Mało kto wie, że studiował pan w Katowicach, na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Dawno temu, w początkach swojej telewizyjnej kariery, jeszcze nim narodziły się „Sensacje XX wieku".
Na te studia, które podjąłem w roku 1979, wciągnął mnie nieżyjący już Michał Bogusławski, wspaniały reżyser, wówczas dziekan Wydziału Radia i Telewizji. Jednak długo nie wytrzymałem. Kontynuowanie studiów w Katowicach, dla mnie już trzecich, okazało się nazbyt uciążliwe. W Warszawie miałem już wtedy rodzinę, dziecko... Niestety więc poddałem się. Przyznaję – bardzo tego żałuję.
Jak pan wspomina Śląsk tamtych lat? Pan tu mieszkał, czy tylko dojeżdżał?
Mieszkałem, ale i dojeżdżałem. Mieszkałem bowiem w akademiku w Sosnowcu.
Był pan wtedy świadom, że to już nie Śląsk, a Zagłębie?
Nie dostrzegałem tego. Dla warszawiaka ta sprawa jak gdyby nie istniała. Nie odczuwałem też różnicy między Ślązakami a Zagłębiakami. Być może dlatego, że na Śląsku i tak traktowano mnie jako obcego, który długo tu nie pozostanie, więc nie ma co tracić czasu, by wprowadzać go w takie lokalne niuanse. Zarazem dawano mi odczuć, gdy nie odróżniając Śląska od Zagłębia, popełniałem jakiś błąd. Choć dla mnie, przybysza z Warszawy, było to niezrozumiałe, to u Ślązaków i Zagłębiaków ta różnica była bardzo głęboko zakorzeniona w świadomości. Przy nich nie wolno się było pomylić. Ale na co dzień tych animozji miejscowych absolutnie nie odczuwałem. Co innego z niechęcią do warszawiaków. Ta mocno dawała się we znaki. Ślązacy nie bardzo nas lubią. Nie wiem, dlaczego tak jest.
A co zdradzało warszawiaka?
Rejestracja samochodu. Przekonywałem się o tym chociażby na każdej stacji benzynowej.
Zatem jak się wtedy czuł na Śląsku przybysz z Warszawy?
Szczerze? Fatalnie! O stosunku do warszawiaków już mówiłem, ale nie to było najgorsze. Przede wszystkim dawało się odczuć zanieczyszczenie powietrza, które było straszne. Widać to było już po koszuli, której kołnierzyk do wieczora stawał się czarny. Niestety więc, nie wspominam tego okresu jako szczególnie miłego w moim życiu.
Czy spotykał pan tu Ślązaków mówiących po śląsku, na ulicy czy podczas zajęć?
Śląski nie tylko słyszałem, ale podczas pobytu tutaj nawet zaczynałem się go praktycznie uczyć. Przebywałem jednak na Śląsku zbyt krótko, by dokończyć nauki „godki”. Choć w pamięci coś tam przetrwało. Jak np. śląska anegdota o dwóch górnikach, chyba Handzliku i Franciku. Handzlikowi nie chciało się brać łopaty na gruba, to przypion na nij kartka, na kieryj napisoł „Francik, weź mi ta łopata, bo żech zapomnioł”. Francik łopaty nie wzion, ino dopisoł : „Handzlik, jo żech tyj łopaty nie znod”.
Brawo! A może, mimo wszystko, zapamiętał pan dobrze jakieś miejsce z tamtego czasu? Lokal, klub...
Na rozrywki nie bardzo miałem czas. Te studia były dość intensywne. W pamięci zapisała mi się więc przede wszystkim Telewizja Katowice. To jej studia wykorzystywano do naszych zajęć i to głównie tam się spotykaliśmy. Albo też poszukiwaliśmy plenerów, w których następnie realizowaliśmy etiudy filmowe. I tu rzeczywiście Górny Śląsk miał bardzo wiele do zaoferowania pod tym względem. Nabyłem wtedy dobrej znajomości Katowic i ich okolicy. Miało to zaowocować w przyszłości, gdy tę znajomość wykorzystywałem w swojej pracy już dla telewizji.
Rzeczywiście, właśnie na Górnym Śląsku kręcił pan sporo odcinków „Sensacji XX wieku”, a także część ujęć „Tajemnicy twierdzy szyfrów”. Na przykład Huta „Kościuszko” w Chorzowie posłużyła jako plener odcinka o niemieckich rakietach V-2...
To była wspaniała scenografia! Huta „Kościuszko” była już wtedy nieczynna. Jej rozbierane, demolowane właśnie zabudowania i rozmaite instalacje tworzyły wymarzoną scenerię do kręcenia wojennych obrazów. Korzystając z pomocy dyrekcji likwidowanego zakładu, kręciliśmy więc tam więc całe sekwencje bombardowania rakietowego ośrodka doświadczalnego Peenemünde. Robiąc zdjęcia, wykorzystywaliśmy też miejscowy tabor kolejowy. Pod tym względem industrialny krajobraz Górnego Śląska, gdzie kończył swój żywot wielki przemysł, sprawdzał się znakomicie.
Ponadto wnętrza Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego nieraz odgrywały w „Sensacjach” wnętrza berlińskich gmachów z czasów III Rzeszy.
Przyznaję, że zawsze chciałem wykorzystać też piękną dawną salę Sejmu Śląskiego, w której obecnie obraduje Sejmik Województwa Śląskiego. Tego akurat zamiaru nigdy nie zrealizowałem, natomiast inne sale i korytarze Urzędu Wojewódzkiego wykorzystywaliśmy w „Sensacjach XX wieku” dosyć często, na przykład kręcąc odcinek o „Nocy Długich Noży”, czyli rozprawie Hitlera z przywódcami SA. Paradoksalnie, choć tematyka tego i innych kręconych tam odcinków nie miała większego związku z historią Katowic czy w ogóle Śląska, to ciekawa, monumentalna architektura tego gmachu doskonale sprawdzała się jako scenografia, imitująca niemieckie obiekty z epoki rządów Adolfa Hitlera, z lat międzywojennych czy II wojny światowej.
Przypomnijmy przedwrześniowe schrony Obszaru Warownego „Śląsk”. To setki obiektów, w tym przynajmniej kilka wyjątkowych.
I o ważnej roli w historii. Śląskie schrony, które niełatwo zniszczyć i z których wiele zostało zachowanych, a nawet odrestaurowanych dzięki pasjonatom, zapisały się w niej nie tyle we wrześniu 1939 roku, kiedy w zasadzie nie walczyły. Ale później Niemcy wykorzystywali je do testowania nowej broni – min kumulacyjnych, które z znakomitym skutkiem zastosowano podczas ataku na słynną belgijską twierdzę Eben Emael. Miny kumulacyjne, innowacyjna broń wypróbowana na Śląsku, pozwoliła Niemcom niszczyć umocnienia stojące na drodze ich ofensywy na Paryż i tę drogę niemieckim wojskom otwarły. Niektóre schrony noszą ślady eksplozji ładunków kumulacyjnych, testowanych tam na przełomie 1939 i 1940 roku. Robiłem program także i na ten temat, wykorzystując te cenne obiekty. Ich rola w zapisaniu tej karty historii jest znacząca, a była zapomniana.
Śląski wkład w historię powszechną? Tematyką „Sensacji XX wieku” była historia – nazwijmy to – z najwyższej światowej półki, wydarzenia decydujące o losach i przyszłości świata. Niemiecki program rakietowy, testowanie kluczowej broni dla triumfu Hitlera na Zachodzie, rozgrywki na szczytach władzy III Rzeszy. Górny Śląsk wystąpił u pana w każdej z tych ról i to z sukcesem. Ocenia pan, że to miejsce, które ma predyspozycje, potencjał do tego?
Powiedziałbym raczej, że miało kiedyś. Nowoczesność szybko pochłania tereny poprzemysłowe z takim potencjałem. Z punktu widzenia atrakcyjnych plenerów wyburzanych zakładów przemysłowych – niestety. Choć z innych, co zrozumiałe, bardzo dobrze.
Miniona chwała?
Nie do końca. Macie przecież takie wspaniałe miejsce jak Pszczyna. Nie tylko nadzwyczaj fotogeniczne, ale i autentycznie historyczne, które odegrało ważną rolę w dziejach. To przecież tam podczas I wojny światowej kwaterowała Cesarska Kwatera Główna Wilhelma II. Pszczyna była też związana z historią Carin, żony Hermanna Göringa, który bywał tam i polował jako Wielki Łowczy III Rzeszy. Posiada wspaniałe wnętrza zamkowe, co ważne – świetnie zachowane, o wyjątkowym uroku. Kręciłem tam więc dużo dla „Sensacji XX wieku”, zarówno w plenerach, tzn. w zamkowym parku, jak i w samym pałacu. Następnie w serialu „Tajemnica twierdzy szyfrów” kręciliśmy w Pszczynie radziecki tym razem sztab. Umieściłem tam bowiem sztab frontu. Czy było to zgodne z prawdą historyczną – nie wiem, ale skoro na ekranie nie prezentujemy konkretnego miejsca, to wydaje mi się, że mogłem sobie na to pozwolić.