Bukowa Góra stała się szeroko znana po tym, jak archeologowie w 2021 roku zwrócili uwagę na niezwykłe kształty i formy głazów zalegających jej wierzchołek. Już wstępne ich badania pozwoliły domniemywać, że głazy te były obrabiane ręką ludzką, a część nawet ustawiona do pionu. Natychmiast więc wzbudziło to skojarzenia z budowlami megalitycznymi z szalenie zamierzchłej przeszłości Europy - neolicie, czyli młodszej epoce kamienia. Czyli z czasów dawniejszych niż te, w jakich Egipcie wzniesiono piramidy. Megality na Bukowej Górze byłyby też starsze, niż na poły mityczna Troja Homera. Z miejsca więc zaniosło się na archeologiczne odkrycie dekady w naszym regionie, o ile nie na skalę ogólnopolską - pisaliśmy w 2022 r.
Ślady tysiącleci
Obecnie nikt już nie zastanawia się, czy głazy na Bukowej Górze są ustawione ręką ludzką, czy też stanowią szczególną formację naturalną. Z całą pewnością chodzi o to pierwsze. Co więcej, na Bukowej odkryto ślady działalności ludzi z wielu epok. Początkowo przypuszczano, że kamienne konstrukcje w rejonie szczytu to wytwór kultury pucharów lejkowatych, jak naukowcy nazwali bezimienny dziś lud, zamieszkujący wielkie obszary Europy od Jutlandii i południowej Skandynawii aż po część obecnej Ukrainy mniej więcej w latach 3700-1900 przed naszą erą. Czyli w neolicie, młodszej epoce kamienia. Dziś wiadomo, że KPL - jak skrótowo określają kulturę pucharów lejkowatych specjaliści - nie była na Bukowej Górze kulturą ostatnią. Sprawa nie przedstawiała się w ten sposób, że przybyli tam "lejkowaci", pochowali swoich zmarłych, ustawili megality, odprawiali jakieś religijne obrzędy, a kiedy w końcu po wiekach odeszli, miejsce to popadło w niepamięć. Nic z tych rzeczy. Miejsce wcześniejszych użytkowników Bukowej Góry zajęli ich następcy, po czym jeszcze kolejni, i jeszcze. Góra była miejscem kultu i pochówku przez całe milenia, od neolitu, poprzez epoki brązu i żelaza, aż do średniowiecza.
Prof. Dariusz Rozmus, archeolog kierujący badaniami na Bukowej Górze, nie ma wątpliwości: - Są tu różne epoki. Potwierdzają to wyniki datowania przy użyciu metod radiowęglowej i termoluminescencyjnej. Dały one całe spektrum dat. Wśród nich datę termoluminescencyjną 6500 lat p.n.e. Odpowiada ona czasom budowniczych megalitów, a uzyskano ją właśnie z datowania piasku wydobytego spod kamiennego bloku. Ale mamy tu również wieki późniejsze - II, VII, VIII, IX, nawet XIV i XV.
Wiek jednej z próbek określono nawet na... 25 tysięcy lat! Tu jednak prof. Rozmus zachowuje rezerwę. Jego zdaniem, może chodzić o tzw. redepozycję piachu. Naukowiec podejrzewa, iż piasek z próbki, którą datowano metodą termoluminescencyjną tak rewelacyjnie, rzeczywiście był naświetlony w czasach tak zamierzchłych, ale nie pochodził z Bukowej Góry, tyko został tu naniesiony przez naturę.
Ale czy rzeczywiście wtedy, w epoce lodowcowej, nie było tu jeszcze ludzi?
- Tu akurat lodowca nie było - przypomina profesor. - Sięgał gdzieś do połowy Polski, mniej więcej. A tutejszego obszaru, choć zimnego, nie pokrywała nawet tundra. Przecież pasła się tu cała afrykańska fauna, tyle tylko, że włochata: mamuty (czyli słonie), nosorożce, dzikie koty. Był bardzo żyzny, ludzie jak najbardziej tu mieszkali i mieli na co polować.
Może więc i już w tamtych czasach stanęła na Bukowej Górze ludzka stopa. Ale pojedyncza próbka piasku oczywiście nie stanowi jeszcze na to dowodu.
Natomiast dowodów na działalność człowieka w epokach późniejszych - późniejszych, a przecież i tak starszych niż egipskie piramidy czy Troja Homera - na Bukowej Górze nie brakuje. Dowodów pewnych. Dowodów twardych w dosłownym słowa tego znaczeniu, bo kamiennych.
Jak "mogiła z piramidką", jak "plac centralny" (jak na swój na razie użytek ochrzcili te miejsca badacze), a wokół niego gigantyczne bloki tworzące heksagonalny układ. Jak dolmen i różnej grubości bloki, dopasowane tak, by ich górne powierzchnie znalazły się na tym samym poziomie (ktoś się strasznie napracował, żeby wkopać te głazy w taki sposób, żeby je wypoziomować). Jak blok, który chyba roztrzaskano na kilka mniejszych, przeniesiono i na koniec poskładano z powrotem jak puzzle. Jak "kamienna baba", czyli kilkudziesięciocentymetrowej wysokości pionowa stela. To tylko parę przykładów, ale śladów obróbki i przenoszenia głazów jest na Bukowej Górze mnóstwo! Zaś pod nimi piach, a nie skała macierzysta - nieomylny dowód, że nie znalazły się tam same, osadzone przez naturę, lecz zostały na to miejsce przetransportowane. Wszystko to robi ogromne wrażenie!
- Jak by to ewentualnie wyeksponować? - zastanawia się prof. Rozmus - Już teraz ludzie mogliby to oglądać.
Na Bukowej Górze są również kurhany. Setki kurhanów! Późniejszych niż megality, średniowiecznych, ale nie mniej przez to zagadkowych. Właśnie w tym sezonie badacze Bukowej Góry zorientowali się, że znajdują się w nich wapienne płyty. Skąd tam wapień, skoro głazy na szczycie Bukowej Góry to dolomit diploporowy? Oczywiście i je skądś je tam przeniesiono.
- To wszystko mogło powstawać przez kilka tysięcy lat i na razie niewiele z tego rozumiemy - ocenia prof. Rozmus. - Ogromne bloki, praktycznie po całych stokach i to w równej odległości... Jakby zamykają całość tej świętej góry. Spróbujmy wyobrazić ją sobie w dawnych czasach. Nie porastają je drzewa, ludzie spoglądają na nią z dołu i widzą te kamienne konstrukcje, a na nich czy wśród nich być może jakieś kolorowe skóry, jakieś płonące ogniska. Kto wie, co tu się wtedy działo, jakie obrzędy odprawiano?
A może kamienne bloki wyznaczają też jakieś układy ciał niebieskich?
Pradziejowi astronomowie
Równolegle do badań archeologicznych Bukowej Góry, a nieraz przeplatając się z nimi, trwa rozszyfrowywanie i interpretacja zawartej w prehistorycznych megalitach wiedzy astronomicznej. Artysta plastyk, a zarazem pasjonat astronomii Maciej Rodziewicz jest przekonany, że twórcy megalitów posiedli taką wiedzę i zaimplementowali ją w swoje architektoniczne założenie. Właśnie astronomiczne spostrzeżenia, jakich dokonał wspólnie z Markiem Smolarczykiem ( fizykiem i matematykiem) oraz Markiem Nuckowskim (kartografem i leśnikiem), a które dotyczyły orientacji głazów na Bukowej Górze, dały impuls do rozpoczęcia jej archeologicznej eksploracji.
- Od tego kamienia się zaczęło - Maciej Rodziewicz wskazuje okazałą, podłużną stelę. - Zorientowany został idealnie na północ geograficzną. W tej chwili kompas wykazuje odchylenie 5,5 stopnia na wschód, bo tyle wynosi obecnie odchylenie magnetyczne, które jest ruchome - tłumaczy odkrywca.
Sąsiedni kamień zorientowany jest pod kątem różniącym się o 233 stopnie. Przy takim odchyleniu, jeżeli obserwator patrzy wzdłuż krawędzi głazu, w dniu przesilenia zimowego ujrzy słońce zachodzące nad horyzontem. Kolejne menhiry wytyczają punkty równonocy, czyli linię wchód-zachód , inne (a raczej cały ich rząd) odpowiada 18,5 letniemu cyklowi księżycowemu. Rodziewicz zwraca uwagę, że to przesłanka przemawiająca za zamierzchłą proweniencją "obserwatorium astronomicznego" na Bukowej Górze. Kalendarz rzymski, stosowany do 46 roku przed Chrystusem, czyli do reformy, jaką wprowadził Juliusz Cezar, był kalendarzem księżycowym. Nowy kalendarz, nazwany juliańskim, który od 45 roku obowiązywał w Rzymie i który stopniowo przyjęli również jego sąsiedzi, był już kalendarzem słonecznym. Obserwacje czasu wschodów i zachodów księżyca nie odgrywały odtąd istotniejszej roli w astronomii.
Po prostu zaprzestano analizowania ruchu księżyca w linii obserwacyjnej. A ponieważ tutaj, jak i w analogicznych miejscach w Europie coś takiego występowało, można zakładać, że to musi być starsze niż przynajmniej dwa tysiące lat - dowodzi Rodziewicz.
Starczyło siedem kamieni
- Czy to jednak nie przypadek? - pytam pana Macieja. - Głazów na szczycie Bukowej jest mnóstwo, nietrudno więc znaleźć takie, które można dopasować do dowolnych kierunków. I wyszukać dowolne układy. Rodziewicz niespodziewanie przytakuje. - Zgadza się - mówi - To jest podstawowy zarzut: tutaj jest tyle kamieni, że można sobie wszystko dopasować, jak się chce.
Po czym jednak spokojnie tłumaczy: - Dlatego odrzuciliśmy wszystkie koncepcje, które zakładały po prostu układy dwóch kamieni. Braliśmy pod uwagę tylko te układy, które tworzy większa ich liczba bądź te wynikające z kamieni, które na pewno zostały postawione albo przestawione w określony sposób. Co jeszcze ważne, kiedy przyjechaliśmy tutaj trzy lata temu i zrobiliśmy pierwsze badania, tego całego odkrytego dziś bruku kamieni nie nie widzieliśmy. Wystawało tylko siedem największych, szczególnie wybitnych głazów, tych najbardziej okazałych. Zatem początkowo tylko te kamienie braliśmy pod uwagę.
To
jednak wystarczyło, by poczynić podstawowe, tak intrygujące
obserwacje. Kolejne odsłonięte głazy poszerzały już tylko tę bazową
wiedzę, dostarczając kolejnych punktów obserwacji i podstaw do obliczeń.
- Ale nasze pierwotne obliczenia dotyczyły tylko tych siedmiu głównych, najwyższych kamieni. I to właśnie jest piękne - podkreśla Rodziewicz. I przyznaje, że nie może się z tą górą rozstać, że jest mu tu dobrze. Góry i pustkowia, z dala od świateł miast, i dziś sprzyjają obserwacjom nocnego nieba. Nie inaczej, a być zapewne w sposób spotęgowany oddziaływało ono na ludzi sprzed wieków, żyjących w pierwotnym środowisku.
- Teatrum! Widzieli tu wszystko, każdy skrawek rozgwieżdżonego nieba! To musiało być dla nich czarujące - mówi pan Maciej o pradziejowych astronomach z Bukowej Góry, którzy przed tysiącami lat obserwowali stąd gwiazdy, te najjaśniejsze i nieprzeliczone mrowie mniejszych. Oraz skrupulatnie śledzili wschody i zachody rosnącego i malejącego księżyca, by odmierzać czas, prowadzić kalendarz. By wiedzieć, kiedy coś się zaczyna, kończy, przypada.
- Powiedziałbym, że tutaj jest Stonehenge - podsumowuje.
Może Cię zainteresować: