Brak mieszkań. Epoki się zmieniają, a problemy na Śląsku pozostają niezmienne. W latach 20. i 30. w Bytomiu przyczyn było kilka: przede wszystkim napływ ludności z przyznanej Polsce części Górnego Śląska. Jakieś 12,5 tys. mieszkańców Katowic, Siemianowic, Królewskiej Huty czy Tarnowskich Gór - słowem: większość tych, którzy nie chcieli zostać obywatelami nowego państwa, przybyła do Bytomia jako najbliżej położonego niemieckiego miasta. Kwaterowano ich w budynkach publicznych albo w tymczasowych barakach. Dodajmy, że niziny społeczne już wcześniej bytowały w fatalnych warunkach: w ciasnych oficynach, zwanych hinterhausami mieszkało czasem nawet kilkanaście osób na jedną izbę.
Do końca 1925 roku w Bytomiu powstało ok. 1600 nowych mieszkań, większość dla ludzi średnio i mniej zamożnych. Osiedla wznosiły spółdzielnie lub powstawały dzięki dotacjom miasta i prowincji górnośląskiej. W 1930 roku samorząd powołał też własną spółkę mieszkaniową "Gewo", która - wykorzystując niskie ceny materiałów i robocizny, budowała domy dla najbardziej potrzebujących. Mniej więcej w takich okolicznościach w Bytomiu narodziła się jedna z najciekawszych inwestycji mieszkaniowych na międzywojennym Śląsku. Kalide-Block, Blok Kalidego - od Kalidestrasse, ulicy słynnego górnośląskiego rzeźbiarza, Theodora Erdmanna Kalidego, którą była dzisiejsza ul. Axentowicza.
Wiedeń wiedział lepiej
A o co chodzi z tym Wiedniem? Generalnie: o nadążanie i to w sumie dla nas nauka uniwersalna. Zanim w 1926 roku spółka Deutsche Land und Baugesellschaft GmbH rozpoczęła zabudowę wielkiego kwartału w obrębie dzisiejszych ulic Axentowicza, Strzelców Bytomskich, Fałata i pl. Rodła, wysłała swoją delegację właśnie do Wiednia, który już wtedy słynął ze spektakularnych przykładów budownictwa komunalnego. "Nadążanie", bo Wiedeń był prekursorem w tej dziedzinie: w połowie lat 20. w stolicy Austrii stawiano już kompleksy Sandleitenhof i Rabenhof, a najsłynniejszy: Karl-Marx-Hof był w zaawansowanych planach (budowa w latach 1927-1930).
Wyzwania były podobne: jak najwięcej mieszkań w stosunkowo krótkim czasie, ale też zdecydowana poprawa standardów. Jak pisze autor bardzo ciekawego bloga poświęconego Blokowi Kalidego (jego mieszkaniec zarazem), w Bytomiu oznaczało to zerwanie z tradycją małych i ciemnych podwórek oraz oficyn oferujących znacznie gorsze warunki niż frontowa kamienica.
Według nowych założeń budynki zajmowały maksymalnie połowę powierzchni inwestycji, co dawało duże i dobrze nasłonecznione podwórza - dziedzińce. Zatarły się też dzięki temu różnice pomiędzy mieszkaniami od strony podwórka i od ulicy. Nowością była również dostępność podwórzy dla innych mieszkańców oraz ich rola komunikacyjna. Liczne przejścia pełniły funkcję łączników pomiędzy ulicami otaczającymi budynki, a wnętrza kwartałów, bogate w zieleń i z licznymi placami zabaw, stanowiły nowy rodzaj przestrzeni publicznej. Brzmi jak współczesne marzenie urbanistów i architektów?
Robotnicy też lubią rzeźbę
Nie tylko to. Kojarzycie pewnie koncepcję "miasta 15-minutowego", czyli w skrócie takiego, w którym najważniejsze potrzeby załatwiamy na piechotę, bez konieczności ładowania się w samochód. W Kalide-Blocku też wszystko miało być pod ręką, zupełnie jak w Wiedniu. Tam w "superblokach" lokowano więc nie tylko sklepy, ale i rozmaite usługi: pralnie, gabinety lekarskie, przedszkola czy biblioteki. Łatwiej, szybciej, "samowystarczalniej" i bardziej "integracyjnie". Wiedeńskie przedsięwzięcia mieszkaniowe: zwarte, wielokondygnacyjne były wręcz skrojone pod potrzeby Bytomia lat 20. z jeszcze jednego powodu: terenu pod budowę było mało, bo szkody górnicze i totalne odcięcie miasta od obszarów dalszego rozwoju. Po poplebiscytowym podziale Górnego Śląska Bytom z trzech stron został otoczony nową granicą państwową.
Bytom i Wiedeń łączy też modernistyczna forma (raczkującego modernizmu, można by rzec), wykończenie, ale i niezwykła zdobność przy tym. Kalide-Block w żadnym wypadku nie przypomina prostych czynszówek dla robotników: architekturę w służbie społeczeństwu pogodzono tu z bogactwem rzeźbiarskim, które w wielu przypadkach (posągi ludzi pracy z narzędziami) przywodzi na myśl... powojenny, importowany z ZSRR socrealizm. Swoją drogą i to da się wytłumaczyć, wszak główni myśliciele komunizmu przyszli na świat na ziemiach niemieckich.
W ukończonym w 1930 roku bytomskim Bloku Kalidego powstało 250 mieszkań. To niewiele w porównaniu z austriackimi kolosami, w których pomieszczono ich ponad tysiąc; sam Sandleitenhof to prawie 1600 mieszkań i jakieś 4000 ludzi. Wiedeńskie bloki, z Karl-Marx-Hof na czele, to dziś nie tylko pomniki historii, ale i atrakcje turystyczne. Z całą pewnością Kalide-Block (zwłaszcza, gdy w końcu uda się go w całości odnowić), też na takie miano zasługuje. Zresztą, sami zobaczcie na zdjęciach autorstwa Mateusza Bałwasa.