Od
początku roku w górnośląskich kopalniach węgla kamiennego
zginęło sześciu górników. Większość z nich poniosła śmierć
w ciągu miesiąca wskutek dwóch silnych wstrząsów w KWK Mysłowice
– Wesoła.
Nie zmusimy górników, żeby szli po węgiel w tak ekstremalnych warunkach
- Ten pokład (w mysłowickiej kopalni – przyp. red.) jest pokładem silnie tąpiącym i zawsze takim będzie – nie pozostawia złudzeń Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki, a obecnie prezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Górnictwa w Polsce.
Jego zdaniem, w świetle powtarzających się wypadków w śląskich kopalniach węgla kamiennego należy sobie postawić pytanie, czy wszystkie złoża na Śląsku muszą być wyeksploatowane.
-
Bo płacimy za to coraz to większą cenę: w kosztach wydobycia, w
sposobach eksploatacji i w bezpieczeństwie załóg. Musimy mieć w
górnictwie odwagę powiedzieć: tego węgla już nigdy nie będziemy
wydobywali i nie zmusimy górników po to, żeby szli po ten węgiel
w tak ekstremalnych warunkach. Pewnych czynności trzeba po prostu
świadomie zaniechać – przekonywał w środę (15 maja) na antenie
Radia Piekary.
Niech fedrują w zagłębiu lubelskim. Dla Śląska to nic już nie oznacza?
Markowski wiele razy prognozował już, że schyłek górnictwa węgla energetycznego nastąpi w Polsce szybciej aniżeli zakłada to podpisana trzy lata temu umowa społeczna. Przewidywania te opierał jednak głównie na przesłankach gospodarczych, unijnej polityce klimatycznej i utracie konkurencyjności przez krajowe kopalnie. Teraz dokłada do tego jeszcze wątek związany z wypadkowością. Postuluje, by do kryterium bilansowości pokładów węgla obok parametrów górniczo – geologicznych - wpisać też pojęcie bezpieczeństwa eksploatacji. I uwzględniając ten element, stawia stanowczą tezę.
- Jedynym racjonalnym spojrzeniem na górnictwo jest dzisiaj świadome odejście od wydobycia węgla w niektórych kopalniach na Śląsku i przestawienie wydobycia na eksploatację złóż w lubelskim zagłębiu węglowym – stwierdza. Jak dodaje taki krok „uratuje ekonomię i dostatek energetyczny w Polsce” (w sytuacji kiedy nasz miks energetyczny wciąż jeszcze opiera się o węgiel kamienny), zaś dla Śląska niczego już nie oznacza.
- Bo szok restrukturyzacyjny mamy za sobą – argumentuje były wiceminister gospodarki. Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter
Jedna kopalnia wydobędzie niebawem połowę tego, co cała PGG
Na ile, w aspekcie gospodarczym, byłby to możliwy scenariusz? Na Górnym Śląsku i w zachodniej Małopolsce funkcjonuje obecnie 11 państwowych kopalń fedrujących przede wszystkim węgiel kamienny, które należą do Polskiej Grupy Górniczej, Południowego Koncernu Węglowego i Węglokoksu Kraj (pomijamy w tym zestawieniu JSW, która wydobywa głównie węgiel koksowy, wykorzystywany nie w energetyce, lecz w przemyśle metalurgicznym).
W lubelskim zagłębiu węglowym działa raptem jedna kopalnia tj. „Bogdanka”. I sama ta jedna „Bogdanka” wydobyła w ubiegłym roku ponad 7 mln ton węgla (osiągając rekordowy zysk o blisko 400 proc. większy od tego z 2022 r.), a plany na ten rok zakładają wydobycie na poziomie ok. 9 mln ton. Dla porównania, PGG zamknęła ubiegły rok z wydobyciem rzędu 21,5 mln ton, a w tym roku wielkość ta ma spaść do 20 mln ton.
Innymi słowy, fedrująca w dużo bezpieczniejszych warunkach „Bogdanka” wkrótce wydobywać będzie połowę tego, co zmagające się z licznymi zagrożeniami (metan, pył węglowy, wstrząsy) i fedrujące często pod miastami kopalnie PGG, a z każdym kolejnym rokiem jej udział w ogólnym wolumenie fedrowanego w Polsce węgla będzie jeszcze wzrastał.
Może Cię zainteresować: