"Już kormorany odleciały stąd, poszukać ciepłych stron, powrócą wiosną na jeziora" - to cytat ze słynnej przed laty piosenki Piotra Szczepanika. Utwór dotyczył końca wakacji na Mazurach, ale gdyby brać pod uwagę tylko to jedno zdanie, to można by z powodzeniem przekonywać, że chodzi o Górny Śląsk. Ściślej zaś mówiąc o Kanał Gliwicki.
Łączący Gliwice z Odrą w Kędzierzynie Koźlu kanał „sławny”
jest ostatnio głównie za sprawą złotej algi (zabójczego dla ryb za sprawą wydzielanych toksyn glona), ale w rzeczywistości kanał wcale nie jest obszarem
biologicznej śmierci. Wspomniane kormorany są zresztą tego
najlepszym dowodem. Zwłaszcza, że występują tu w znacznej ilości.
Liczebność kolonii nad Kanałem Gliwickim szacuje się na kilkaset
osobników. Tak, kolonii, gdyż nie mówimy tu o jakiś pojedynczych
osobnikach, które przypadkiem zapędziły się nad tutejsze wody.
Zabytki hydrotechniki i ekspansja przyrody
Dotrzeć do kolonii położonej w zatoce między Kanałem Gliwickim (w pobliżu jeziora Dzierżno Duże) można na pokładzie statku wycieczkowego kursującego z Mariny w gliwickich Łabędach. Wycieczka zajmuje ok. 2 i pół godziny. Po drodze zaliczamy jedno śluzowanie na śluzie Łabędy, mijamy osamotnioną barkę, tereny tamtejszej huty oraz Zakładów Mechanicznych Bumar Łabędy. Jeśli ktoś się spodziewa, że takie otoczenie jest równoznaczne z tym, iż z pokładu obserwować będziemy dymiące kominy, bądź w najlepszym razie sterty żelastwa, to może się mocno zdziwić. Przylegające do tereny huty brzegi kanału zagospodarowała przyroda – na wystających z wody palikach przesiadują czaple, a na brzegu czasem przemykają się sarny.
Kolonia
kormoranów to nie jedyny potencjalny cel wycieczki dla
odwiedzających Kanał Gliwicki. Większość rejsów dociera jedynie
do wybudowanej w latach 30-tych XX w. śluzy Łabędy, ale od czasu
do czasu jest też możliwość przepłynięcia całego Kanału
Gliwickiego, począwszy aż od Kędzierzyna Koźla (najbliższy taki
rejs odbędzie się 9 września). To nie lada gratka dla wszystkich
osób chcących zobaczyć jak dziś, po przeszło 80 lat istnienia,
prezentuje się to cacko dawnej hydrotechniki. Taka wyprawa trwa 6
godzin, a jej uczestnicy pokonują na pokładzie statku (dzięki
systemowi sześciu śluz) różnicę 44 metrów w pionie.
Można się wybrać kajakiem do książęcej rezydencji
Ci, którzy preferują bardziej aktywne pływanie mogą poznawać Kanał Gliwicki z wiosłem w ręku. Co najmniej kilka firm prowadzi bowiem wynajem kajaków. W takim przypadku sami jesteśmy sobie „sterem, żeglarzem, okrętem” i wedle własnego upodobania dobieramy cele podróży, a jest w czym wybierać.
Dość powiedzieć, że po minięciu kolonii kormoranów i pokonaniu śluzy Dzierżno niewiele dzieli nas już od Pławniowic (gmina Rudziniec). Warto tam dotrzeć ze względu na pałac Ballestremów, wybudowany tu w drugiej połowie XIX stulecia z inicjatywy hrabiego Franciszka von Ballestrema (przemysłowca, polityka, przewodniczącego niemieckiego Reichstagu oraz inicjatora wielu inwestycji na terenie Górnego Śląska).
Co wybierający się na kajakowanie Kanałem Gliwickim o tym szlaku wiedzieć powinni? Po pierwsze to, że nie ma co spodziewać się tutaj jakiegoś technicznego pływania. Zwalone do wody pniaki, bystrza, ciasne zakręty – nie, nie, nic z tych rzeczy tutaj nie spotkacie. To raczej typowa „autostrada”, gdzie pływa się bardzo spokojnie. Z drugiej strony na pomoc nurtu nie ma co liczyć, więc swoje wiosłem trzeba się namachać. Jak można tu i ówdzie przeczytać walory zapachowe początkowego odcinka (od portu do śluzy Łabędy) bywają dyskusyjne, więc niektórzy radzą zaczynać pływanie dopiero za śluzą.
Oczywiście, niezależnie od typu szlaku o kajakowym ABC nigdy nie można zapominać - dokumenty, komórkę oraz inne cenne przedmioty najlepiej umieścić w specjalnej saszetce, bądź w podwójnym worku foliowym (można też zostawić je w samochodzie i w ten sposób uniknąć problemu), należy zabrać ze sobą jakieś nakrycie głowy (bo w kajaku słońce potrafi nieźle przygrzać) i kurtkę przeciwdeszczową, przydają się też rękawiczki rowerowe.
Może Cię zainteresować: