Tak, prysznic - urządzenie obecne w milionach domów i nie tylko, bez którego ludzie nie wyobrażają sobie życia - wynalazł Ślązak. Nie od razu wyglądało tak, jak dziś. Niezależnie od tego, jak jest zainstalowany i jak bardzo bajerancki, prysznic zawsze powinien mieć to swoje sitko, przez którego otwory tryskają ożywcze, mniej lub bardziej skoncentrowane strugi wody. Nie tylko oczyszczając ciało, ale i umysł, a w efekcie przywracając chęć i możliwości sprawnego funkcjonowania. A robią to tak dobrze, jak chyba nic w świecie.
Vincenz ze Śląska Opawskiego
Vincenz Priessnitz początkowo umyślił sobie co innego. Dbając o zdrowie i kondycję swoich pacjentów, Herr Doktor (wprawdzie formalnie doktorem nie był) aplikował im hartowanie. Toteż stawiał pacjentów pod umieszczoną na parometrowej wysokości rynną (zapomnijcie o sitku), z której na drżących delikwentów lała się lodowata woda. I tak się to zaczęło (sposób znany był wprawdzie od wieków, jednak Preissnitz zaadoptował go i zracjonalizował). A działo się to w Jeseniku na Śląsku Opawskim, gdzie Priessnitz parał się wodolecznictwem.
Śląsk Opawski. Z perspektywy Polski często w ogóle zapomina się o jego istnieniu. Jeśli Śląsk - to Górny i Dolny. Co w sumie nie jest aż tak zaskakujące, jako że Śląsk Opawski jeszcze w średniowieczu i to wczesnym, za czasów wnuka Bolesława Chrobrego, Kazimierza Odnowiciela, odłączono od reszty Śląska. Odtąd zawsze już należał do Czech, mimo iż z sąsiadującym z nim Górnym Śląskiem wiele go łączyło. Bywało, że nawet wspólni władcy. Jednak do tego dochodziło już w czasach, gdy Śląsk oddalał się od Polski, a coraz bardziej zbliżał z Czechami, tym bardziej więc zacierała się w Krakowie, a później Warszawie, świadomość wspólnoty łączącej Opawę z na przykład Raciborzem. Toteż Polak, peregrynując gdzieś tam w górskim świecie Jesioników, często w ogóle nie zdawał (i nie zdaje) sobie sprawy, że ciągle jest na Śląsku, a nie już w Czechach (w sensie krainy geograficznej), czy na Morawach. (Interesujesz się śląską historią? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Dla jednych znachor, dla drugich geniusz
W tychże właśnie Jesionikach, w miejscowości znanej dziś jako Lázně Jeseník (i będącej częścią Jesenika), wtedy zaś nazywającej się Gräfenberk, przyszedł na świat w roku 1799 Vincenz Priessnitz. Apostoł wodolecznictwa. Priessnitz, nie będący z wykształcenia lekarzem i w zasadzie samouk opierający się głównie na własnych obserwacjach, był za to wizjonerem i człowiekiem wielce przedsiębiorczym.
Zakład kuracyjny, w którym stosował swoje wodne kuracje, otworzył już w roku 1826. I mimo etykietki znachora, jaką przykleiło Priessnitzowi nieufne wobec jego nieszablonowych metod środowisko medyczne, zrobił furorę. Biznes rozwijał się świetnie, wobec napływających (nomen omen) tłumów klientów szybko trzeba było rozbudować zakład. Oraz urozmaicać stosowane metody wodolecznictwa i nie tylko, jako że Priessnitz dostrzegał też zdrowotne wartości gimnastyki, spacerów i diety (woda, mleko, wyłącznie zimne i nieprzyprawione dania - pacjenci naszych szpitali by go nie pokochali).
Sam Priessnitz nie okazał się niestety długowieczny, umierając już w 1851 roku. Życie skróciło mu także... przewodnienie, z czego płynie (nomen omen) morał, że co za dużo, to niezdrowo. Ale do tego czasu przez ośrodek Preissnitza przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy kuracjuszy. A interes przetrwał swego twórcę. Także i w XXI wieku wodolecznictwo w Jeseniku cieszy się jakże zasłużoną renomą.
Prysznic. Od nazwiska
Preissnitza pochowano na wzgórzu Gräfenberg, gdzie do dziś wznosi się jego grobowa kaplica (będąc w Jesioniku, warto odwiedzić i ją). Upamiętniają go też pomniki, które wystawiono mu w rodzimym Jeseniku oraz Wiedniu. Ale może przede wszystkim czyni to zmodernizowany i szeroko rozpowszechniony w świecie wynalazek Preissnitza, nawet jeżeli setki milionów czy wręcz miliardy już użytkowników rzadko niestety zdają sobie z tego sprawę.
My mamy o tyle łatwiej, że jego polska nazwa wywodzi się od nazwiska wynalazcy. Biorąc prysznic, myśl o Śląsku.
Może Cię zainteresować:
Beskidy 100 lat temu. Wycieczka w góry retro. Na początek Barania Góra. Bez schronisk i bufetów
Może Cię zainteresować: