Obaj dyskutanci to wybitni znawcy historii regionu. Jednak na szereg kluczowych jej zagadnień patrzą nieomal z przeciwnych biegunów. Dr Arkadiusz Kuzio-Podrucki to historyk i publicysta, specjalizujący się w dziejach śląskiej arystokracji. Fascynują go słynne rody, takie jak Henckel von Donnersmarckowie, Schaffgotschowie, von Hochbergowie czy Tiele-Wincklerowie. Nic więc w tym dziwnego, że wystąpił jako adwokat ich zasług. Dariusz Zalega to historyk i publicysta lewicowy, badacz dziejów ruchu robotniczego na Śląsku i ludowej historii regionu. Na koncepcję dziejowej, pożytecznej dla społeczeństwa misji śląskich arystokratów spogląda więc co najmniej z nieufnością. Toteż chętnie wziął na siebie rolę jej krytyka.
Debata składała się z trzech rund, poświęconych rozwojowi przemysłu, kwestiom socjalnym oraz kwestiom kulturowym. Ramy czasowe okresu, którego dotyczyła dyskusja, ustalono na od XVI wieku po rok 1945.
- By mógł nastąpić rozwój, potrzebne są trzy elementy - dowodził Kuzio-Podrucki. - Myśl technologiczna, która będzie realizowana i skutkowała rozwojem gospodarczym. Musi być ten, który za to zapłaci i musi być ten, który ją wykona.
I wskazywał, że w początkach XVI wieku grupą społeczną, będącą w posiadaniu środków, była szlachta, odpowiedzialna też za stan państwa, wpływała na politykę gospodarkę oraz wszystkie inne sfery życia państwowego i społecznego. To szlachta miała pieniądze, dzięki którym jej przedstawiciele zostali inwestorami przemysłowymi.
"Ale czy to wina właściciela fabryki?" - pytał retorycznie historyk, by odpowiedzieć: "Nie!". To jest wynik rozwoju gospodarczego i sytuacji państwowej, podaży i popytu siły gospodarczej i siły roboczej.
Dariusz Zalega uderzył w samie podstawy własności i bogactwa szlachty. - Skąd oni mieli tę ziemię? Dlaczego ten szlachcic miał ziemię? - pytał. Również retorycznie, podkreślając leżącą u fundamentów majątków wielkich przemysłowców niesprawiedliwość społeczną. Oponent odpowiedział argumentem, że dyskusja o tym wykraczałaby poza ustalone ramy chronologiczne.
Jak dowodził Zalega, to nie wielkie rody wiodły prym w rozwoju górnośląskiego przemysłu. Pionierską rolę na tym polu odebrało państwo pruskie. To ono poczyniło pierwsze inwestycje w nowoczesne technologie. Arystokraci szli w drugim rzucie. Cóż więc poczytywać im za zasługę?
- Tylko oni mieli ziemię, pod którą były te bogactwa naturalne. Poza tym mieli dostęp do taniej albo darmowej siły roboczej - mówił Zalega. - Jeżeli nie wykupiłeś się z pańszczyzny (co się udało jednej, jedynej wsi na Górnym Śląsku), to byłeś sprowadzony do poziomu niewolnika na polu tych panów arystokratów - dzięki czemu oni mieli pieniądze i darmową siłę. Jeżeli nie będziemy o tym pamiętać, to będziemy żyli w świecie mitu "jak to pięknie arystokraci z dobrego serca zbudowali ten Śląsk". A ci ludzie zbudowali Śląsk z krwawicy chłopów, z których pracy zyski szły do kieszeni arystokratów.
Zalega dodał, że kapitał do inwestycji w przemysł zapewniły arystokratom zyski z odszkodowań, otrzymanych od chłopów z tytułu uwłaszczenia. Kuzio-Podrucki argumentował, że bogactwo arystokratów było w pełni legalne, wynikając z ówczesnych stosunków społecznych i własnościowych oraz systemu prawnego.
W dalszej części dyskusji Zalega podnosił argumenty, iż praca w górnośląskim przemyśle była gorzej opłacana, niż praca na zachodzie Niemiec, a także iż to na Górnym Śląsku zatrudniano największą w Niemczach liczbę dzieci i kobiet. Zaś Kuzio-Podrucki przypominał o osiedlach patronackich, w których przemysłowcy zapewniali lokale mieszkalne i szereg udogodnień robotnikom. Ci jednak - odpowiadał Zalega - łatwo mogli stracić mieszkania w przypadku konfliktu z pracodawcą.
- Moim zdaniem arystokracja doprowadziła do tego, że z jednej strony utrwaliła monokulturę górniczo-hutniczą, nie stawiając na rozmiar przemysłu przetwórczego, czyli związanego z rynek wewnętrznym. Nie przejmowali się nim zupełne, żyli w innym świecie, mieszkając w swoich pałacykach i dworkach - ironizował Zalega.
W jego opinii arystokraci to nie tylko darmozjady, ale i nieuki. Kuzio-Podrucki stanął w obronie ich zasług na polu kultury. Przypomniał np. bibliotekę Schaffgotschów w Cieplicach. W zbiorach tej największej prywatnej biblioteki na Śląsku w 1923 r. znajdowało się 70 tysięcy woluminów, w 1931 - 76 tysięcy. Od roku 1834 zbiory te zostały udostępnione publicznie. Mógł z nich korzystać każdy, kto potrafił czytać.
W toku dyskusji padło jeszcze wiele argumentów na korzyść tytułowej tezy i przeciwko niej. Debata zakończyła się bez formalnego rozstrzygnięcia. Obaj oponenci zaprezentowali jednak imponującą wiedzę, którą potrafili podzielić się z publicznością zgromadzoną w sali Parnassos Biblioteki Śląskiej. Czy więc arystokracja przyczyniła się do rozwoju Górnego Śląska? Każdy z widzów miał okazję zapoznać się z tematem na tyle, by wyrobić sobie własną co do tego opinię.
Może Cię zainteresować: