Tymoteusz Staniek
Blees martyna wisniowska

Autonomiczny bus made in Gliwice. Firmą Blees, która go stworzyła, kieruje kobieta, Martyna Wiśniowska

Martyna Wiśniowska, absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, zarządza gliwickim technologicznym start-upem Blees, który za pomocą swojego produktu – autonomicznego busa – chce zmienić świat, ulepszyć komunikację publiczną i sprawić, by była dostępna też dla starszych osób czy tych z niepełnosprawnościami. Jak radzi sobie w biznesowym świecie technologii, zdominowanym przez mężczyzn. Skąd czerpie siłę i pewność siebie? Co motywuje ją do pracy? Czytajcie i oglądajcie.

Kiedy schodzi z siedziby Blees na piętrze do przeszklonej części biurowca w kompleksie „Nowe Gliwice”, gdzie inżynierowie i informatycy pracują nad „bebechami” autonomicznego busa, automatycznie włącza mi się stereotyp: niemożliwe, żeby ta piękna, elegancka dziewczyna z idealnie ułożonymi włosami, hipnotyzującymi błękitnymi oczami była dyrektorką zarządzającą start-upu, który ma ambicję zmienić świat. Ale szybko doprowadzam się do porządku, bo zaczynamy rozmawiać (i to przed kamerą) o futurystycznym busie, który stoi za nami. Martyna Wiśniowska, CEO gliwickiej firmy Blees, wie o nim wszystko. Kompetentnie, zrozumiale wyjaśnia zasadę działania pojazdu, który bez kierowcy ma wozić pasażerów w polskich miastach.

Wiśniowska jest absolwentką Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, Wydziału Ekonomii oraz Wydziału Zarządzania, kierunek Biznes Międzynarodowy, ze specjalizacją Corporate Management (studiowała w latach 2010-2015). Co ciekawe, wbrew coraz częstszej ścieżce kariery, studia idealnie odpowiadają jej obecnej pracy, bo zajmuje się właśnie zarządzaniem, a jej firma prowadzi biznes na terenie Polski, jednak planuje sprzedaż swojego produktu również w innych państwach Europy.

- Popularne jest stwierdzenie, że na studiach uczy się rzeczy, których potem nigdy się nie wykorzystuje. Ja mam poczucie, że akurat z tych studiów wyniosłam dużo wiedzy, z której korzystam teraz w pracy – mówi Wiśniowska.

Kariera w świecie nowych technologii

Od początku jej kariera była związana ze światem nowych technologii. W 2015 r. zaczęła pracę w niewielkim software house Positive Power w Gliwicach, w dziale sprzedaży zagranicznej. Po niespełna trzech latach trafiła do Future Processing, wielkiej, również gliwickiej, firmy IT, gdzie była Product Managerem.

- Wtedy moja ścieżka zawodowa zaczęła bardziej łączyć się z tworzeniem nowych produktów, z analizą ich wdrażania, również rynkową. To było zdecydowanie coś, co mnie interesowało, zwłaszcza ten pierwszy etap, kiedy powstaje wizja, tworzy się pomysł na produkt. Zawsze mnie fascynowało określanie potrzeb grupy docelowej i sposobów wprowadzania nowego produktu na rynek oraz analizowanie, czy się on sprzeda. Jeden aspekt to stworzyć przełomowy produkt, który jest innowacyjny i wszyscy się nim zachwycają a drugi, bardzo istotny, to aby zrobić z tego biznes i prowadzić firmę, która jest zyskowna, rozwija się i jest ciekawym miejscem dla pracowników. Te dwa obszary działania firmy technologicznej muszą zawsze iść ze sobą w parze, co jest wyzwaniem – wyjaśnia Martyna Wiśniowska.

Kolejny przystanek w jej karierze to był już Blees. Jak sama mówi, miała szczęście - choć nie lubi używać tego terminu (- Myślę, że kobiety często mają tendencję deprecjonowania swoich osiągnięć, mówiąc, że im się coś „udało”), że pomysłodawca firmy Blees zaczął zbierać ludzi, żeby tę inicjatywę rozwijać. – Mieliśmy okazję się spotkać, porozmawiać i bardzo mnie ten temat zafascynował, chciałam być częścią firmy, która nie tylko tworzy coś nowego i oczywiście ma ambitne cele aby zbudować duży biznes, ale przede wszystkim ma wizję zmiany życia ludzi. To było dla mnie zdecydowanie kluczowe, że tworzymy produkt, chcemy osiągnąć sukces, ale z tyłu głowy mamy to, że robimy coś, co jest po prostu dobre dla ogółu. To bardzo motywuje do pracy – tłumaczy Wiśniowska.

W Blees Martyna jest od początku istnienia firmy, choć sama określa ją jako start-up. Zaczęła pracę w styczniu 2019 r. na stanowisku Product Managera. Po dwóch latach została Head of Business Development, a Dyrektorem Generalnym (Chief Executive Officer) mianowano ją w grudniu 2021 roku. Nie była to więc błyskawiczna kariera. – Stopniowo dostawałam coraz większy zakres obowiązków – dodaje Martyna. Od razu przyznaje, że nie było jej łatwo, bo pracę w Blees zaczęła od współpracy z wymagającą osobą, mającą bardzo duże doświadczenie. – Musiałam dołożyć starań, żeby spełniać oczekiwania, osiągać zamierzone cele, zwłaszcza że praca w start-upie jest bardzo dynamiczna i mocno angażująca. Do tej pory praca w Blees nie jest dla mnie tylko wycinkiem życia. Wręcz przeciwnie, gdy dzieją się wspaniałe rzeczy, realizujemy na przykład istotny etap w projekcie, powstaje pojazd, to trudno mi jest powstrzymać emocje, złapać dystans. Wydaje mi się, że ludzie spędzają tyle czasu w pracy, że jest kluczowe, by ta praca jednak w jakimś stopniu spełniała nasze pasje, motywowała nas. U mnie na szczęście właśnie tak jest – mówi CEO Blees.

Jedyna kobieta w zespole zarządzającym

Dziś Wiśniowska jest jedyną kobietą w zespole zarządzającym Blees.

– Zarząd zdecydował się powierzyć mi stanowisko Dyrektora Generalnego, bo docelowym założeniem firmy jest przynoszenie korzyści, firma musi się skupiać na rynku. Moim zadaniem jest pilnować, by nasz start-up, który jest przedsięwzięciem inżynieryjnym, technologicznym, w którym zdarza się, że ludzie często chcą dążyć do perfekcji, nie przegapił ważnych biznesowo momentów. Teraz jest odpowiedni czas aby wdrażać tego typu produkty i musimy pilować żeby się nie spóźnić. Dlatego tak istotne jest aby koncentrować się, na rynku, nie możemy pracować w oderwaniu od niego i od potrzeb klientów a z drugiej strony musimy brać pod uwagę fakt, że tworzymy rozwiązanie, które wyprzedza jego obecny rozwój – tłumaczy Martyna Wiśniowska.

Dodaje, że umiejętności zarządcze są dla niej kluczowe, ale Blees cały czas jest jeszcze na etapie start-upu. – Jest to nieco trywialne co mówię, bo każdy start-up tak mówi, ale rzeczy się zmieniają u nas bardzo dynamicznie. Kontrolowanie rozwoju naszego produktu, zarządzanie nim, to jest bardzo duże wyzwanie. Liczy się umiejętność podejmowania szybkich decyzji czy odporność na stres, który z tego wynika, bo często gonią nas ważne terminy, więc trzeba dobrze priorytetyzować zadania - wyjaśnia.

Za to w Blees póki co nie ma sztywnej hierarchicznej struktury. Jak mówi Dyrektor Generalna, chcą zachować poczucie, że wszyscy grają do wspólnej bramki, pracują na wspólny cel. Są oczywiście osoby, które podejmują ostatecznie decyzje, ale w całym procesie mają duże wsparcie od innych pracowników. - Z mojej perspektywy, jako kobiety, mogę powiedzieć, że od moich współpracowników, kolegów, z którymi na co dzień tworzę firmę, zawsze mam bardzo duże wsparcie i zrozumienie. Nigdy nie miałam poczucia, że przez to, że jestem kobietą, to mam jakieś niedociągnięcia albo inaczej trzeba mnie traktować – mówi.

Nie czuje też, że ponieważ nie ma technicznego czy informatycznego wykształcenia, to inżynierowie czy specjaliści IT traktują ją z lekceważeniem.

– Bardzo dużym atutem u nas jest po prostu dojrzałość zespołu, dojrzałość firmy. Staramy się prowadzić z ludźmi otwartą komunikację i dla mnie jako osoby, która ma background biznesowy, istotne jest, żeby pracownicy wiedzieli po co tworzymy produkt, jak wygląda rynek, jak wygląda biznes. Aby nie żyli tylko swoim wycinkiem pracy ale identyfikowali się z firmą i mieli świadomość w jaki sposób chcemy ten produkt sprzedawać. Myślę że przez to, że próbujemy od początku budować poczucie, że tworzymy produkt po to, żeby osiągnął sukces rynkowy, przynosił realną zmianę oraz istotne korzyści ludziom, w naszym zespole tworzy się przeświadczenie, że aspekt biznesowy jest kluczowy. Nie chcemy zrobić idealnego technologicznie produktu, który sobie odłożymy potem na półkę – wyjaśnia CEO.

Klienci mają na początku dystans

- A jak do pani odnoszą się klienci? – dopytuję. – Często panie na wyższych stanowiskach opowiadają, że kontrahenci myślą na początku, że są asystentkami albo sekretarkami prezesów czy dyrektorów, w domyśle – mężczyzn.

Wiśniowska przyznaje, że na początku było jej trochę trudniej odnaleźć się w świecie prezesów i dyrektorów, ale nigdy nie spotkała się w czasie swojej kariery zawodowej z jakimiś przykrymi sytuacjami.
– Naszymi klientami są instytucje publiczne, zwykle organizatorzy transportu publicznego, reprezentowani w większości przez mężczyzn w średnim wieku. Widzę czasem pewną konsternację, gdy wchodzę na spotkanie i przedstawiamy się sobie albo wymieniamy się wizytówkami. Kiedy mówię o Blees i jasne się staje, że odpowiadam za firmę, ten ton się trochę zmienia. Nigdy więc nie zdarzyła mi się trudna czy przykra sytuacja, ale na początku spotkań, dopóki nie porozmawiamy rzeczowo, dopóki nie poświadczę o sobie i o tym, że wiem co robię, rzeczywiście odczuwam lekki dystans ze strony klientów – opowiada.

Przyznaje, że nigdy nie miała problemu z brakiem pewności siebie, ale przez te kilka lat na stanowisku nabrała więcej dystansu. – Można być pewnym siebie, można dobrze reprezentować firmę, mieć kompetencje, ale wciąż mogą być ludzie, którzy mają różne uprzedzenia albo będą po prostu kogoś w inny sposób traktować, bo jest kobietą, jest młodszy itd. To są sytuacje, z którymi trudno walczyć. Często są to uwarunkowania społeczne, może jeszcze trochę typowe bardziej dla Polski. Myślę, że dystans jest po prostu istotny. Nawet jeżeli mam poczucie, że ktoś mnie może lekceważyć z jakiegoś powodu albo nie traktuje mnie tak poważnie, jak ja bym oczekiwała, to nie jest to mój problem, tylko jest to problem tej osoby, więc najrozsądniej jest się do tego zdystansować, nie brać tej sytuacji do siebie. Mam wrażenie, że trzeba takie rzeczy odcinać, nie zastanawiać się nadmiernie kto i jak nas ocenia, szkoda na to czasu. Mamy tutaj lepsze rzeczy do roboty – uśmiecha się Martyna.

W Blees obecnie zatrudnia 39 pracowników, z czego 11 to kobiety. Trzy z nich mają techniczne stanowiska. – Cieszę się, że jest teraz tyle inicjatyw wzmacniających kobiety w branżach technologicznych czy przemysłowych, zwracających uwagę na wyrównywanie szans i tworzenie zróżnicowanych zespołów, ale z mojego punktu widzenia widzę, jakie jest to trudne obecnie na rynku pracy, kiedy szukamy specjalistów, którzy już mają jakieś określone doświadczenia albo są na przykład z rynku automotive. Bardzo mało kobiet pojawia się u nas na rozmowach kwalifikacyjnych, ale mam nadzieję, że to się będzie zmieniać, bo zawsze jako firma jesteśmy otwarci i bardzo sobie cenimy wszystkie wartości i kompetencje, które kobiety wnoszą do zespołów – mówi Wiśniowska.

Do siedziby start-upu Blees w Gliwicach dotarł już pierwszy egzemplarz zbudowanego autonomicznego busa

Pierwszy egzemplarz autonomicznego busa jest już w Gliwicach

Praca nad projektem autonomicznego pojazdu, który sam, bez kierowcy, wozi ludzi transportem zbiorowym była (a właściwie nadal jest, choć pierwszy egzemplarz, Blees BB-1, w kolorze intensywnej zieleni właśnie przyjechał do Gliwic ze znanej firmy specjalizującej się w produkcji autobusów - niestety nie można zdradzić z jakiej) długa i kosztowna. Bo tu nie chodzi tylko o samą „budę” z kołami. Ważniejsze od niej są systemy, dzięki którym może sprawnie i bezpiecznie poruszać się po drogach. Dlatego Blees od początku postawił na ludzi z kompetencjami IT, technologicznymi.

– Dziś wiemy, że to był dobry krok, to obecnie przewaga firmy. Nasz pojazd jest wyposażony w autorski system autonomii (za niego jest odpowiedzialna osobna spółka, my w Bleesie pełnimy rolę integratora całego projektu i po naszej stronie jest też duża warstwa software'owa w samym pojeździe oraz warstwa elektroniczna pojazdu). Stworzenie całej warstwy software’owej wokół pojazdu było dużym wyzwaniem. Na szczęście pozyskaliśmy bardzo dobrych, doświadczonych pracowników, którzy wykazali się dużym zaangażowaniem i interdyscyplinarnością. W takim projekcie jak nasz i generalnie w start-upie wszechstronność to pożądana cecha – wyjaśnia Martyna.

Jednak od razu wiedzieli, że jeśli chodzi o warstwę produkcyjną pojazdów, nie mają wystarczających kompetencji. Nie zdecydowali się wyważać otwartych drzwi, budować hali produkcyjnej. Zdecydowali się zlecić to zadanie na zewnątrz. – Udało nam się pozyskać bardzo kluczowego dla nas partnera do produkcji pierwszych pojazdów. Takiego, który skupia się na dostarczaniu wysokiej jakości pojazdów dla komunikacji publicznej – mówi Wiśniowska.

Z systemu transportu na żądanie Blees korzysta już Sosnowiec

Przez te prawie 5 lat istnienia Blees, firma nie skupiała się tylko i wyłącznie na stworzeniu systemów autonomicznego busa. Zdecydowała się na rozwijanie innego produktu – systemu transportu na żądanie, który docelowo w tym pojeździe ma też być wykorzystywany.

- To był bardzo dobry krok. Oczywiście było to relatywnie prostsze zadanie w odniesieniu do innych wyzwań, które mieliśmy w firmie. Poza tym system transportu na żądanie mógł być wdrażany z klasycznymi pojazdami z kierowcą. W skrócie, pojazdy poruszają się na zamówienie, mają trasę elastycznie dopasowaną do potrzeb pasażerów. Ten produkt zaczęliśmy już wdrażać. Pierwsze testy odbyły się w Jaworznie. Już od dłuższego czasu również Sosnowiec z niego korzysta, zastępując autobusami z kierowcą tramwaje nocne – opowiada Wiśniowska.

W Sosnowcu od 1 lipca 2022 r. busy kursują w nocy, codziennie od godz. 23.00 do 5.00 rano, zastępując tramwaje na linii nocnej nr 24 i 27, a od grudnia 2022 r – również nr 26 W 2023 r. tę formę transportu rozszerzono na kolejne dzielnice - Środulę, Zagórze, Porąbkę, Ostrowy Górnicze i Maczki. Aby wezwać busa, trzeba mieć aplikację Sosnowiecki Transport na Zlecenie. Blees wdraża system również w kilku miejscowościach w województwie zachodniopomorskim.

Okazało się, że to było świetne biznesowe posunięcie gliwickiego start-upu. Pozwolił firmie dotrzeć do swojej docelowej grupy klientów, czyli samorządów, już budować wizerunek marki. A zaczynali od zera, bo Blees nie był w ogóle znany.

- Nasi klienci to podmioty publiczne, z którym inaczej i dłużej buduje się relacje, bywają mniej otwarci czy podatni na ryzyko. Z pewnością jest to również wyzwanie dla firmy, która nagle pojawiła się na rynku. W związku z tym powyższy krok pozwolił nam dotrzeć do pożądanej grupy, zacząć budować relacje i rozwijać świadomość na temat pojazdów autonomicznych – przyznaje CEO Blees.

Teraz wreszcie gliwicka firma ma konkret, który można już pokazywać klientom. Druga sztuka pojazdu dotrze w ciągu dwóch miesięcy. Nie jest to prototyp, a pojazd już gotowy do pierwszych wdrożeń. Będzie jeździć i przewozić pasażerów. To znaczy mógłby jeździć po naszych drogach, gdyby polskie prawo nadążało za rozwojem nauki i technologii. A nie nadąża, dlatego pierwsze pilotaże pojazdu i systemu będą wykonywane na zamkniętych, niepublicznych odcinkach dróg.

– Mamy już chętne samorządy na takie miesięczne testy. Nie ukrywam, że chcemy zacząć od miast, które znajdują się w naszym obrębie. Identyfikujemy się mocno z regionem, jesteśmy gliwicką firmą, tu tworzymy też nasz produkt i chcemy dostarczać rozwiązania, które dla naszego regionu są wartościowe i mogą być z powodzeniem wykorzystywane. Rozmawiamy też z zagranicznymi miastami, bo tam wdrożenia autonomicznych pojazdów są łatwiejsze od strony prawnej niż w Polsce – wyjawia Wiśniowska.

Pasażerów trzeba najpierw oswoić z busem bez kierowcy

Dla firmy najistotniejsze jest teraz, by do wdrożeń dobrze się przygotować, zaimplementować poprawnie system, przetestować, aby wdrożenia okazały się sukcesem.

- Nie tylko pod kątem sprawności pojazdu i samego systemu, ale też pod kątem zainteresowania i edukacji mieszkańców oraz pasażerów, oswajania ich z takim rozwiązaniem. W Gdańsku odbywały się testy podobnego pojazdu i reakcje uczestników były pozytywne. Ludzie może czuli nutkę sceptycyzmu zanim weszli do pojazdu, ale jak już się nim przejechali, to chwalili takie rozwiązanie. Co ciekawe, w Gdańsku pojazd poruszał się po cmentarzu i sporo starszych osób korzystało z przejazdów. Nie bali się jechać bez kierowcy, a wręcz cieszyli się, że mają jak dostać się na cmentarz – wyjaśnia dyrektor zarządzająca Blees.

Na początku jednak, w czasie testów autonomicznego busa, w pojeździe będzie tak zwany lokalny operator, czyli człowiek, który będzie pomagał zaaklimatyzować się pasażerom w tak specyficznym pojeździe, a w razie potrzeby może przejąć kontrolę nad busem. Jest to konieczne ze względów prawnych. Docelowo Blees planuje obecność zdalnego operatora, który będzie nadzorował do 10 pojazdów. Pojazd będzie się na początku, w czasie testów, poruszać powoli, maksymalnie 25 km/h. – Celem nie jest to, żeby się jak najszybciej przemieścić, tylko wprowadzić usługę w miejscach, gdzie do tej pory w ogóle nie docierał transport publiczny i by ułatwić mobilność osobom starszym czy z różnymi niepełnosprawnościami. Nie zawsze ktoś może pojechać rowerem albo przejść pół kilometra na nogach.

Blees ma w planach stworzenie nowej wersji pojazdu, w którym obecność operatora lokalnego będzie już niepotrzebna i będzie mieć homologację, pozwalającą na poruszanie się po drogach publicznych.

– To będzie game changer na rynku. Jest to oczywiście projekt bardzo kapitałochłonny. Mimo, że z pozoru pojazdy będą podobnie wyglądać z zewnątrz, to zostanie wprowadzona znacząca zmiana w komponentach ale również w sposobie prowadzenia całego projektu. Na pewno będziemy skupiać się na pozyskiwaniu inwestorów, którzy dadzą nam wsparcie w tworzeniu drugiej wersji produktu – podsumowuje plany na najbliższą przyszłość Martyna Wiśniowska.
Prototyp Izery

Może Cię zainteresować:

Piotr Zaremba, szef ElectroMobility Poland: „Nowoczesny i ponadczasowy design będzie jedną z przewag Izery”

Autor: Grzegorz Lisiecki

02/06/2023

Katowice

Może Cię zainteresować:

Dwie wersje nowej ustawy metropolitanej. Wielkie Katowice, czy więcej zadań dla obecnej Metropolii?

Autor: Michał Wroński

13/06/2023

Nice time lody katowice

Może Cię zainteresować:

Jak dwie nauczycielki rzuciły szkołę i założyły rzemieślniczą lodziarnię w Katowicach

Autor: Katarzyna Pachelska

05/01/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon