Obrona wiezy spadochronowej katowice

Borówka: Do Sienkiewicza pretensji za fikcję literacką nie macie. Na Śląsku za to samo od lat rozlicza się Gołbę

Borówka: Do Sienkiewicza pretensji za fikcję literacką nie macie. Na Śląsku za to samo od lat rozlicza się Gołbę

autor artykułu

Tomasz Borówka

Adam Mickiewicz unieśmiertelnił Ordona wysadzającego w powietrze warszawską redutę na koniec bohaterskiej jej obrony. Reakcje: Super. Henryk Sienkiewicz opisał, jak Wołodyjowski i Ketling przysięgali, że Kamieńca Turkom żywi nie oddadzą i potraktowali to śmiertelnie dosłownie. Reakcje: Super, trzymaj się. Kazimierz Gołba napisał o straceńczej walce śląskich harcerzy na wieży spadochronowej w Katowicach. Reakcje: Wrrr.

Reakcje? Te na Śląsku, bo poza nim jego opowieść jest raczej słabo znana. Na pewno nie dogoniła poczytnością "Kamieni na szaniec" Aleksandra Kamińskiego, choć należy do tego samego w sumie gatunku. Jednak "Kamienie" trafiły na szkolne listy lektur, a "Wieża spadochronowa" nie, co samo w sobie budzi refleksję, czemu druhów i druhny ze Śląska uznano za gorszych niźli ci z Warszawy. Może dlatego, że tych ostatnich nie wciągano na DVL?

Gołba napisał też o klęsce polskich władz

Opublikowana w 1947 r. powieść Kazimierza Gołby "Wieża spadochronowa" wpisuje się w ten sam nurt, co historyczne (czy właściwie publicystyczne, zważywszy minimalną odległość czasową od opisywanych wydarzeń) opracowanie Alojzego Targa "Górny Śląsk w okresie okupacji". Obie publikacje miały bronić Ślązaków i zarazem tłumaczyć Śląsk Polakom. Nawiasem mówiąc, ich autorzy przyjaźnili się, a obydwie książki wydało to samo Wydawnictwo Zachodnie z Poznania.

Targ podejmował tematy trudne. Jak Volkslista, służba Ślązaków w Wehrmachcie czy moralne efekty błyskawicznej katastrofy II Rzeczpospolitej, która uderzyła w same fundamenty postaw narodowych tych Ślązaków, którzy poczuwali się do polskości. Klęska wizerunkowa Polski na Śląsku i kompromitacja tutejszych polskich władz jest zresztą obecna i w "Wieży spadochronowej". Przesłanie książek Gołby i Targa koresponduje ze współczesnymi im staraniami, jakie podejmowali rodzimi politycy, jak Jerzy Ziętek i Arka Bożek. Także ich celem było wykazanie Polakom - w tym wypadku polskim władzom zdominowanym przez komunistów, obierającym bezkompromisowy, antyniemiecki kurs - że Ślązacy wpisani na DVL i w mundurach Feldgrau nie zasługują na przykładne ukaranie, tylko przynajmniej na wyrozumiałość, jeżeli nie nagrodę na zachowanie polskości w najtrudniejszych warunkach. Taką przynajmniej narrację proponowali Targ czy Ziętek, gdyż licząca się część tych Ślązaków już przed wojną bynajmniej się z polskością nie identyfikowała i nie aspirowała do uznania za Polaków.

Gdy Ziętek kaptował do tej idei swego pryncypała, Aleksandra Zawadzkiego, by ten lobbował za nią towarzyszy w Warszawie, a Targ racjonalnie wykładał swoje racje, opisując politykę władz III Rzeszy wobec Ślązaków, ich straty i udział w ruchu oporu, Gołba postanowił posłużyć się inspirującym przykładem, by to na nim ukazać wierność Ślązaków Polsce. I obrał sobie nań górnośląskich harcerzy. Temat miał już tak jakby rozpoczęty, powieść o harcerzach broniących Katowic rozpoczął jeszcze w 1944 roku, choć jej kulminację osadził gdzie indziej - w murach znanego mu gimnazjum przy ulicy Jagiellońskiej w Katowicach. Kto wie, czy jako nauczyciel z zawodu (a uczył historii i nauki obywatelskiej) instynktownie nie zaplanował sobie epopei nawiązującej do wielkich ikon polskiej literatury - jak bohaterscy Ordon czy Wołodyjowski, walczący bez nadziei na zwycięstwo i z ze spokojem wahania akceptujący własną śmierć, która będzie przykładem i inspiracją. Ci literaccy oczywiście. Historyczny Julian Ordon uszedł przecież z życiem, a Jerzy Wołodyjowski (pierwowzór Małego Rycerza) zginął wprawdzie w Kamieńcu Podolskim, lecz bynajmniej nie jako honorowy samobójca. Uśmierciła go niespodziewana i z pewnością dlań zaskakująca eksplozja zamkowej prochowni.

Ku pokrzepieniu serc

Bohaterowie na wieży spadochronowej bronią jej jak Kmicic Częstochowy, a giną romantyczną śmiercią godną Wołodyjowskiego czy Podbipiety. Powieść Kazimierza Gołby należałoby więc odczytywać w podobnym kontekście, jaki właśnie na koniec Trylogii prosto i genialnie wyraził Sienkiewicz: ku pokrzepieniu serc. A przede wszystkim jako literaturę piękną, czyli wizję literacką, nie zaś dokumentalny zapis wydarzeń. "Wieża spadochronowa", mimo iż jej autor - niekwestionowany mistrz detalu - wtopił w fabułę wręcz niezliczone mikrofakty (przykład pierwszy z brzegu: kometa, wspominana przez jednego z bohaterów, była autentycznym zjawiskiem astronomicznym z wiosny 1939 r.), to jednak POWIEŚĆ. Fabularna fikcja z historią w tle, jak Trylogia. Opowieść klimatyczna, wzruszająca dla wielu, ukochana i wręcz święta dla niejednego, inspirująca dla dociekliwych, ale też w całości (nieraz bez czytania) odrzucana przez sfrustrowanych polską polityką wobec Śląska i Ślązaków jako gloryfikująca obce im wartości.

Paradoksalnie, w swoim czasie wyklęta także przez polskie władze - "Wieża spadochronowa" w okresie stalinowskim była wycofywana z bibliotek. Nie tylko że na cenzurowanym było wtedy nie tylko przedwojenne harcerstwo, ale i powstańcy śląscy (długo potrwało, nim Ziętek, w tamtych latach sam w przejściowej niełasce, przepchnął swą strawną dla komunistów narrację o charakterze powstań i ich uczestnikach). Innym paradoksem jest to, że w cieniu powieści Kazimierza Gołby znalazło się popularnonaukowe opracowanie "Wrzesień 1939 na Śląsku" - jak dziś wiemy, nie wolne od błędów, a przecież przez lata będące głównym (bo jedynym) syntetycznym ujęciem tytułowego tematu. Nawet w naszych czasach ta zestarzała już merytorycznie praca nie spotyka się z krytyką o choć w przybliżeniu podobnej skali co "Wieża spadochronowa". I tak na dobrą sprawę, to poza historykami czy pasjonatami tematu mało kto już wie o jej istnieniu.

Paradoksów jest zresztą więcej. Np. podczas niejednej dyskusji (a szczególnie w toku tych prowadzonych w internecie) odkryłem zdziwiony, że większość osób krytykujących książkę Kazimierza Gołby (z omówionych wyżej przyczyn - bezsensownie) powołuje się na "ustalenia Grzegorza Bębnika" i jego pracę "Wrzesień 1939 r. w Katowicach" (kapitalną i wręcz wytyczającą nowy horyzont wiedzy), ale najzwyczajniej w świecie po prostu jej nie czytało. Podobnie resztą jak i samej "Wieży spadochronowej", przez niektórych mylonej wręcz z inną powieścią o wrześniu 1939 w Katowicach, tzn. "Ptaki, ptakom" Wilhelma Szewczyka. A dodam, że zdarzali się i hardkorowcy odsyłający mnie do "dokumentów w archiwum IPN Katowice", których również na oczy nie widzieli. Gdyby było inaczej, zobaczyłbym tam ich podpisy na kartach kontrolnych opasłych teczek, których zawartość jako jeden z nielicznych miałem szczęście przeczytać.

Górny Śląsk 1939 na zdjęciach Leo Mehla

Może Cię zainteresować:

Wrzesień 1939 na Śląsku w obiektywie niemieckiego fotografa. Leo Mehl robił zdjęcia, idąc wraz z Freikorpsem i Wehrmachtem

Autor: Tomasz Borówka

04/09/2022

Sztukasy Ju 87 nad Polską w 1939 roku

Może Cię zainteresować:

Syreny nad Katowicami. Jak 1 września 1939 roku sztukasy zaatakowały lotnisko na Muchowcu

Autor: Tomasz Borówka

01/09/2022

Katowice 1939

Może Cię zainteresować:

W 85. rocznicę wybuchu II wojny światowej: nieodkryte tajemnice września 1939 roku na Górnym Śląsku

Autor: Tomasz Borówka

01/09/2024