Były prezes JSW: Zamknięcie kopalni Krupiński to był gospodarczy sabotaż. Zmarnowano 700 mln ton węgla

Poszło hasło, że to jest współpraca z Niemcami, że się chce oddać kopalnię Niemcom. Nikt nigdy nie miał takiego planu, to był czysty układ biznesowy. Zrobiono wokół tego jakąś dziwną otoczkę polityczną z podtekstem niechęci do inwestora niemieckiego. A on miał normalne intencje. Posiadał złoże, chciał wydobyć z niego węgiel i chciał za to zapłacić. Ale my woleliśmy zamknąć kopalnię. Dziś to wygląda jak sabotaż gospodarczy - mówi o likwidacji KWK Krupiński Jarosław Zagórowski, prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej w latach 2007–2015. Decyzję o zamknięciu czynnego zakładu podjął w 2017 roku rząd Beaty Szydło.

Mieliśmy mieć węgla na 200 lat, a tymczasem nie wiadomo, czy wystarczy go dla wszystkich podczas najbliższej zimy. Przed kopalniami kolejki, w których trzeba odstać kilka dni, by kupić parę ton, rząd w poszukiwaniu rozwiązań miota się od pomysłu do pomysłu, a palący węglem gotowi są kupić każdy czarny kamień w przekonaniu, że kupują właśnie to paliwo. Może pan to jakoś sensownie wytłumaczyć?
Sytuacja jest złożona i wpływ na nią ma kilka elementów. To trochę jak w katastrofach lotniczych. To, że kopalń w Polsce będzie coraz mniej było oczywiste, bo zagłębia węglowe się starzeją i zasoby ulegają wyczerpaniu. Równocześnie wydawało się, że paliwem przejściowym między węglem, a zieloną energetyką będzie gaz. Skutkiem wojny na Ukrainie ta sytuacja diametralne się zmieniła – gaz stał się trudno dostępny, a jego ceny są bardzo wysokie – lecz jeszcze niedawno tak zakładano. Ta polityka sprawiła, że górnictwo zmniejszało swoje wydobycie. W 2015 r. w Polsce wydobywano ok. 58 mln ton węgla energetycznego, a już w roku 2021 było ok. 43 mln ton. Czyli w ciągu sześciu lat wydobycie spadło o ok. 15 mln ton. W to miejsce wszedł węgiel z importu. Dziś oczywiście możemy się zastanawiać, czy to na pewno była właściwa polityka.

Bo to oznacza, że zwijanie wydobycia węgla szło nam szybciej niż redukcja jego zużycia.
Gdyby w Polsce kreowano stabilną politykę względem sektora energetycznego, to wszystkie te elementy można jakoś poukładać. Przewidzieć jaki powinniśmy mieć spadek wydobycia w naszych kopalniach, które z nich powinny funkcjonować, a które - stać się kopalniami rezerwowymi i co będzie się działo z innymi nośnikami energii. Tymczasem mieliśmy do czynienia z zatrzymaniem rozwoju energetyki wiatrowej, a następnie zmieniono regulacje dotyczące fotowoltaiki, skutkiem czego nastąpiło zatrzymanie także tego sektora. Przy tak niestabilnym podejściu do energetyki i niestabilnej sytuacji prawnej trudno inwestorom cokolwiek planować, bo warunki mogą się diametralnie zmienić i coś, co w biznesplanie wydało się rentowne może nagle przestać takim być.

Czy zanadto pośpieszyliśmy się z zamykaniem kopalń? Przede wszystkim: „Makoszowy” i „Krupiński”.
Zamknięcie kopalń, które posiadają zasoby węgla, a takimi właśnie były KWK Krupiński czy KWK Makoszowy, to dla mnie sabotaż gospodarczy. Zwłaszcza zamykanie w taki sposób, w jaki to się dzisiaj dzieje, czyli poprzez niszczenie infrastruktury i zasypywanie szybów. W dodatku robimy to za pieniądze państwowe, przy niedoborze węgla na krajowym rynku i sprowadzaniu do Polski czegoś, co miało przypominać węgiel, a co się nawet nie pali.

Jarosław Zagórowski.
Jarosław Zagórowski.

Sabotaż? Mówi były prezes JSW, czyli właściciela kopalni „Krupiński”.
Mogę sobie dzisiaj zarzucić, że mając wpływ na sektor nie wpłynąłem na opracowanie modelu hibernacji kopalń. Bo może trzeba było zrobić tak, że jeśli mamy kopalnię, która ma zasoby węgla, ale są one trudno dostępne i koszty wydobycia są duże, to najlepiej ją zahibernować. Utrzymać jej infrastrukturę, szyby wydobywcze, może główne wyrobiska, a może ją po prostu zalać, bo woda konserwuje. Po to, aby w sytuacjach kryzysowych móc tą kopalnię reaktywować. To mogę zarzucać sobie, ale też naukowcom, którzy specjalizowali się głównie w tym, jak zasypywać trwale kopalnie, a nie jak te kopalnie utrzymać na wypadek zdarzeń nadzwyczajnych.

Tak chyba robią Czesi, skoro dziś słychać o możliwości wznowienia wydobycia w zamkniętej przed rokiem kopalni „Darkov”.
Najwidoczniej nie zniszczyli tej kopalni. Ja z bólem serca oglądałem to, co się dzieje z kopalnią „Krupiński”. Najpierw zniszczono zakład przeróbczy, który dopiero co oddano do użytku po dużej modernizacji. Ten zakład mógł posłużyć do tego, by z pobliskiej hałdy wydobyć węgiel jeśli już sama kopalnia by nie funkcjonowała. A dziś, za państwowe pieniądze burzy się szyby, czyli podstawowy element górniczej infrastruktury, bardzo trudny i drogi do odtworzenia. W efekcie dostęp do zasobów tej kopalni będzie już trwale niemożliwy. Dziwię się, że nikt dzisiaj, łącznie ze stroną społeczną, nie bije na alarm. Może trzeba było te kosztowne procesy zatrzymać?

Gdybyśmy mieli „Krupińskiego” i „Makoszowy”, to sytuacja z węglem w Polsce wyglądałaby obecnie inaczej?
Pewnie tak, bo „Krupiński” była dobrą kopalnią. Miał bardzo dobre parametry wydajnościowe, jedne z najlepszych wśród kopań JSW, natomiast fedrował węgiel energetyczny, więc pod kątem przychodów i rentowności był na końcu kopalń jastrzębskich.

A nie jest to wymądrzanie się post factum z pozycji kanapy? Kiedy podejmowano decyzję o likwidacji „Krupińskiego” Ministerstwo Energii podało, że w dekadę kopalnia ta przyniosła 960 mln zł straty przy miliardzie złotych nakładów. Przecież to finansowa studnia bez dna.
Kopalnia „Krupiński” była okresowo nierentowna, natomiast cały czas była bardzo wysoko wydajna, tam były najlepsze wskaźniki wydajnościowe w przeliczeniu na liczbę pracowników i były okresy, kiedy była rentowną. Zresztą każda kopalnia w swojej historii ma lepsze i gorsze okresy i właśnie po to tworzono spółki, żeby móc utrzymać je w ramach całej grupy. Dodam jeszcze, że pół roku po tym, jak podjęto decyzję o zamknięciu kopalni „Krupiński” przyszedł wzrost cen węgla energetycznego. Wystarczyłoby wówczas tą decyzję zweryfikować, od nowa przeliczyć biznesplan w oparciu o nowe ceny i ta kopalnia byłaby rentowna. I byłaby taką do dzisiaj. A przecież pół roku po decyzji o likwidacji kopalnia jeszcze funkcjonowała. Jak jednak widać, w górnictwie nikt nie ma dość odwagi i refleksji, by po podjęciu jakiejś decyzji zrobić krok wstecz. Ślepo idzie się w raz obranym kierunku, włącznie ze zniszczeniem infrastruktury, co – powtórzę raz jeszcze – stanowi sabotaż gospodarczy. Nie powinno się czegoś takiego robić w przypadku kopalń, które posiadają jeszcze złoża. Jeśli nie była rentowna, trzeba ją było odstawić do rezerwy, a nie bezpowrotnie niszczyć.

Sytuacja była o tyle ciekawa, że przez kilka lat wokół kopalni kręcili się dwaj inwestorzy: brytyjska spółka Tamar Resources oraz niemiecka HMS Bergbau.
Niemiecka spółka miała koncesję na złoże sąsiadujące, co do którego kopalnia „Krupiński” nie miała planów wydobywczych. Pamiętam jak jej przedstawiciele przyszli do JSW pytając o to, czy gdyby KWK Krupiński miała możliwości wydobywcze, to czy byłaby w stanie wydobyć im węgiel z tego przylegającego złoża. Byliśmy wtedy na etapie analizy przyszłości kopalni i wydało nam się racjonalne, że jeśli KWK „Krupiński”, wydobywając to, co ma do wydobycia, miałaby możliwości w zakresie transportu, to dlaczego nie dogadać się z inwestorem, który ma koncesje na sąsiadujące złoże. Przecież oni chcieli zapłacić za wydobycie tego węgla i przepuszczenie go przez zakład przeróbczy. Byłyby to dodatkowe pieniądze dla tej kopalni, które by ustabilizowały jej rentowność.

I co poszło nie tak?
Poszło hasło, że to jest współpraca z Niemcami, że się chce oddać kopalnię Niemcom. Nikt nigdy nie miał takiego planu, to był czysty układ biznesowy. Mamy infrastrukturę górniczą, która ma jeszcze rezerwy, więc zaróbmy dodatkowe pieniądze. Zrobiono wokół tego jakąś dziwną otoczkę polityczną z podtekstem niechęci do inwestora niemieckiego. A on miał normalne intencje. Posiadał złoże, chciał wydobyć z niego węgiel i chciał za to zapłacić. Nie skorzystano z tego i w końcu podjęto polityczną decyzję o zamknięciu kopalni.

Zasypaliśmy kopalnię, żeby Niemiec z niej nie wydobył węgla?!
Dla mnie to decyzja przedziwna. Osoby, które ją podejmowały, nie chcą się dziś do niej przyznać, co niektórzy nawet za granicę uciekli. A że w pobliżu nie ma żadnej kopalni, z której można by dziś po to złoże „Krupińskiego” sięgnąć, więc ono zostanie zmarnowane, co jest sprzeczne z prawem geologicznym i górniczym. I mam nadzieję, że kiedyś – na bazie tego właśnie prawa, które mówi o racjonalnej gospodarce złożem – zostaną wyciągnięte konsekwencje w stosunku do osób podejmujących tę decyzję.

Czyli wobec kogo? Chodzi o ówczesne kierownictwo Ministerstwa Energii?
We władzach spółki też były osoby, które podejmowały taką decyzję. Wiele osób brało udział w procesie niszczenia tej kopalni. Włącznie z liderami związkowymi, którzy w innych sytuacjach potrafili robić wielkie awantury, a w przypadku kopalni „Krupiński” było milczące przyzwolenie, co mam liderom związkowym za złe. Zupełnie inaczej zachowali się przed laty liderzy związkowi z kopalni Silesia, dzięki którym ta kopalnia do dzisiaj istnieje.

Wracając do teraźniejszości, jak pan ocenia działania podejmowane przez polski rząd po zablokowaniu importu rosyjskiego węgla?
Jeśli podjęto decyzję o wstrzymaniu importu węgla z Rosji, to trzeba było od razu podjąć działania poszukiwawcze węgla w Polsce. Tymczasem szukano za granicą. W dodatku robili to amatorzy. Ja znam ludzi, którzy znają się na handlu węglem i żaden z nich na przestrzeni ostatniego półrocza w tym procesie nie uczestniczył. Zabrały się za to osoby, które nie miały pojęcia o węglu, o jego kaloryczności i zastosowaniu w procesach spalania.

A skąd takie przekonanie?
Wszyscy, którzy zajmują się węglem wiedzą, że na świecie nie ma rynku węgla. Jest rynek miałów energetycznych. Nikt w cywilizowanym świecie nie handluje węglem, w portach ARA handluje się miałami energetycznymi, czyli surowcem dla energetyki. Myśmy z Rosji ściągali tzw. niesort, który dopiero w Polsce był sortowany na frakcje dla gospodarstw domowych i dla ciepłowni miejskich. I nie ma możliwości zastąpienia tego węgla wprost węglem z zagranicy, bo na świecie nie handluje się węglem.

Skoro zmiana kierunku importu nie załatwi nam sprawy, to co pozostaje? Zwiększać krajowe wydobycie?
Wydobycie będzie nadal spadać. Samo to, że jest chęć wydobycia i że skutkiem bardzo wysokich cen węgla w górnictwie pojawiły się pieniądze nie wystarczy. Kopalnia charakteryzuje się dosyć dużą bezwładnością. Jeśli dziś podejmiemy decyzję o zwiększeniu wydobycia na czynnych, posiadających zasoby kopalniach, to efekt będziemy mieli za półtorej roku, może za dwa lata. Przy czym wtedy można już trafić w spadek cen węgla. Tu kłania się stabilne zarządzanie sektorem paliwo - energetycznym i próba jak najlepszego przewidzenia jak ma wyglądać miks energetyczny.

A jak będzie – pana zdaniem – wyglądać?
W najbliższych latach węgiel kamienny wciąż będzie w Polsce uzupełniał niedobory w miksie energetycznym, bo za chwilę skończy nam się węgiel brunatny, który w dodatku obciążony jest restrykcjami związanymi z ekologią, nie będziemy mieli dość energii ze źródeł odnawialnych, a zanim powstanie energetyka jądrowa musi minąć co najmniej kilkanaście lat. Wychodzi więc na to, że węgiel kamienny pozostanie stabilizatorem naszego miksu. I nie można patrzeć na to paliwo jako na wielkie zło. Przy czym żeby sprostać wymogom ekologicznym trzeba rozmawiać z Unią Europejską, bo my w dalszym ciągu jesteśmy w reżimie przez nią narzuconym. Cały czas przecież obowiązuje nas umowa społeczna i zgłoszone notyfikacje, kalendarz likwidacji kopalń cały czas upływa, w dodatku wspierany pieniędzmi polskiego podatnika, choć od rosyjskiej agresji na Ukrainę sytuacja diametralnie się zmieniła. Tymczasem nie widzę żadnego ruchu ani po stronie rządu, ani po stronie zarządzających górnictwem, ani po stronie związków zawodowych, aby wyjść z tego klinczu notyfikacyjnego, tych porozumień i wytłumaczyć UE, że polskie kopalnie mogą być stabilizatorem zarówno dla energetyki polskiej, jak i energetyki w krajach ościennych. Gdzie są zarządzający sektorem, dlaczego nic w tym kierunku nie robią? Mam świadomość, że trudno będzie UE do tego przekonać, ale trzeba jechać i rozmawiać. Aby jednak była jasność – nawet jeśli uda się zmienić kalendarz likwidacji kopalń, to walka będzie się toczyć o utrzymanie wydobycia, a nie o jego zwiększenie. Nie widzę potencjału zwiększenia wydobycia w polskich kopalniach. Zwłaszcza tych na Śląsku, bo może Bogdanka ma jeszcze jakieś niewielkie możliwości.

Czyli kalendarz likwidacji kopalń zapisany w umowie społecznej należałoby dziś przekreślić?
Oczywiście, że tak. Wojna na Ukrainie zmieniła sytuację nie tylko europejską, ale także światową w dostępie do zasobów surowców. Węgiel kamienny, który w kontekście ekologii i tak jest lepszy od węgla brunatnego, może zastępować gaz, a zanim dojdziemy w skali masowej do zielonej energii i zanim rozwiną się technologie wytwarzania energii z wodoru, to będzie nam niezbędny. Miks energetyczny będzie się zmieniał w kierunku coraz większego wykorzystania źródeł odnawialnych i zapotrzebowanie na węgiel będzie coraz mniej miejsca, ale to jest plan na najbliższe 20 lat. Do tego czasu węgiel będzie stabilizatorem, a potem uzupełnieniem w tym miksie.

Górnicy mogą dziś odczuwać coś w rodzaj satysfakcji. Przez ostatnie lata mieli bardzo kiepską prasę, branża występowała w roli dyżurnego „chłopca do bicia”, oskarżana o technologiczny anachronizm i degradację środowiska naturalnego, a dziś wszyscy się ich pytają kiedy możecie zacząć fedrować więcej.
Ja się nie dziwię. Niezależnie od sytuacji ludziom, którzy potrafią zjechać 1000 metrów pod ziemię i w tych bardzo trudnych warunkach wydobywać węgiel należy się szacunek. W ostatnich latach był to szacunek iluzoryczny. Politycy szanowali górników jedynie w okresie Barbórki kiedy mogli z nimi wypić piwo, a podejmowali decyzje, które z reguły były wbrew górnictwu. A co do kwestii środowiskowych, to CO2, podobnie jak i smog powstaje w procesie spalania, a nie w procesie wydobycia węgla. Starajmy się zatem węgiel spalać w tych miejscach, gdzie możemy go spalić z wysoką efektywnością , a eliminujmy go z miejsc, gdzie poprzez niską efektywność go marnujemy. Węgiel powinien być spalany w systemach energetycznych, bo tam sprawności sięgają 45 – 47 proc. ale powinien być eliminowany z gospodarstw domowych, bo tam są najniższe sprawności urządzeń do jego spalania.

***

Za zdjęcie z kopalni Krupiński dziękujemy fotografom prowadzącym na FB profil: Silesian Kingdom of Mines.

Kopalnia CSM

Może Cię zainteresować:

Czesi szukają górników na Śląsku do pracy w otwieranych na nowo kopalniach. Ile można zarobić?

Autor: Michał Wroński

19/10/2022

Kolejka po wegiel przy KWK Ruda

Może Cię zainteresować:

Handlarze węgla całymi dniami wyczekują przed kopalnią, by kupić kilka ton

Autor: Michał Wroński

21/07/2022

Chimneys gcd793e96a 1920

Może Cię zainteresować:

Dodatek węglowy czyni cuda. Ludziom rozmnożyły się piece, urzędnicy zaskoczeni

Autor: Michał Wroński

05/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon