Pixabay
Katedra Podwyższenia Krzyża Świętego w Opolu jpg

Baśń geograficzna, czyli co by było, gdyby Górny Śląsk był osobnym krajem. „Brama Dziejów”, a może „Brama do przygody”?

Taki tekst chciałem napisać już dawno, ale zawsze blokowało mnie coś – na poły związanego z zachowawczością, na poły z obawami. Wiecie: że zahacza o separatyzm, że dziwny pomysł, że temat tabu. Być może. Ale były już symulacje z piłkarską reprezentacją Górnego Śląska, były z aktorami z regionu. No i w końcu…

Pomyślałem sobie, że taki Górny Śląsk zupełnie bezpiecznie, nie wdając się zbytnio w niuanse historyczno-kulturowe, ale na sposób geograficzny, mógłbym na łamach Ślązaga rozrysować. Bo czemu nie?

Ukształtowanie terenu: rzeki i góry

Górny Śląsk byłby krajem wyżynnym, wbrew pozorom, nie nizinnym. Te najniższe, zazwyczaj zielone na mapach tereny, pojawiłyby się jedynie wokół Opola i Niemodlina. Na znakomitej większości terenu widzielibyśmy jednak kolor żółty i bladopomarańczowy. To wyżyny. Obszary powyżej 300 m. n.p.m. wachlarzowato pokryłyby ten twór od zachodu i wschodu.

Kształt tego państwa przypominałby główkę tulipana lub megafon. Z małą „wyrwą” w okolicach Ostrawy. Niestety, ziemie pomiędzy Odrą a Ostrawicą nie wchodziłyby w skład tego kraju. Brama Morawska, o której kiedyś już tu pisałem, pozwalałaby jednak traktować go jako kraj tranzytowy z południa na północ. Podobnie jak rzeka Odra, która stanowiłaby jego niezwykły kręgosłup – oś, rusztowanie. Mogłaby się stać symbolem dla Górnego Śląska niczym Wisła dla Polski. Co ciekawe, Odra, rzeka na znamienitej długości żeglowna, zarówno nie wpływałaby jak i nie kończyła biegu w tym państwie. Takich geograficznych przykładów na świecie jest paradoksalnie niezbyt wiele. Sudan i środkowy bieg Nilu, Serbia i środkowy Dunaj lub Laos i środkowy bieg Mekongu. I każdy z tych krajów posiada stolicę nad tą rzeką. Jeśli wybierzemy Opole na stolicę tego kraju – mamy podobną sytuację.

Najwyższe góry tego kraju leżałyby na południu, ale nie w części polskiej, lecz – w teorii – czeskiej. Ponieważ granica Górnego Śląska biegnie grzbietem Jesioników (Hruby Jesenik), to jest tu szczyt Pradziada. Ten jedyny na Górnym Śląsku fragment przekształcony przez zlodowacenie i mający charakter quasi-alpejski dałby nam szczyt o wysokości prawie 1500 m n.p.m. Dodajmy, to jeden z nielicznych przykładów geograficznych wyróżników, które almanachy, artykuły, opracowania geograficzne wyjątkowo ograniczają do jednego regionu, niekoniecznie geograficznego. Wspomina się wprost, że Pradziad „jest najwyższym szczytem Górnego Śląska”. Jesioniki latem i zimą jako cel turystycznych lub narciarskich wypraw rywalizowałyby zapewne z Beskidami. Tak jak teraz. Przy czym Baraniej Górze i Skrzycznemu doszedłby „rywal” w postaci części obecnego Beskidu Śląsko-Morawskiego z Republiki Czeskiej, czyli Łysej Góry (1324 m n.p.m.).

Osadnictwo, transport, gospodarka

Twór państwowy Górny Śląsk mógłby liczyć około 5,2 mln mieszkańców (nie uwzględniam obecnie rozpatrywanej fali uchodźców z Ukrainy). Mało? Dużo? W europejskiej skali wcale nie byłoby to mało. To mniej więcej tyle, ile liczą wszystkie trzy Kraje Bałtyckie. W rankingu krajów świata trafiłby okolice miejsca 118/119 tuż obok takich krajów jak Kongo, Norwegia i… Słowacja, z którą zapewne Górny Śląsk sąsiadowałby przez Jablunkov i Zwardoń.

Wspomniane Opole mogłoby w jakimś stopniu dzielić funkcję stolicy z Katowicami. Mam tu na myśli podział pragmatyczny, niekoniecznie podparty historycznymi korzeniami. Geografia zna oczywiście takie przykłady ze świata: Holandia z Hagą i Amsterdamem, Boliwia z La Paz i Sucre czy Tanzania z Dar Es Salaam i Dodomą. A może ciekawym pomysłem, byłoby osadzić stolicę w kompletnie innym miejscu? Racibórz? Cieszyn? A może centralnie usadowiony Rybnik?

Górny Śląsk byłby dość gęsto zaludnionym krajem z gęstością przekraczającą 250 osób na kilometr kwadratowy. Z pewnością ten czynnik zawyżyłyby trzy największe konurbacje: dawny GOP – obecna część Metropolii GZM, dawny Rybnicki Okręg Węglowy oraz część dawnego Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego z Karwiną i Bohuminem. Główną osią komunikacyjną stanowiłyby krzyżujące się autostrady w śladzie A1 i A4, natomiast kraj ten rozwijałby dwa porty lotnicze: północny w Pyrzowicach oraz centralny w Gliwicach – na zachód od obecnego lotniska w Trynku. Niestety, obecny port lotniczy Ostrawy – Leosa Janacka w Mosnovie zostałby po morawskiej stronie, a Pyrzowice byłyby portem tuż przy granicy państwa. Inwestycja w nowe lotnisko na obrzeżach Gliwic w takiej sytuacji wydawałaby się więc sensowna.

Wizerunek, turystyka, promocja

W swojej działalności zdarza mi się doradzać miastom, regionom w strategii turystycznej i ID marek turystycznych. To jednak w przypadku takiej geograficznej zabawy z tworem wyimaginowanym jest zadaniem trudnym. Górny Śląsk byłby kolejnym środkowoeuropejskim krajem, który musiałby szukać swojego turystycznego wyróżnika. Co mogłoby nim być? W dużej mierze właściwie to samo, czym chlubi się obecne województwo śląskie i w czym doskonale sobie radzi: architektura poprzemysłowa, szlak podobny do Szlaku Zabytków Techniki – poszerzony o obiekty z okolic Karwiny i Bohumina.

Ale widzę pewien wabik, który można by wykorzystać w komunikacji turystycznej. Mając Bramę Morawską i będąc na połączeniu dwóch łańcuchów górskich: Sudetów na zachodzie i Karpat na wschodzie śmiało kraj mógłby reklamować się jako „Brama”. Ale jaka? „Brama Europy”, „Brama Dziejów”, a może „Brama do przygody”? Tak. „Upper Silesia – Gate to adventure” brzmi ciekawie i być może takie stoisko na targach turystycznych ITB w Berlinie czy w Szanghaju mogłoby zaskoczyć. Kraj bez dostępu do morza z dwoma malowniczymi pasmami górskimi mógłby turystyczno i rekreacyjnie jeszcze lepiej wykorzystać potencjał sztucznych jezior, zbiorników wodnych: nie tylko Goczałkowickiego, ale przed wszystkim: Nyskiego, Otmuchowskiego, Turawskiego i Rybnickiego, nad którym w 2050 roku dominowałaby już nie elektrownia węglowa, ale atomowa.

Władze kraju mogłyby odbudować trzy architektoniczne perły, związane z historią regionu: Mały Wersal w Świerklańcu oraz pałace w Kopicach i Krowiarkach. A te na okładkach folderów turystycznych przyciągałyby hasłami w stylu „Środkowo Europejska Dolina Loary” lub „Górnośląska Baśń”. W finale konkursu Eurowizji w 2052 roku w Bilbao Górny Śląsk reprezentowałaby piosenkarka, która w kopciuszkowym stroju, wystylizowanym na Księżną Daisy lub Joannę Gryzik zaśpiewałaby utwór „Gate of Fuel”, opowiadającą o upłynnianiu gazu z pokładów węgla, jako alegorii młodzieńczej miłości, odświeżonej po wielu latach.

I jak sami Państwo widzą – skończyłem maksymalnie niepoważnie, by uspokoić, że to tylko geographical fiction i wszelka zbieżność z rzeczywistością może być tylko przypadkowa. Bo choć geografia nie jest przypadkowa, to granice często są.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon