Pałac w Łubiu czeka na odkrycie
Powiat tarnogórski zazwyczaj kojarzy się z posiadłościami rodziny Donnersmarcków. Nic dziwnego, to do nich należały rezydencje między innymi w: Świerklańcu, Nakle Śląskim, Kaletach czy Brynku. Jednak nie tylko Donnersmarckowie budowali swoje pałace w okolicy Tarnowskich Gór. Bardzo ładną, ale zapomnianą perełką jest na przykład obiekt w Łubiu. Warto przyjrzeć się mu, chociaż z daleka, kiedy będziemy przejeżdżać przez gminę Zbrosławice.
Ze Szkocji aż na Śląsk
O samym Łubiu wiemy, że istniało już w XIII wieku. W późniejszym czasie miejscowość ta stała się dobrem rodziny Blachów. Następnie przeszła w ręce rodu Ziemięckich. Z kolei od nich posiadłość okupił reprezentant Baildonów. Tak - tych Baildonów. Najbardziej znanym przedstawicielem rodziny był John Baildon. Przybyły z dalekiej Szkocji znawca i miłośnik techniki znacząco przyczynił się do rozwoju regionu. Do dziś znany jest jako ojciec współczesnego hutnictwa. To właśnie jemu Gliwice, Chorzów czy Katowice zawdzięczają huty żelaza. Przyczynił się także do wielu innych górnośląskich inwestycji. Przemysłowiec mieszkał głównie w Gliwicach i Bełku. Skąd więc pomysł na Łubie? (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Otóż, rezydencję w tej miejscowości nakazał zbudować Artur, syn Johna Baildona. Podobno miała to być skromna - na ówczesne standardy - rezydencja. To jednak szybko się zmieniło. Po śmierci Artura majątek w Łubiu przypadł jego wnukowi, Erwinowi von Bergwelt-Baildon. Na początku XX wieku zyskał on tytuł szlachecki, połączył nazwiska i herby swoich rodziców. A co do Łubia - Erwin postanowił przebudować pałac. Jego nowy wygląd podyktował plan Ernesta von Haigera.
Gmach postawiono na planie litery L, z dłuższym skrzydłem od strony wschodniej; ma trzy kondygnacje. Dach jest mansardowy, z centralnie umieszczonym belwederem, czyli cylindryczną wieżyczką widokową. Skierowana ku południowi elewacja frontowa została ozdobiona czterokolumnowym portykiem z tympanonem, na którym dojrzeć można kartusz z herbem Baildonów. W tylnej elewacji dominuje wieża z ostrosłupowym hełmem. Do dnia dzisiejszego przetrwały nieliczne elementy oryginalnego wyposażenia, m.in. kominki, stropy i sztukaterie - podaje Śląska Organizacja Turystyczna.
W tej formie obiekt możemy oglądać do dziś. Baildonowie nie nacieszyli się długo odnowioną rezydencją. Po II wojnie światowej majątek stał się własnością państwa polskiego.
Co dziś dzieje się z Pałacem Baildonów?
Jak to często w historii pałaców i pałacyków: czasy PRL nie były dla nich łaskawe. W Łubiu dawne mienie Baildonów rozkradano, a sam budynek niszczał. W 1954 eleganckie wnętrza zostały zamienione na miejsce pobytu 150 osób chorych psychicznie i upośledzonych.
- Budynek ten nie był przystosowany do przyjęcia takiej liczby osób. Aby tylu ludzi miało chociażby kąt do spania, przebudowano wnętrza, dewastując wspaniałą architekturę. Ówcześni mieszkańcy Domu oprócz starych, szpitalnych łóżek nie posiadali niczego. Warunki egzystencji były fatalne. Ze względu na ograniczone środki finansowe, głównym zmartwieniem decydentów było, aby mieszkańcy nie głodowali oraz by dach nie zawalił im się na głowę - podają obecni opiekunowie budynku.
Dopiero po zmianie ustroju ktoś przypomniał sobie, by bardziej zadbać o pałac. W latach 90. obiekt był remontowany. Odrestaurowano zabytkowe wnętrza, wymieniono poszycie dachu, instalację sanitarną, tynki, odmalowano cały budynek wewnątrz i zewnątrz.
Dziś w historycznym budynku mieści się Dom Pomocy Społecznej. Z tego też powodu zwiedzenie zabytku nie jest proste. Można jednak przyjrzeć się mu z zewnątrz, co także jest warte czasu i uwagi. Pałac w Łubiu znajdziemy przy ulicy Pyskowickiej 34.