O tym, że reklamowany przez wicepremiera Jacka Sasina węgiel importowany hurtowo z zamorskich krajów, niespecjalnie może przydać się w piecach, słyszymy od kilku tygodni. Związkowcy z Sierpnia 80 narzekali, że sprowadzono do Polski "błoto i złom", ale - umówmy się - nie takie rzeczy widziały piece obywateli. A teraz to. Ostatnio ogrodnik z Wielkopolski alarmował, że kupił 250 ton zagranicznego opału i... gdy spróbował zapalić pierwszą partię, węgiel trochę podymił i... zgasł. "Ten węgiel nie da się nawet zapalić" - skarżył się Bogdan Królik.
Jakość węgla? Marna
Podobny test wykonano przed kamerami stacji TVN24. Mimo użycia srogiego palnika gazowego, szufla węgla zdławiła ogień niczym produkt gaśniczy. W tym roku borykaliśmy się już z brakiem węgla ze śląskich kopalń, brakiem węgli grubych do gospodarstw domowych, marną jakością węgla importowanego, ale z węglem ognioodpornym jeszcze nie mieliśmy do czynienia.
W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki uspokajał, że do Polski wpłynęło ok. 4 mln ton węgla. Jakość i skład? Najczęściej marne. Węgiel indonezyjski ma wysoką zawartość siarki (nawet 1,4 proc.!), co praktycznie powinno wykluczać stosowanie go w domach.
- Przy takim zasiarczeniu podzespoły i kocioł długo nie posłużą. Siarka skróci im życie - tłumaczą eksperci cytowani przez portal Money.pl.
Tym będą handlować samorządy?
Węgiel z Australii oznacza z kolei wysoką zawartość popiołu (który jest odpadem zapychającym instalacje), sięgająca nawet 20 proc. (opał naszej produkcji to ok. 8-10 proc. popiołu). Normy w domowych kotłach to maksymalnie 14 proc.
- Węglem, który ma 20 proc. spopielenia, nie wolno palić w domowych piecach. Nowoczesne piece tego nie wytrzymają. Ulegną zniszczeniu. Takim węglem można palić jedynie w bardzo prymitywnych urządzeniach - komentuje prof. Piotr Gradziuk, ekspert od biomasy z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk.
Śląscy i zagłębiowscy samorządowcy jeszcze nie wiedzą, że taki węgiel będą niebawem sprzedawać swoim mieszkańcom. Teraz trochę rozumiemy ustawowe zniesienie konieczności koncesji, przetargów czy świadectw jakości i pochodzenia węgla. Żaden papier by tego nie zniósł.
W PRL w polskich sklepach królowały wyroby czekoladopodobne (bo nie było czekolady), ale teraz chyba lepiej: mamy produkt węglopodobny, bo nie ma węgla. Ktoś złośliwy powiedziałby, że gdyby rosły u nas kakaowce, pewnie i tak nie byłoby czekolady... Bo wiecie, węgla mamy na 200 lat.
Zobaczcie na filmie jak wygląda ognioodporny węgiel:
Może Cię zainteresować: