Polska ma Katar. Jedzie na
mistrzostwa świata, po pokonaniu Szwecji w Stadionie Śląskim. Ale
największym pokonanym jest trener Czesław Michniewicz.
Zamiast
fetować największy sukces w swojej pogmatwanej karierze, trener
reprezentacji Polski wdał się w serię żenujących pyskówek z
dziennikarzami (było o spoconej koszuli i leżeniu w krzakach po
jakimś pobiciu). A może to nie jest żadne „zamiast”, tylko:
„tak świętuje Czesław Michniewicz”. Jeśli tak Czesław
Michniewicz świętuje najważniejsze zwycięstwo w swojej
pogmatwanej karierze, to nie chcecie widzieć, co będzie po
porażkach.
Sorry.
Przecież to ten sam trener, który najbogatszy polski klub zostawił
gdzieś na 711. miejscu w tabeli ekstraklasy.
***
To
przypomina mi historię z dawnych czasów w DZ. Pisałem w Bytomiu
m.in. o sporcie. Czcigodne Szombierki Bytom przegrały sparing z
GKS-em Katowice. Było 0:7.
Wiecie,
jak to robią dziennikarze sportowi. Pisze się: „lanie”,
„kanonada”, „blamaż”, „klęska”, a potem kto i gdzie
konkretnie „wyekspediował futbolówkę”. Więc naskrobałem coś
w stylu „07 zgłoś się” i że lanie albo inna kanonada.
Następnego dnia dzwoni do mnie uroczy skądinąd działacz z
Szombierk (ps. też Czesław): „Marciiin! Ale że ty, synek z
Bytomia i takie rzeczy? Takie!? No, Marciiin, no! Słuchej no, przez
ciebie nasze chłopcy siedzieli dziś w szatni po treningu i płakali!
Czytali gazetę i płakali! Rozumisz? Przez ciebie! Marciiin! Ty,
synek z Bytomia!”.
Ja.
Do dziś w głowie leci mi inny Czesław: „że ktoś słowem złym…
zabija… tak jak nożem”.
***
Dziś
prima aprilis. No, centralnie najśmieszniejszy dzień w roku.
Śmiać
się na zawołanie to mogę co najwyżej z memów z doktorem
Bartosiakiem. Ewentualnie z wicemarszałka Kałuży, że przechodzi
do Hołowni. Albo do PO, Konfederacji… Na ministra sportu chociaż.
Albo jeszcze lepiej: że wpadnie do mnie na wywiad. To akurat
naprawdę zabawne, bo wicemarszałek obiecywał wiele razy, gdy
łapałem go podczas sesji sejmiku.
Co
w tym zabawnego? „Przemyślał pan już moje zaproszenie?” -
zapytałem kiedyś. „Nie, to się jeszcze kisi” – odpowiedział
Kałuża. Zamknął mi usta tym kiszeniem. Raz gdy zapytałem o to
samo, uciekł korytarzem. Kiedyś naprawdę obiecał, że w styczniu,
po jakiejś podróży zagranicznej. Dopiero dziś wiem, że to było
jak kawale: „Jasne, jak tylko wrócę z Radomia”. A kiedy pan
wrócisz z Radomia? „Na razie się nie wybieram”.
Każdy
dziennikarz ma swojego Michniewicza. Każdy dziennikarz ma swoje
Szombierki.
***
Centralny
Port Komunikacyjny. W skrócie: tu będzie osiedle, a to jezioro
przesuniemy.
Wiem,
że ludzie się niepokoją, że im pendolino będzie przez ogródek
jeździć w Mikołowie, a pod stodołą wybudują banhof. Więc teraz
już na poważnie: prędzej burmistrz postawi tam wam swój własny
pomnik niż powstanie jakieś gigalotnisko i jakieś kolejowe
szprychy rysowane linijką na mapie.
Jak
to zgrabnie ujął wysoko postawiony polityk PiS na Śląsku:
„Paaanie, jakby zebrać te wszystkie nasze pomysły w całość, to
by Monty Python wysiadł”. Z tego pociągu, ma się rozumieć, co to przejedzie między laubami w Kostuchnie.
***
Jeszcze
jeden akt szczerości: śląski poseł PO żali się, że liczył na
lepszy efekt Tuska.
Ja
kiedyś liczyłem, że Marian Makula zagra Bonda.
Szczęśliwego 1 kwietnia.