramidy. Proszę sobie wyobrazić tę skalę czasową.
Co wiemy o tych, którzy prawdopodobnie byli twórcami megalitów? Zamieszkiwali Europę jeszcze na długo przed tym, jak przybyli tutaj Indoeuropejczycy. Byli rolnikami, hodowcami, w mniejszym stopniu myśliwymi. Znali garncarstwo (choć jeszcze nie koło garncarskie), któremu KPL zawdzięcza swoją naukową nazwę, pochodzącą od glinianych naczyń o charakterystycznym, stożkowatym kształcie (choć wytwarzali też masę innych). Niewykluczone, że potrafili już orać ziemię radłem zaprzężonym w woły.
A do tego palili lasy. Oj, jak palili! Przeniesione w czasie Nadleśnictwo Siewierz, tak życzliwe wobec naukowców badających Bukową Górę, nie byłoby zachwycone tym, co wtedy się działo. Za czasów KPL tereny dzisiejszego Śląska i Zagłębia pokrywała puszcza, znad której częstokroć biły wysoko w niebo pióropusze dymów, doskonale widoczne z takich wyniosłości terenu jak Bukowa Góra. „Na terenach o krajobrazie naruszonym, noszącym wyraźne piętno oddziaływania gospodarczego, nowiznę zdobywano karczując i spalając młode drzewa i krzewy. W rejonach dziewiczych chwytano się wypalania lasów. Posługiwanie się na większą skalę ogniem wywoływało intensywną deforestację (odlesienie). Drzewa i krzewy usuwano siekierami i toporami” – piszą archeologowie Edelgarda M. Foltyn i Eugeniusz Foltyn w książce „Ziemie Górnego Śląska od epoki kamienia do wczesnego średniowiecza”. Czy posługiwanie się na tak wielką skalę niszczącym, ale zarazem życiodajnym – bo ostateczne umożliwiał uprawę ziemi – ogniem, nie miało aby wpływu na wierzenia tych ludzi? Nie można tego wykluczyć.
Czciciele potencji i witalności
O wierzeniach tych wiemy niewiele. Co nie znaczy, że nic. Obrządki pogrzebowe KPL – częściej szkieletowe, ale także ciałopalne – świadczą o tym, że ludzie ci wierzyli w życie pozagrobowe oraz jakiegoś rodzaju kontakty zmarłych z żywymi. Oddawali część przodkom i być może zwierzętom. Niektóre wykopaliska sugerują, że czcili słońce i księżyc. Ponadto – piszą państwo Foltynowie: „Szerzył się kult płodności, który uległ przewartościowaniu. Na kult matki – rodzicielki nałożył się kult pierwiastka męskiego. Adorowano męską potencję i siłę witalną, męską potęgę płodzenia”. Autorzy wspominają też o istnieniu już starszyzny rodowej (która kontrolować miała handel dalekosiężny, co nie pozostałoby bez wpływu na jej zamożność) i kształtowaniu się zrębów stałego wodzostwa. W społeczeństwa na tym szczeblu rozwoju wódz musiał być zarazem czarownikiem bądź kapłanem – w każdym razie pośrednikiem między światem namacalnym a duchowym.