Izera powstaje i powstać nie może. We wrześniu ElectroMobility Poland, spółka odpowiadająca za stworzenie pierwszego polskiego samochodu elektrycznego, wygrała przetarg na teren w Jaworznickim Obszarze Gospodarczym – działka o powierzchni niemal 117 hektarów, na której ma powstać fabryka kosztowała 128 milionów złotych. 13 listopada podpisano akt notarialny dotyczący nabycia tej nieruchomości. Według niedawnych zapowiedzi, do końca roku miałaby zostać wyłoniona firma, która wybuduje fabrykę, zaś inwestycja powinna się rozpocząć w pierwszym kwartale 2024 roku. Przypomnieć warto również, że partnerem EMP jest chiński Geely, który ma dostarczyć technologię, zaś za projekt odpowiada włoskie biuro Pininfariny.
Nie ma KPO, nie ma funduszu, nie ma Izery
Projekt od dawna wywołuje duże emocje – nie tylko za sprawą kosztów (wedle szacunków uruchomienie produkcji Izery ma kosztować 6 miliardów złotych), ale także z powodu opóźnień – spółka ElectroMobility Poland powstała jesienią 2016 roku, zaś oficjalna prezentacja marki odbyła się w lipcu 2020 roku. Do historii przejdzie zapewne przeciągająca się niemal w nieskończoność sprawa wymiany gruntów między Lasami Państwowymi i Jaworznem, którą zakończono przy pomocy Lex Izera, kontrowersyjnej uchwały, która była krytykowana między innymi przez ekologów. Ten sztandarowy projekt Prawa i Sprawiedliwości stał się także obiektem kontroli NIK.
Niedawno, już po jesiennych wyborach, ustępujący rząd miał wpisać Izerę do Krajowego Planu Odbudowy, co oznacza, że budowa fabryki i cały projekt miałby być finansowany z pieniędzy unijnych. Tymczasem wielu polityków dotychczasowej opozycji uważa, że Izera to projekt do „zaorania”. Czy rzeczywiście tak się stanie? Wojciech Saługa, poseł i przewodniczący Platformy Obywatelskiej w województwie śląskim, podkreślał w Radiu Piekary, że tak naprawdę o Izerze niewiele wiadomo. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
– Nie mamy dostępu do dokumentów – mówił Saługa. – Z tego, co słyszymy, opóźnienia w projekcie są znaczne i to, że nie ma dziś tego samochodu wynika z opieszałości tych, którzy wymyślili ten projekt. Będziemy zapewne stawać przed decyzją, co robić dalej, ale najpierw musimy zobaczyć, co jesteśmy w stanie robić i w jakim jesteśmy momencie.
– Na pewno wiemy, że projekt o nazwie Izera nie ma zapewnionego finansowania w budżecie państwa. Jest to spółka Skarbu Państwa, wpisana do Krajowego Planu Odbudowy. Plan premiera Morawieckiego zapewne był taki: środki europejskie w Krajowym Planie Odbudowy, przez Fundusz Elektromobilności, trafią na budowę fabryki. Dzisiaj ani nie ma KPO, ani nie ma funduszu, ponieważ nie został powołany. A premier Morawiecki miał na to dziewięć miesięcy, bo podobno właśnie od dziewięciu miesięcy leżą papiery w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, żeby ten fundusz powołać – zaznacza poseł PO.
Decyzja zapadnie w KPRM
Saługa podkreśla, że „nikt nie chce zaorać projektu jako takiego, ale ten projekt sam się zaora przez opieszałość i niepodejmowanie decyzji dotychczasowego rządu”. Pozostaje też sprawa kosztów i finansowania. – Spółka ElectroMobility Poland, poprzez Agencję Rozwoju Przemysłu, kupiła działkę pod fabrykę za 128 milionów złotych, ale to nie wystarczy. Bo na budowę fabryki potrzeba 5-6, a niektórzy mówią, że z otoczeniem nawet 10 miliardów złotych, które są zapisane w środkach europejskich. A Morawiecki, o zgrozo, który to zapisywał, podkreślając, że jego kluczowy projekt będzie finansowany z KPO, po to KPO nie sięgał przez ponad 900 dni – zaznacza.
Czy jest już decyzja, co dalej z Izerą? – Powtórzę: my nie mamy dostępu do żadnych dokumentów. Już jako posłowie opozycji nie mieliśmy dostępu, a dzisiaj dalej jesteśmy w tej sytuacji, ponieważ rząd, „dzięki” działaniom prezydenta Dudy, jest wciąż w rękach PiS-u. Projekt Izera jest „zaczepiony” bezpośrednio w KPRM, dziś „pod” premierem Morawieckim, a wkrótce premierem Tuskiem i to tam ta decyzja zapadnie – podkreśla Wojciech Saługa. Jak dodaje, „trzeba też pamiętać o tym, że to już nie jest polski samochód, tylko chińska technologia, chiński inwestor – jeśli, być może, uruchomimy linię montażową w Polsce, to będziemy chiński samochód nazywać Izerą”.
Wojciech Saługa przyznaje, że kluczową sprawą jest dostęp do dokumentów i pełne zapoznanie się z projektem.
– Jeżeli prawdą jest, że projekt Izera jest uzależniony od Krajowego Planu Odbudowy, w przypadku którego premier Morawiecki zrobił wszystko, żeby go nie było, to mamy duży problem. Jeżeli prawdą jest, że kamieniem milowym w KPO jest powołanie Funduszu Elektromobilności, z którego ma być finansowana Izera, i ten fundusz nie został powołany, to mamy kolejny problem. Będę pytał, przy okazji exposé, premiera Morawieckiego, gdzie jest ten fundusz i dlaczego go nie ma? Czy nie ma go, bo formalnie, prawnie nie jesteśmy go w stanie powołać, czy może ktoś go nie chciał powołać? – dodaje Saługa.
Nie chcemy polskiego „elektryka”?
A co słychać w Jaworznickim Obszarze Gospodarczym, gdzie ma powstać fabryka Izery? Swoje działania prowadzi gmina. Jak się dowiedzieliśmy, jeszcze w tym miesiącu rozstrzygnięty zostanie przetarg na wykonanie infrastruktury drogowej, natomiast w ciągu najbliższego tygodnia-dwóch podpisana zostanie umowa z wykonawcą sieci wodno-kanalizacyjnej.
Na koniec ciekawostka. W niedawnym badaniu United Surveys dla DGP i RMF FM zapytano o postulaty dotychczasowej opozycji dotyczące wycofania się z flagowych inwestycji PiS. O ile respondenci nie chcieli, by rezygnowano z budowy elektrowni atomowych, wydawania pieniędzy na zbrojenia, a nawet wycofania się z pomysłu budowy CPK (choć tu akurat głosy ankietowanych rozłożyły się niemal równo), to przeciw budowie Izery było 63,1 proc. ankietowanych. I, co ciekawe, tak odpowiadali zarówno wyborcy PiS, jak i dotychczasowej opozycji. Za budową polskiego „elektryka” było 27 proc. badanych, a swojego zdania na ten temat nie miało 9,9 proc.