Czesi szukają górników na Śląsku do pracy w otwieranych na nowo kopalniach. Ile można zarobić?

Ponad ćwierć tysiąca osób zgłosiło w ciągu minionych kilku miesięcy chęć pracy na ostatniej czeskiej kopalni. Wśród nich także Polacy. Koncern OKD – właściciel kopalni CSM w Stonawie – zapowiedział, że wydłuża wydobycie w niej co najmniej do końca roku 2023, a możliwe, że będzie ona fedrować nawet dwa lata dłużej. Czesi analizują także możliwość wznowienia wydobycia w kopalniach wcześniej już zamkniętych.

mat. pras. OKD
Kopalnia CSM

Przedłużają fedrowanie. Wznowią też wydobycie w wygaszonych kopalniach?

Do końca października powinne zakończyć się analizy dotyczące możliwości ewentualnego wznowienia wydobycia węgla kamiennego w zamkniętych kopalniach Darkov i ČSA na terenie Ostrawsko – Karwińskiego Zagłębia Węglowego. Taką wiadomość podały kilka dni temu czeskie media.

- Przygotowujemy analizę w związku z bieżącymi wydarzeniami w sektorze energetycznym, w tym konieczności wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego – mówi cytowana przez czeskie serwisy Jana Dronská, rzeczniczka Diamy, czyli państwowej spółki, do której przeszły obie wygaszone kopalnie. Tłumaczy zarazem, że wspomniane analizy stanowią odpowiedź na zapotrzebowanie pojawiające się ze strony dużych lokalnych klientów (hut i ciepłowni), którzy wielokrotnie potwierdzali zainteresowanie zakupem węgla kamiennego przez co najmniej kolejne pięć lat.

Gdyby taki scenariusz się ziścił, to byłby to kolejny krok wstecz Czechów, którzy jeszcze niedawno zapowiadali, że w pierwszej połowie przyszłego roku definitywnie zakończą u siebie wydobycie węgla kamiennego. Już wiadomo, że tak się nie stanie, gdyż w czerwcu państwowa spółka OKD oficjalnie zapowiedziała, że przedłuży fedrowanie w swojej ostatniej kopalni (CSM) do końca roku 2023. A nie można wykluczyć, że to jeszcze nie będzie definitywny kres tej "gruby".

- Biorąc pod uwagę obecną bardzo niepewną sytuację w całym sektorze energetycznym prowadzimy debatę z kluczowymi klientami OKD na temat możliwości wydobycia do 2025 roku – stwierdził wtedy Zbyněk Stanjura, czeski minister finansów.

Czechom potrzebni są górnicy. Najlepiej tacy z doświadczeniem

Zmiana nastawienia do węgla kamiennego sprawiła, że czeskie OKD rozpoczęło poszukiwanie ludzi chętnych do pracy pod ziemią. Najlepiej takich, którzy już wcześniej realia takiej pracy poznali.

- Doświadczenie w pracy pod ziemią jest dla nas bardzo ważne. Szkolenie pracowników bez doświadczenia w górnictwie zajęłoby około roku – mówi Radim Tabášek, dyrektor wykonawczy OKD.

Według opublikowanego w ubiegłym tygodniu przez spółkę komunikatu zainteresowanie jej ofertą jest spore. W ciągu minionych miesięcy zgłosiło się do niej ponad 260 osób deklarując chęć pracy (ok. jedna czwarta kandydatów spełnia określone wymagania dla poszukiwanych zawodów górniczych) i pierwsi z nich już wstąpili na stan załogi.

Obecnie OKD zatrudnia ok. 3300 osób, w tym pracowników firm z nią kooperujących i – jak szacuje prezes koncernu Roman Sikora – liczba ta powinna wystarczyć do ewentualnego przedłużenia wydobycia.

- Musimy jednak poradzić sobie z naturalnymi odejściami i zastąpić ich wykwalifikowanymi pracownikami. To dziesiątki pracowników – zastrzega prezes Sikora.

Nawet w sercu Górnego Śląska trudno dziś o kandydata na hajera

Stąd też Czesi kuszą do pracy pod ziemią nie tylko u siebie, ale też w Polsce. OKD poszukuje do pracy pod szyldem własnym (w popularnych serwisach z ogłoszeniami można znaleźć oferty dla górników mających praktykę dołową w ścianie albo drążeniu chodników oraz „podstawową znajomość języka czeskiego” w zamian za co oferuje zarobki rzędu 8000 – 9300 zł, pakiet socjalny oraz dodatkowe dni urlopu), ale również poprzez kooperujące z nimi firmy. Także z Polski. Dlatego właśnie przed śląskimi kopalniami od kilku miesięcy widać ogłoszenia o możliwości pracy na „grubie” w Czechach.

- Czesi dziś potrzebowaliby z Polski ok. 200 – 250 górników, którzy potrafią wydobywać węgiel pod ziemią, pracować w ścianach i w przodkach. Potem jeszcze zleciliby roboty udostępniające firmom obcym. I tym potencjałem kadrowym mogliby dojść do tego poziomu co najmniej 3-3,5 mln ton węgla, który jest im potrzebny – ocenia Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki i ekspert górniczy.

Tyle, że – jak można usłyszeć w prowadzącej rekrutację do pracy w OKD bytomskiej firmie Alpex – znalezienie chętnych z górniczymi kwalifikacjami nie jest wcale takie łatwe. Nawet w sercu Górnego Śląska.

- Kiedyś byli ludzie po szkołach górniczych, a dziś do górnictwa mało kto się garnie. Efekt jest taki, że – mówiąc nieco obrazowo - mamy więcej magazynierów, czy piekarzy niż górników. Ale nawet ich bierzemy, bo w Czechach droga do pracy pod ziemią jest łatwiejsza niż w Polsce. Tam wszystko odbywa się w oparciu o kursy – słyszymy w Alpexie.
Jerzy Markowski

Może Cię zainteresować:

Wojna i deficyt węgla nie przekonały rządu, który nadal likwiduje górnictwo. Markowski: "Idzie na to 8 mld zł"

Autor: Martyna Urban

18/10/2022

Przeladunek wegla w porcie fot Weglokoks 3

Może Cię zainteresować:

Handlarze węgla apolitycznie zrugali pomysł ministra Sasina. "Samorządy nie zrobią tego taniej"

Autor: Michał Wroński

12/10/2022

ZG Brzeszcze

Może Cię zainteresować:

Skarb Państwa kupi od Grupy Tauron trzy kopalnie. Zapłaci symboliczną złotówkę

Autor: Michał Wroński

13/10/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon