Zakup samochodu w okresie PRL-u dla przeciętnego obywatela zasadniczo nie był możliwy od ręki w salonach samochodowych (tj. domach handlowych Motozbytu, a od 1974 r. – Polmozbytu). Polityka władz państwowych w latach 1949-1956 zakładała likwidację motoryzacji prywatnej, w wyjątkowo uzasadnionych przypadkach można było starać się o zezwolenie. Aby w ogóle kupić samochód osobowy na prywatny użytek, trzeba było mieć wcześniej zgodę władz, przy czym okres rozpatrywania podania mógł wynieść 2-3 lata.
Samochody, dewizy i talony
Odstąpienie od tej restrykcyjnej polityki nastąpiło w 1956 roku, co dało impuls do indywidualnego sprowadzania samochodów z zagranicy i spontanicznego pojawiania się miejsc ich sprzedaży; z czasem niektóre z nich przekształcono w giełdy samochodowe. Z uwagi na to, że niemożliwe było zaspokojenie olbrzymiego popytu w społeczeństwie, już w 1957 roku zaczęły się pojawiać różne systemy przedpłat i książeczek oszczędnościowych. Wśród posiadaczy książeczek losowano termin odbioru samochodu. W drugiej połowie lat 60. książeczkę PKO z przeznaczeniem na samochód statystycznie posiadał prawie każdy dorosły obywatel. Masowe zamortyzowanie kraju miała zapewnić produkcja Fiata 126p, zwanego małym fiatem lub maluchem. Pierwszy egzemplarz zjechał z taśmy montażowej w Bielsku-Białej 6 czerwca 1973 roku. Najpopularniejszą metodą jego zakupu był system przedpłat, który rozpoczął się w lutym 1973 roku. Czas oczekiwania na upragnionego malucha wynosił średnio 4-5 lat.
W drugiej połowie lat 70. władze wprowadziły kilka możliwości odbioru samochodu w czasie kilku tygodni. Pierwszą był zakup za dewizy (głównie za dolary amerykańskie i marki niemieckie), jednak w praktyce ograniczenie polegało na tym, że osoby fizyczne mogły wprawdzie posiadać dewizy, ale nie wolno im było nimi handlować aż do grudnia 1988 roku. Drugą możliwością był zakup w trybie tzw. „sprzedaży ekspresowej”, czyli za dopłatą wynoszącą w praktyce drugie tyle wartości samochodu. Istniały jeszcze talony rozprowadzane przez zakłady pracy – w założeniu miały być nagrodą za wzorową pracę, w praktyce większość talonów przejmowała dyrekcja zakładu i osoby, które pełniły najwyższe funkcje partyjne i związkowe. Dużo rzadziej talony trafiały do szeregowych pracowników, którzy zazwyczaj dodatkowo musieli udowodnić przydatność samochodu dla siebie ze względów zawodowych lub rodzinnych.
Nie dziwi więc, że w tej sytuacji rósł handel samochodami na giełdach samochodowych oraz (w mniejszym zakresie) poprzez prywatne ogłoszenia prasowe. Umożliwiało to natychmiastowe transakcje, natomiast w związku z niedoborem samochodów cena giełdowa z reguły był wyższa od państwowej, ponieważ odzwierciedlała atrakcyjność danych marek i stopień trudności ich zakupu w trybie oficjalnym. Na giełdach dało się jednak dostrzec zróżnicowanie regionalne. W przypadku Górnego Śląska podaż w porównaniu do reszty kraju była generalnie większa i bardziej różnorodna przy jednocześnie niższej cenie ze względu na liczną grupę górników, wśród których rozprowadzano więcej talonów.
Tysiące aut na giełdzie
Mysłowicka giełda samochodowa powstała 28 kwietnia 1988 roku. Mieściła się przy ulicy Obrzeżnej Północnej, na granicy z Katowicami. Dostępny teren był znacznie większy niż obszar wcześniejszej giełdy na Osiedlu Tysiąclecia w Katowicach. Funkcjonowanie mysłowickiej giełdy przypadało na czas przełomu polityczno-gospodarczego Polski i przeobrażeń samego rynku motoryzacyjnego. O ile w początkowych latach działania giełdy sprzedający oferowali od kilkudziesięciu do 100 aut, to w szczytowym okresie popularności, który przypadł na lata 90. wystawiano około 3 tys. samochodów, z czego 20% zmieniało co weekend właściciela. Co godne wzmianki, na mysłowickiej giełdzie można było legalnie kupić kradziony samochód. Otóż, gdy właściciel odzyskanego przez policję samochodu zrzekał się go na rzecz odszkodowania, właściciel giełdy miał prawo sprzedać ten samochód.
Mysłowicka giełda szybko stała się największą w regionie. Zasadniczo, co było wygodne dla kupujących, auta grupowano markami. Część kupujących czy handlarzy obstawiała także drogi dojazdowe do terenu handlowego, i już tam oferowała zawarcie transakcji. Prasa codzienna oraz lokalne stacje radiowe informowały o cenach wywoławczych samochodów oraz wyjątkowych ofertach dnia. Największy ruch był tu przed świętami Bożego Narodzenia – wielu kupujących chciało sobie sprawić gwiazdkowy prezent i pochwalić się przed rodziną. Część kupujących stanowili rolnicy, którzy po żniwach dysponowali większą gotówką, oraz górnicy, którzy byli po barbórkowych premiach. Podstawowymi wskaźnikami do ustalenia ceny był rocznik oraz przebieg, dlatego popularnym tematem prasowym była sprawa wiarygodności wartości przebiegów wystawianych samochodów. Często powtarzano elementarne zasady: pytać o książkę serwisową, stan techniczny sprawdzić na stacji diagnostycznej, dowiedzieć się, jak długo właściciel dysponował danym samochodem, podczas wstępnych oględzin samochodu ocenić jednolitość koloru lakieru, sprawdzić progi i dolne części drzwi, gdyż są tam często pierwsze ogniska korozji, przyjrzeć się kierownicy i wytarciu fotela kierowcy, ponieważ to pokazuje intensywność eksploatacji.
Mysłowicka giełda była na tyle popularna, że pojawiały się nawet fałszywe bilety wstępu dla sprzedających, a Rada Miejska dyskutowała, jak ukrócić ten proceder. W odpowiedzi na intensywny ruch na terenie giełdy zaczęli działać rzeczoznawcy, agenci ubezpieczeniowi, handlarze i hurtownicy części i materiałów eksploatacyjnych.
Nie tylko motoryzacja
Zgodnie z aktualnym zapotrzebowaniem rynkowym giełda była również miejscem handlu innym asortymentem, np. produktami rolnymi lub meblami; organizowano tu targi staroci. Zdarzały się tu afery i oszustwa na różną skalę, np. handel podrobioną odzieżą, elektronarzędziami, papierosami i alkoholem bez akcyzy, materiałami eksploatacyjnymi. W marcu 2012 roku dzięki sygnałom obywatelskim policjanci CBS ujawnili oszustwo sprzedaży oleju silnikowego niskiej jakości, który oferowano jako wysokiej jakości produkt renomowanych firm. Był on sprzedawany w pojemnikach o pojemności od 1 do 5 litrów, jak również przelewany wprost z beczek do kanistrów przywożonych przez klientów.
A jakie marki samochodów były popularne na mysłowickiej giełdzie? Na przełomie lat 80. i 90. jeszcze przeważały auta z polskich fabryk: małe i duże fiaty oraz polonezy. Z czasem asortyment zaczął się rozszerzać o auta przywożone z Zachodu. Po 1999 roku spadło zainteresowanie klientów małymi, słabo wyposażonymi samochodami, wzrósł natomiast popyt na auta klasy niższej średniej z lepszym wyposażeniem. Wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej 1 maja 2004 roku zniesiono wszelkie ograniczenia w imporcie samochodów używanych z innych krajów Unii. Ponieważ brakowało sprawnego systemu ewidencji sprowadzanych pojazdów, prawie każde auto, w dowolnym stanie, mogło zostać zarejestrowane. W związku z tym lawinowo wzrósł import samochodów używanych, często powypadkowych. O ile w roku 2003 było to 33 tys., to zaledwie po pierwszym miesiącu od wejścia Polski do UE przybyło ponad 100 tys. używanych aut. Z czasem coraz częściej zaczęły się pojawiać tzw. marki premium – audi, bmw czy mercedesy.
Dziś rolę tradycyjnych giełd przejął w dużej mierze Internet. Na terenie mysłowickiej giełdy działają komisy samochodowe. Znakiem czasu było dostosowanie miejsca do nowych warunków rynkowych, czyli budowa hal ekspozycyjnych. W jednej z hal, z 2001 roku, wykorzystano zaawansowane rozwiązania konstrukcyjne. Charakteryzuje się dużą powierzchnią wystawienniczą (7, 5 tys. m2) bez filarów w środku dzięki dachowi podwieszonemu do łuku, który z kolei wspiera się na czterech żelbetowych filarach umieszczonych w końcach hali. Obiekt jest przykładem doskonałej architektury nowoczesnej.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.