Arkadiusz Milik i jego droga do Juventusu. Karierę w Napoli zamknęła mu... restauracja w Katowicach

Jego największym problemem jest fakt, że żyje w czasach Roberta Lewandowskiego. Kiedyś polscy kibice by szaleli na jego punkcie, a zamiast tego wielu wiecznie kręci nosem. No tak... Ale wiecie, że Milik gra w Juventusie? I nie pierwszy raz zamyka usta krytykom, którzy jeszcze parę lat temu zachwycali się, gdy Andrzej Niedzielan strzelił gola czy dwa dla NEC Nijmegen?

Fot. juventus.com
Milik juventus

Reprezentacja Polski może nie osiąga sukcesów w największych turniejach, a polskie kluby regularnie zbierają lanie w europejskich pucharach, ale kibice i tak nie mogą narzekać. Dożyliśmy pięknych czasów, w których nasi zawodnicy grają w najlepszych klubach w Europie, Robert Lewandowski jest uznawany za jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, a młode talenty regularnie trafiają do gigantów.

To wszystko jednak docenią kibice, którzy pamiętają lata 90 i początek XXI wieku. Najpierw byliśmy przyzwyczajeni, że mistrzostwa Europy i świata zawsze odbywają się bez biało-czerwonych i ligową piłką rządziła mafia. Potem wielkim wydarzeniem było, gdy gola dla Celticu Glasgow strzelił Maciej Żurawski lub Andrzej Niedzielan wpisał się na listę strzelców w NEC Nijmegen.

Wtedy transfer jakiegokolwiek polskiego piłkarza do Juventusu byłby ogromnym wydarzeniem. A dziś? Rozpieszczeni polscy fani kręcili nosem, gdy Arkadiusz Milik przechodził do włoskiego giganta, bo przecież i tak będzie siedział na ławce. Jak strzeli jednego gola, to będzie sukces, a dodatkowo pewnie za rok pożegnają go bez żalu. Wychowanek Rozwoju Katowice jednak błyskawicznie zamknął usta krytykom.

Włosi już szaleją na jego punkcie

Milik był łączony z Juventusem już od prawie dwóch lat, ale ostatecznie nic z tego nie wychodziło. Przełom nastąpił latem tego roku. "Stara Dama" w końcu przeszła do konkretów i pod koniec sierpnia wypożyczyła polskiego napastnika z Olympique Marsylia.

Włochów skusiła kwota tej transakcji. Włoski gigant w tej chwili nie może szastać pieniędzmi na lewo i prawo, więc szuka okazji. Za wypożyczenie Milika klub z Turynu zapłacił 800 tys. euro. Drugie tyle będzie musiał dopłacić, gdy zostaną spełnione pewne warunki zapisane w umowie. Co, jeżeli Juve będzie chciało wykupić reprezentanta Polski po sezonie? Wtedy będzie musiał wyłożyć co najmniej 7 mln euro.

"To może być biznes roku" - pisze popularny włoski portal calciomercato.com. Włoscy eksperci od futbolu w ostatnich tygodniach zachwycają się Milikiem. To nie powinno dziwić, bo Arek przychodził jako rezerwowy, a błyskawicznie zaczął rozpychać się łokciami w zespole Massimiliano Allegriego. Do tej pory w barwach turyńskiego klubu rozegrał sześć meczów, a już zdobył dwa gole w Serie A i jednego w Lidze Mistrzów. Na koncie miałby o jedno trafienie więcej, gdyby nie fakt, że sędziowie okradli go z prawidłowo zdobytej bramki i to w czasach systemu VAR.

"Sześć występów, trzy gole. Niedoceniany gracz przejął Juventus. To może być transfer roku" - napisał ostatnio dziennik "La Gazzetta dello Sport".

Milik, z którego tak wielu polskich kibiców kpiło, że będzie żelaznym rezerwowym, ostatnio jest bardziej ceniony niż jego konkurent Dusan Vlahović, który przychodził jako wielka gwiazda. Kto wie, jak rozwinie się sytuacja, gdy nasz rodak nadal będzie regularnie trafiać do bramki, a utalentowany Serb pogrąży się w kryzysie.

Jest gwarancją bramek

Przypadek tyszanina jest bardzo specyficzny. W klubach, w których gra, jest bardzo ceniony przez trenerów i kibiców. W Polsce z kolei bez przerwy musi coś komuś udowadniać. A wystarczy spojrzeć na suche liczby, które najlepiej pokazują, że mamy do czynienia z napastnikiem wysokiej klasy.

Jego kariera zaczęła się znakomicie rozwijać po transferze do Ajaxu Amsterdam. Tam w ciągu dwóch sezonów strzelił 47 bramek. W ten sposób zapracował na transfer do SSC Napoli, gdzie na jego skuteczność także nikt nie mógł narzekać. Cztery sezony i 48 bramek, robi wrażenie, prawda? Gdyby nie konflikt z ekscentrycznym właścicielem Aurelio de Laurentiisem, to być może nadal byłby królem Neapolu. Musiał jednak odejść i przeprowadził się do Francji. W Olympique Marsylia znowu stał się ulubieńcem fanów, a to dzięki temu, że w niewiele ponad półtora sezonu strzelił 30 bramek.

W Polsce mamy tylko jednego napastnika, który gra w wielkich klubach i strzela jeszcze więcej. To oczywiście Robert Lewandowski, który był gwiazdą w Borussii Dortmund, Bayernie Monachium, a dziś zdobywa gola za golem dla Barcelony. W pewnym momencie Milikowi po piętach deptał Krzysztof Piątek, ale on na szczycie był przez moment, a Arek na topie jest bez przerwy i nie zapowiada się, aby to miało się zmienić w najbliższym czasie.

- Jak zobaczyłem, że idzie do Juventusu, to pomyślałem sobie - mogą być ciężary, nie będzie miał łatwo. Zaskoczył mnie, bo tak naprawdę to on teraz jest numerem jeden, a nie Vlahović. On pokazuje, że ma dużo więcej doświadczenia, umie zdobyć bramkę z głowy, umie dograć, utrzymuje się przy piłce, jest zdrowy, uśmiechnięty - przyznał ostatnio w programie Cafe Futbol Tomasz Hajto.

Dlaczego więc Milik w wielu kręgach bez przerwy jest niedoceniany? Prawdopodobnie wpływ na to mają dwie kwestie.

Polacy zrobili z niego mem

Pierwsza sprawa to pamiętne Euro 2016, podczas którego reprezentacja prowadzona przez Adama Nawałkę doszła aż do ćwierćfinału. Biało-czerwoni grali świetnie, ale Milik wówczas stał się memem. Marnował mnóstwo sytuacji i to często takich, w których wystarczyło zamknąć oczy i kopnąć w stronę bramki.

Polscy kibice zrobili z niego pośmiewisko, liczyli zaprzepaszczone okazje i hurtowo tworzyli o nim memy. Wielu zawodników miałoby problem, aby sobie z tym wszystkim poradzić. Na szczęście mówimy o piłkarzu, który ma nie tylko talent, ale także wszystko poukładane w głowie. Zamiast się załamać, to wyciągnął wnioski i zaczął jeszcze mocniej nad sobą pracować.

Jego charakter wykuwał się od dziecka. Kiedy trafił do akademii Rozwoju, zdarzało się, że na treningi musiał dojeżdżać sam autobusem z Tychów. Dziś dzieci i młodzież często mają problem, aby przyjść na zajęcia, choć boisko mają tuż koło bloku. Wychowywał się bez ojca, który zostawił rodzinę, gdy Arek miał siedem lat. To były pierwsze momenty, które ukształtowały go jako człowieka.

Potem Katowice zamienił na Zabrze, a Rozwój na Górnika. Tam trafił na Adama Nawałkę, który nie stosował żadnej taryfy ulgowej wobec 17-letniego napastnika.

- Miał inne podejście do zawodnika. On się ze mną nie piep****. Miał inny wpływ na mnie i mam do niego ogromny szacunek. Kiedy miałem 17 lat, trener Nawałka był inną osobą. Był bardziej konkretny: sir Alex Ferguson, suszarka i te sprawy. Miałem duży respekt i były takie momenty, że się bałem. Trener zwracał uwagę i cały czas byłem "pod prądem" - opowiadał piłkarz w programie "Foot Truck".

Co ciekawe, w Zabrzu Milik po raz pierwszy odczuł na własnej skórze, co oznacza wielka presja. Jego początki nie były imponujące. Strzelał mało, często pudłował i wielu kibiców nie widziało w nim potencjału, a Nawałka bez przerwy na niego stawiał. Z czasem jednak było lepiej, co sprawiło, że wiele zagranicznych klubów zaczęło się o niego starać. Śląski talent wówczas zdecydował się na Bayer Leverkusen i to był wielki błąd. Na tamten czas to był zbyt duży klub dla niego. Zagrał w zaledwie sześciu meczach, nie zdobył bramki i został skreślony. Na odczepne wypożyczono Milika do Augsburga, gdzie występów było więcej, nawet strzelił dwa gole, ale na sile przybierały głosy, że Bundesliga go zweryfikowała i pewnie skończy się szybkim powrotem do Ekstraklasy.

W życiu piłkarza wszystko może się zmienić bardzo szybko. Jak już wspominaliśmy w przypadku tyszanina punktem zwrotnym był transfer do Ajaxu. Tam szybko wszystko zaskoczyło, Milik wsiadł do pociągu jadącego w kierunku stacji "wielka kariera" i jak na razie wciąż w nim siedzi, choć były momenty, w który lokomotywa mogła się wykoleić.

Koszmarne kontuzje i konflikt z szefem

28-latek już co najmniej trzy razy był na bardzo ostrym zakręcie. Pierwszy dramat wydarzył się we wrześniu 2016 roku. Polska wygrała z Danią w eliminacjach mistrzostw świata, ale Milik nie świętował z kolegami. Pod koniec pierwszej połowy doznał poważnej kontuzji. Niedługo później usłyszał od lekarza to, czego nie chce słyszeć żaden sportowiec - zerwanie więzadła krzyżowego w lewym kolanie. To uraz, który brutalnie przerwał wiele karier piłkarskich. Choć medycyna bez przerwy się rozwija, to w przypadku więzadeł nikt nie daje gwarancji, że po operacji wszystko będzie dobrze. Milik jednak po niespełna roku wrócił na boisko i... otrzymał drugi cios od życia.

Był wrzesień 2017 roku. Napoli grało mecz ligowy ze SPAL. W pewnym momencie Milik bez kontaktu z przeciwnikiem upadł na murawę. Złapał się za kolano i już wszyscy wiedzieli, że prawdopodobnie znowu zerwał więzadło. Badania lekarskie to potwierdziły i co ciekawe, tym razem uraz dotyczył drugiego kolana. Reprezentant Polski wówczas wiedział, jak wygląda cały proces powrotu do zdrowia, więc teoretycznie miał łatwiej. Wygląda na to, że oba kolana zostały bardzo dobrze zoperowane, bo od tamtej pory napastnik nie narzeka na problemy.

Nie oznacza to jednak, że Milik jest okazem zdrowia. Problemy zdrowotne go trapią dość często i w każdym sezonie wybijają z rytmu. Ostatnio przez kilka tygodni męczył się z Achillesem. Na szczęście w tej chwili ze zdrowiem wszystko jest dobrze.

Był jeszcze jeden krytyczny moment w karierze tego sportowca. Tym razem nie miał on nic wspólnego ze sportem. Polak pewnego dnia podpadł Aurelio De Laurentiisowi. To właściciel Napoli i producent filmowy, który znany jest z tego, że nie lubi, gdy ktoś mu się stawia. A Milik w jego opinii posunął się za daleko. W 2020 roku nałożyły się dwie sprawy. Szefowi klubu nie spodobało się, że Arkadiusz w Katowicach otworzył własną restaurację i potem reklamował ją bez jego zgody. Dodatkowo reprezentant Polski był w gronie zawodników, którzy nie zgodzili na wzięcie udziału w karnym zgrupowaniu za słabe wyniki.

De Laurentiis postanowił się zemścić. Milika odstawił od drużyny, a potem odrzucał wszystkie oferty z innych klubów. W pewnym momencie było ryzyko, że napastnik przesiedzi cały rok na trybunach i nie rozegra nawet minuty. Ostatecznie po pół roku nastąpił przełom i ekscentryczny Włoch zgodził się oddać naszego rodaka do Olympique Marsylia.

Znajdźcie drugiego polskiego piłkarza, który przeszedł tak dużo, a mimo to wciąż jest na topie. Arkadiusz Milik zasługuje na szacunek i basta.

Milik Glik

Może Cię zainteresować:

16-latek z Zabrza w AC Milan. Przykłady Milika i Glika to śląskie drogowskazy w Europie

Autor: Robert Czykiel

08/09/2022

Andrzej Buncol

Może Cię zainteresować:

Dopasuj pseudonim do śląskiego piłkarza. Na kogo wołali Krupniok a na kogo Mietlorz? QUIZ

Autor: Arkadiusz Nauka

07/06/2023

Gwiazdy i kartofliska

Może Cię zainteresować:

Śląskie kartofliska pełne dawnych gwiazd. Tych piłkarzy spotkasz w niższych ligach

Autor: Robert Czykiel

12/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon