Przygoda Tomasza Sobani ze sportem rozpoczęła się na rodzinnym podwórku i boisku lokalnego klubu piłkarskiego - KS Zamkowice Toszek. Z bieganiem zaprzyjaźnił się, kiedy wybrał naukę w Gliwicach. - Zawsze wychodziłem do liceum na ostatnią chwilę. Wiecznie byłem spóźniony na pociąg, więc musiałem biegać - opowiada.
Z czasem zaczął to robić w wolnych chwilach i tak zrodziła się pasja, która pozwoliła mu dobiec fragmentem Drogi św. Jakuba do Santiago de Compostela (300 kilometrów), z Zakopanego do Gdyni (756 kilometrów) oraz z Częstochowy do Rzymu (1517 kilometrów). Teraz przed nim największe jak dotąd biegowe wyzwanie, czyli bieg z Gliwic do Barcelony (2500 kilometrów).
Tomasz potrzebuje... większego kampera
23-latek ma za sobą roczne intensywne przygotowania, które zwieńczył ośmiodniowy obóz w Węgierskiej Górce na granicy Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, gdzie trenował dwa razy dziennie.
- Fizycznie czuje się przygotowany bardzo dobrze. Miałem dwa starty kontrolne w lipcu, które wypadły rewelacyjnie (68 i 90 kilometrów - przyp. red.). Niestety nie obyło się bez kłopotów, bo wcześniej złapałem kontuzję, a na dodatek zrezygnował główny sponsor mojego biegu, ale uporałem się z jednym i drugim - wzdycha z ulgą Tomasz.
Może Cię zainteresować:
Miłosz Pałaszewski - młody zdobywca najdzikszych gór Europy. Maszeruje mimo przeciwności losu
Na dodatek podczas ubiegłorocznego biegu z Częstochowy do Rzymu nabrał doświadczenia i tym razem wiedział, że potrzebuje… większego kampera.
- W ubiegłym roku to było szaleństwo. Weszliśmy do kampera, którym w życiu nie jeździliśmy i nie mieszkaliśmy. Okazało się, że po rozłożeniu łóżka, na którym odpoczywałem, nikt nie mógł już przejść po kamperze. Teraz mamy większy. Zamierzamy też kilka razy odpocząć w hotelu lub u znajomych, żeby nie zwariować - tłumaczy.
Bo jak nie zwariować, kiedy przez dwa miesiące w kółko powtarza się niemal ten sam dzień? Pobudka o 6.45, śniadanie, praca z fizjoterapeutą, start o 9.30 i przerwa na obiad oraz regenerację od 13.30 do 17.00. Później drugi etap biegu, aby pokonać w sumie 42 kilometry, kolacja, regeneracja i od 23.00 sen. Kolejnego dnia pobudka o 6.45 etc.
- Ostatnim razem po 30 dniach byłem już psychicznie bardzo zmęczony. Dlatego mam zaplanowane dwa dni na odpoczynek. Niestety, jeśli znów przydarzy się jakaś choroba lub inne nieprzewidziane przerwy, to być może na koniec będę musiał nadrabiać kilometry - mówi Tomasz. - Żeby nie zwariować, staram się trenować głowę, ponieważ podczas takich biegów bardzo się obciążam. Rano muszę się zmobilizować, żeby wyjść na bieg, po południu to samo i tak każdego dnia. Do tego presja sponsorów, mediów, kibiców - wylicza.