Twarze - wygładzone, podkolorowane, pozujące na sympatyczne - otaczają nas na ulicy od kilku tygodni, ale w tym - na ostatniej prostej przed wyborami parlamentarnymi w niedzielę 15 października 2023 r. - jakoś wyjątkowo dają się we znaki. I tak męczący chaos ulic w miastach (mało które ma ustawę krajobrazową) zyskał dodatkową dopałkę.
Banery i billboardy ciągle działają, ale nie tak jak internet
Czy to, czyli wyborcze banery, billboardy, plakaty na przystankach, ciągle jeszcze działa na wyborców - zapytaliśmy Michała Raszkę, eksperta z zakresu marketingu, członka zarządu w agencji Grupa PRC Holding.
- W branży, ale i wśród polityków, jest silne przekonanie, że trwająca kampania jest pierwszą, w której najważniejszym medium są media społecznościowe, jest internet. I widzę, że wielu kandydatów w zasadzie odpuszcza ten świat ulicy, outdooru, także kontaktów face to face, czyli takiej kampanii bezpośredniej na dole, i lokuje największe budżety w internecie - mówi Michał Raszka.
Jednak, jak dodaje, o ile na poziomie centralnym to jest to świetny sposób na dotarcie do elektoratu, do wyborców niezdecydowanych, którzy się nie interesują polityką (stąd tak duże budżety na kampanię np. na Youtube), to na poziomie lokalnym banery na ulicach ciągle działają na wyborców.
Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się do newslettera ŚLĄZAGA, a będziesz mieć pewność, że nie przegapisz innych naszych ciekawych tekstów. Zapisy: www.slazag.pl/newsletter
- Jednak partiom politycznym czy innym stowarzyszeniom wystawiającym kandydatów często brakuje pieniędzy na te lokalne kampanie, bo centrale zgarniają dużo środków na ogólnopolskie działania. Z rozmów z kandydatami i politykami widzę, że największe komitety bardzo dużo zatrzymały pieniędzy centralnie, i z tego powodu lokalni kandydaci mają ich stosunkowo niedużo. No i oczywiście oni te pieniądze, zgodnie z tym trendem, chcą lokować w internecie i nie mają już pieniędzy często na tę reklamę outdoorową, reklamę zewnętrzną - wyjaśnia Raszka.
"Jakość wyborczych reklam outdoorowych jest tragiczna"
Może więc niedługo doczekamy kampanii wyborczej, w której miasta i wsie nie będą obwieszone płachtami reklamującymi kandydatów? Ekspert z Grupy PRC Holding wątpi w to.
- Moim zdaniem absolutnie jest to skuteczne, bo docieramy do odbiorców, do tej grupy odbiorców, która statystycznie idzie częściej do wyborów niż młodzi. Mówimy tu o ludziach plus 50, plus 60 lat. Ci ludzie mają komórki, oczywiście, ale ich sposób korzystania z internetu jest zupełnie inny niż młodych. Oni nie spędzają tyle godzin w mediach społecznościowych. Chcąc dotrzeć do tej grupy, warto postawić na banery. Bo znamy partie, ale już konkretnych kandydatów - nie zawsze. Kandydaci, mają ten miesiąc, półtora przed wyborami i każdy z nich chce się nam pokazać i powiedzieć: Hej, jestem i możesz na mnie zagłosować - dodaje Raszka.
Ok, czyli banery jednak muszą na razie zostać. Ale co z przekazem na nich umieszczonym? Niektórzy kandydaci, jak np. Mateusz Morawiecki albo Andrzej Sośnierz z PiS-u nawet nie silą się, by wymyślić jakieś hasło określające ich kandydaturę. Co z formą banerów, estetyczną stroną?.
- Jakość banerów i reklam outdoorowych jest tragiczna - Raszka nie gryzie się w język. - Ja sobie zadaję podstawowe pytanie: Czy kupilibyśmy od tego człowieka coca-colę, kawę, bułki? I najczęściej na to tak prosto zadane pytanie, które ma w sobie stwierdzenie, czy ta osoba budzi w nas szacunek, zaufanie, sympatię i tak dalej, odpowiedź jest jednoznaczna: "nie". A gdy już przejdziemy do hasła wyborczego, to to już jest tak niski poziom, że gdyby porównywać to ze światem komercyjnym, to ci ludzie, ich firmy, gdyby chciały się w ten sposób promować, to wypadłyby z rynku krótko po rozpoczęciu działalności - dopowiada ekspert.
Wyróżnij się albo zgiń (czyli - nie zostań zapamiętanym)
Kandydatów, którzy chcą się wyróżnić za wszelką cenę, nie brakuje przecież. A to stają na głowie, a to wykorzystują skojarzenia ze swoim nazwiskiem (casus kandydatki o nazwisku Boczek, na której plakacie widnieje prawdziwy, niezbyt fotogeniczny, boczek), a to pozują z różnymi dziwnymi artefaktami - niektórzy np. z bronią. Kandydat Lewicy z okręgu katowickiego, Michał Gęsiarz, nie dość, że wykorzystał nazwisko w haśle "Ślazacy nie gęsi, swoją godkę mają", to jeszcze pozuje do zdjęcia ze słynną maskotką z kurortów - czyli wielką białą gęsią (tu trzeba zaznaczyć, że kandydat takim przekazem reklamuje się w internecie, na mieście jego banerów w ogóle nie widać). A poseł Trzeciej Drogi Michał Gramatyka, wykorzystując znajomość topografii rodzinnych Tychów, przed niskim mostem umieścił billboard nawiązujący tematycznie do tego miejsca. Z kolei Dobromir Sośnierz, poseł Konfederacji rodem z Katowic, zesłanym do okręgu wyborczego nr 18 (woj. lubuskie), wita się z mieszkańcami miejscowości Mordy czułym "Elo, mordy". Łukasz Litewka, radny w Sosnowcu, z kolei nie pokazuje siebie na banerach, a psy ze schroniska, z zachętą do ich adopcji. Inny kandydat z kręgu sosnowieckiego, Piotr Hałasik, pozuje z megafonem, nawiązując do nazwiska, ale też nawołując "Zróbmy hałas 15 października".
- W przypadku reklamy outdoorowej, jeszcze w czasie kampanii, gdy twój baner sąsiaduje z sześcioma innymi podobnymi, obowiązuje zasada: wyróżnij się albo zgiń. Jako politolog mógłbym się zastanawiać, czy kandydat z gęsią w ramionach wydaje się godzien stanowiska reprezentanta narodu, ale jako spec od marketingu biję mu brawo, bo chłopak zdecydowanie wyróżnia się wśród innych. Pokazuje, że ma luz. Na pewno jego hasło jest jakieś, a nie słabe jak wielu innych. Pomysł Łukasza Litewki, znanego z pomagania innym, też jest świetny. Jak słyszę tak miałkie hasła jak "Senator twoich spraw" albo "Zawsze z wami" przy czym widzimy tego kandydata raz na 4 lata, ale on nam mówi, że jest zawsze z nami, to nie wiem gdzie oczy schować. Podobnie jak ten reklamujący się sloganem "śląska pracowitość". Innym błędem jest powielanie tych samych zdjęć siebie w kolejnych wyborach. Czas leci, a my zawsze młodzi i piękni... Brakuje mi za to haseł nawołujących do działania, mobilizujących wyborców. Są za to kopy banałów - dodaje Raszka.
Jego zdaniem, obecna kampania wyborcza nie obfituje w żadne spektakularne "game changery". Nie przyniosła spektakularnych zmian w sondażach. - Poza tym jest niemerytoryczna i populistyczna. Rządzą w niej emocje. Przerodziła się w festiwal rozdawnictwa. Główne partie skupiły się na polaryzacji społeczeństwa, główne media też. Szkopuł w tym, że ta polaryzacja kompletnie nie przyniosła efektów. Ta kampania jest też internetowa, czy też socialmediowa. Na to poszły wielkie budżety, kosztem telewizji i innych mediów oraz banerów czy szerzej - reklamy w outdoorze - podsumowuje Raszka.
---------------------------------------------------------------------------------
Podoba Ci się ten artykuł? Zapisz się do newslettera ŚLĄZAGA, a będziesz mieć pewność, że nie przegapisz innych naszych ciekawych tekstów. Zapisy: www.slazag.pl/newsletter
Może Cię zainteresować:
W niedzielę na wybory dojedziemy bezpłatnie. GZM zaprasza do skorzystania z oferty
Może Cię zainteresować: