Dom tekstylny Weichmanna (Seidenhaus Weichmann -jego właścicielem był kupiec Erwin Weichmann), zaprojektowany przez Ericha Mendelsohna, ma szansę wpisu na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, o czym ŚLĄZAG.PL informował jako pierwszy. Miałby być wypisany na listę wraz z innymi dziełami słynnego niemieckiego architekta Ericha Mendelsohna.
Dom tekstylny został wybudowany w latach 1921 i 1922. Był pierwszym tak awangardowym budynkiem w Europie i stał się pierwowzorem dla wielu słynnych domów towarowych w Niemczech, między innymi w Stuttgarcie, Norymberdze, Breslau i Chemnitz. Dziś jest najcenniejszym zabytkiem śląskiego modernizmu z międzywojnia.
Więcej:
- Najważniejszy zabytek śląskiego modernizmu na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO? Procedura ruszyła
- Najważniejszy i najbardziej niedoceniony zabytek na Górnym Śląsku od 100 lat stoi w Gliwicach. Dom Tekstylny Weichmanna
Rozmowa z Rafałem Drobczykiem, architektem z Gliwic, właścicielem Pracowni Architektonicznej Rafał Drobczyk
Zna pan dom tekstylny Weichmanna w Gliwicach przy ul. Zwycięstwa 37?
Oczywiście! To wyjątkowy obiekt. Zapoznałem się z tym budynkiem już w wieku 17 lat, gdy mój wujek, wiedząc, że chcę być architektem, przesłał mi z niemieckiego dziennika artykuł o domu Mendelsohna i o samym architekcie. To mnie zmotywowało też do szukania informacji o innych modernistycznych budynkach w Gliwicach. Okazało się, że mój dziadek przed wojną był odpowiedzialny z ramienia magistratu za to, by w Gliwicach budować tzw. „sidlungi” przy ul. Tarnogórskiej, Mickiewicza. Był też członkiem rady parafialnej gdy rozstrzygano konkurs na projekt kościoła Chrystusa Króla. Więc tak, ten obiekt jest mi dobrze znany, choć ja mówię o nim nie „dom tekstylny”, ale „dom Mendelsohna”, od nazwiska architekta. Nawet urządzałem wycieczki do tego domu.
Wycieczki?
Zaraz po studiach architektonicznych, przez 2 lata byłem nauczycielem plastyki w II Liceum Ogólnokształcącym w Gliwicach. Zabierałem młodzież i robiliśmy sobie wycieczki po mieście. Chciałem tym dzieciakom przybliżyć nie tylko architekturę miasta, ale i urbanistykę, wskazać, jak to miasto jest zaprojektowane. Ma osie, naprowadzenia na końcu osi, są dominanty zamykające pierzeję. Nieczęsto w biegu zwracamy na to uwagę. Np. zamknięciem ul. Zwycięstwa jest modernistyczny dworzec kolejowy. Dlatego tak łatwo, intuicyjnie wręcz, można poruszać się po Gliwicach. Pokazywałem im też piękne obiekty, które stoją w ważnych urbanistycznie punktach w mieście, na początku, na rogu, na styku. Nie mogliśmy oczywiście ominąć domu Mendelsohna. Uczniowie mówili, że nie pasuje on do ulicy Zwycięstwa, jakoś dziwnie wystaje z pierzei, jest jakiś taki prosty, bez żadnych zdobień, fidrygałków, nie ma cegły, tylko tynk. Nikt nie powiedział: nie podoba mi się, ale młodzież odczuwała inność tego budynku.
Jak im pan wyjaśniał tę inność?
Tłumaczyłem, że to są atuty modernizmu: odrzucamy niepotrzebne rzeczy, ozdoby. Najważniejsza jest funkcja, prostota i nowoczesne materiały, głównie żelbeton, i przejrzystość. Dodawałem, że ten budynek nie tylko reprezentuje styl modernizmu, ale też ekspresjonizmu, którego prekursorem przecież był Erich Mendelsohn, czyli pokazania ruchu przez architekturę. We współczesnym designie można się odwołać do Japończyków, którzy nazywali ten styl projektowania samochodów „kinetic design”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu patrząc na ten budynek, że stoimy w pięknym przeszklonym dworcu, a poniekąd ulica Zwycięstwa tworzy nad nami parasol z dwóch wysokich pierzei, które są relatywnie wąsko, i ten budynek jedzie wprost na nas, wywołując niepokój. I to właśnie jest piękno w tej architekturze.
Czym jeszcze, wg pana, wyróżnia się Dom tekstylny Weichmanna?
Ten budynek jest wyjątkowy. Został włożony w narożnik, a narożnikowe działki są zawsze bardzo trudne. Tu zastosowano linie pokazujące ruch, zachwyt ówczesnych ludzi techniką, która była nieodłącznym elementem inspiracji. Budynek jest przepiękny, drobniutki. Na samym końcu w środku umieszczono klatkę schodową, wskazano przestrzeń do eksponowania beli sukna. A z drugiej strony – skromny, pokazujący nowego ducha mieszczaństwa, że nie wszystko musi być napompowane i ociekające złotem.
Łatwiej jest zaprojektować mniejszy budynek?
Trudniej, bo od razu widać niedoróbki. Jak się stoi przed takim budynkiem, to można go w całości objąć wzrokiem, widać wszystkie piony i poziomy, zależności. Jak coś jest zepsute, to od razu to widać. A w większym budynku nie widzimy drugiej strony, boku.
Czy w Gliwicach Dom tekstylny jest rozumiany, dostrzegany?
Nie do końca. Nawet dzisiaj, przejeżdżając koło budynku Areny, pomyślałem, że na betonowej ścianie, na której umieszczono profil miasta, z charakterystycznymi budynkami, obok właśnie Areny, Radiostacji, kamieniczek nie ma domu Mendelsohna. Dlaczego? Świadomości w Gliwicach nie ma, ale wydaje mi się, że jakaś nadzieja w tym kierunku jest.
Może sami gliwiczanie nie mają wiedzy i świadomości, jak ważny jest ten budynek dla historii światowej architektury, bo i nikt ich o nim nie poinformował? Miasto samo w sobie nie zdaje sobie sprawy z wartości tego obiektu.
To jest wyjątkowy budynek poprzez swoją „pierwszość”. Podobnych obiektów w Gliwicach jest kilka, ale to nawet nie jest kwestia myślenia o tym, że ktoś czegoś nie robi, a Urząd Miasta jest „be”. My jako społeczeństwo jesteśmy jeszcze mentalnie w XIX wieku. Lubimy ozdobniki, bo widzimy, że ktoś się namordował przy projektowaniu i budowaniu takiego obiektu. A jak coś jest proste, to wydaje się, że nikt się przy tym nie napracował. Dlatego ja, że pozwolę sobie na osobisty wtręt, nie unikam projektowania architektury przemysłowej, bo tam nikt tego ode mnie wymaga. Może dlatego moderniści lubili przemysł. Tam wymagano od nich szczerości. Wypełniania potrzeb, niczego więcej.
Katowice chwalą się swoją moderną, mają Szlak Moderny. A Gliwice dlaczego się nie chwalą? Bo to modernizm niemiecki, a nie polski?
Ja bym nie szukał powodów tylko tu. Niemców, którzy byli tu przed wojną, w większości już tu nie ma, więc nie będą się chwalić. A jak mało jest ludzi, którzy mówią: to jest wspaniałe, to jest piękne, to tego nie słychać. Cała nasza kultura przyszła z południa i zachodu, i ja bym traktował kulturę i architekturę jako ciągłość. Będziemy mówić o obiektach, a nie o tym, kto to postawił, Polak czy Niemiec, szczególnie tu, na Śląsku, na pograniczu, gdzie ludzie musieli się nauczyć żyć ze sobą w tyglu narodowościowym. Ja pochodzę z takiego domu, polsko-śląsko-niemieckiego, więc wiem, o czym mówię. W domach śląskich był szacunek dla inności.
Gliwicka moderna ma szansę konkurować z katowicką?
Katowickie obiekty modernistyczne są spektakularne nie tylko przez swoją jakość, ale też wielkość. A wielkość ma znaczenie. Jak stoję przed Sejmem Śląskim, to od razu widać mocarstwowość. W Gliwicach tak spektakularnych obiektów modernistycznych nie ma, sam dom Mendelsohna jest przecież nieduży. Piękno tkwi w finezji.
Dom tekstylny w 2002 roku przeszedł remont. Jak pan go ocenia?
Dobrze. Niczego nie zepsuto, a to rzadkość. Ten budynek ma szczęście, bo przez długi czas było siedzibą Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, potem była tu księgarnia Ossolineum, Empik. Pamiętam, że kiedyś kupiłem tam chyba z 15 egzemplarzy książki „Cholonek. Dobry pan Bóg z gliny” Janoscha, bo takie były tanie. Zrobiono tam remont i budynek wygląda dobrze, jest zadbany. Znacznie mniej szczęścia miał sąsiedni Haus Oberschlesien, czyli największy, najnowocześniejszy hotel przedwojenny w Gliwicach.
Obecnie znajduje się tam Urząd Miasta Gliwice.
Czyli instytucja, która powinna dbać o zabytki. Ten budynek został po prostu zmordowany, i ścięto mu dach, piękne arkady od frontu. Zrobiono z niego gargamela betonowego, okraszonego ohydną termomodernizacją. Jestem zbulwersowany, jak widzę ten budynek, a widuję go codziennie w drodze do pracy. Cieszę się, że dom Mendelsohna nie trafił w ręce takich technokratów, dla których wrażliwość jest nic nie warta. Podobnie było z przepięknym budynkiem przedszkola w stylu art deco przy ul. Tarnogórskiej, z narożnikowymi oknami i pięknymi ryzalitami. Perła! I oczywiście wszystko obłożono styropianem, na prosto. Z okna narożnikowego zrobiono dwa. Ohyda, jeszcze w pastelowych kolorach.
Czy Dom tekstylny na liście UNESCO może przy okazji pomóc innym zabytkowym budynkom w Gliwicach? Jeśli opinia publiczna zwróci uwagę na dobry przykład Domu tekstylnego, to może komuś ręka zadrży przy podpisywaniu zlecenia na ocieplenie kolejnego wiekowego budynku?
Nie każdy budynek, a w szczególności zabytkowy, musimy ocieplać. To jest nadgorliwość. Szczególnie przy budynkach użyteczności publicznej. Umówmy się, że w Polsce jest mało zabytków w porównaniu do takich np. Włoch. My nie mamy nadmiaru. Dbajmy o zabytki, bo to buduje jakość miast. Do Paryża jeździ się dlatego, że jest Wieża Eiffla, jest Luwr, Wersal. Do Rzymu – do Colloseum. Miasta są związane z jakimiś ważnymi obiektami, bo działa się tam ważna historia. To są oczywistości, ale nie wszyscy je rozumieją. Jednak kropla drąży skałę. Wierzę, że jeśli ten obiekt rzeczywiście zostanie wciągnięty na Listę UNESCO, to będzie wstyd niszczyć inne.
Co jeszcze miastu może dać wpisanie tego obiektu na Listę UNESCO?
Rozpoznawalność. Ten budynek dzisiaj mało kto dostrzega, ale jak będzie na Liście, to będziemy o nim trąbić przez lata. Walczymy też o turystów, więc jeśli ktoś będzie w Katowicach, a wyczyta w przewodniku, że 30 minut jazdy pociągiem, w Gliwicach, jest obiekt UNESCO, perła na skalę światową, to myślę, że wsiądzie do pociągu albo samochodu i przyjedzie zobaczyć, kupi przy okazji loda w lodziarni i zje obiad w restauracji. Da to też gliwiczanom powód do dumy z miasta. Gliwice to wyjątkowe miasto, które mogłoby być jeszcze piękniejsze. Gliwiczanie będą się chwalić, że budynek z listy UNESCO jest w ich mieście. Będą największymi orędownikami tego miejsca. Czyli da dumę i świadomość, że mamy taki obiekt. To też są wartości, które tworzą patriotyzm lokalny i miłość do miasta, która każe mi podnieść papierek albo butelkę z ulicy i wrzucić ją do śmietnika albo nie pędzić szaleńczo drogami miasta. Włosi mają piękne określenie na patriotyzm lokalny.
Jakie?
Tam określenie patriotyzm lokalny wywodzi się od słowa „dzwonnica” (il campanile), czyli można by go przetłumaczyć wprost na campanilizm. Czyli przywiązany jestem tu, do tego miejsca, a ta dzwonnica wyznacza mi mój czas, moją codzienność. Mnie się podoba, że to jest określenie wywodzące się od najważniejszego budynku w mieście. O Gliwicach możemy powiedzieć „miasto z Radiostacją”, ale do tego wzoru można dorzucić też dom Mendelsohna. Dobrze, byśmy jako gliwiczanie mieli świadomość, że miasto tworzą właśnie takie ciekawe obiekty, które nam wyznaczają czas. Dom Mendelsohna też wyznacza czas, odcina stare od nowego. Powinniśmy mieć większą wiedzę o tych obiektach, która da nam przy okazji dumę z miasta.
Może Cię zainteresować: