Miodowy
miesiąc nie trwa wiecznie. Czy nie obawia się pan, że miną te piękne
dni, w których otworzyliśmy nasze serca i domy dla Ukraińców
uciekających przed wojną?
Pomoc
uchodźcom oparta jest na emocjach, a te zwykle krótko trwają. Nikt
przy tym nie patrzy na zaszłości i przeszkody. Ten stan euforii
może więc minąć szybciej niż nam się wydaje i wahadło odbije
się w drugą stronę. Dlatego musimy zrobić wszystko, żeby tak się
nie stało. Żeby w naszej pamięci narodowej określenie: „ruski
miesiąc” znaczył od teraz: okres wyjątkowej przyjaźni
polsko-ukraińskiej. Sam otworzyłem dom przed uchodźcami.
Relacje
polsko-ukraińskie naznaczone są
trudną historią. Należałoby
się spodziewać, że kresowianie zdystansują się teraz od
Ukraińców szukających schronienia w Polsce.
A
jest wprost przeciwnie. Ludność kresowa, która ma do załatwienia
wiele spraw z Ukraińcami w zakresie pamięci historycznej i nie
tylko, także ruszyła z pomocą. Najwięcej uchodźców dotarło na
Dolny i Górny Śląsk, gdzie mieszkają wysiedleńcy z Zachodniej
Ukrainy, także na pogranicze polsko-ukraińskie, w lubelskie,
chełmskie, przemyskie. Wszędzie tam Kresowianie doskonale
pamiętają, co działo się w latach 1943-1945, co robiły bandy
UPA, Ukraińskiej Powstańczej Armii. Ja też pamiętam, bo te
doświadczenia dotknęły również moją rodzinę. Dziś nie ma to
wpływu na nasz emocjonalny stosunek do Ukraińców uciekających
przed wojną.
Jakimi
zatem uczuciami kierują teraz kresowianie?
Chrześcijańskimi.
Poza tym uchodźcy są, jakby nie było, naszymi pobratymcami.
Przecież to nie jest tak, że te 2 mln Ukraińców przyjechało w
kompletnie nieznany im świat. Większość zatrzymuje się tam,
gdzie są środowiska kresowe. Odnajdują tu swoje rodziny z dawnej
czy niedalekiej emigracji. Kresowianie z Bytomia akurat przyjmują
uchodźców z Żytomierszczyzny.
Nie
oszukujmy się, że wszystko, co wydarzyło się przed tą wojną w
relacjach polsko-ukraińskich zniknie.
To
już inna sprawa, ale jest szansa, by relacje polsko-ukraińskie
ułożyć na bazie braterstwa i przyjaźni. Mam nadzieję, że z tej
szansy skorzystają obie strony, że Ukraińcy zmienią swój
stosunek do Polaków. Okazywana teraz pomoc Ukraińcom nie zamyka
problemu rozliczeń. I nie powoduje, że my mamy zapomnieć o
Wołyniu, Polesiu. Jak napisał Władysław Broniewski: „Są w
ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie
przekreśli”. Ale to nie pora, żeby te krzywdy teraz wyciągać.
W
powojennych Gliwicach co czwarty mieszkaniec był z Kresów
Wschodnich. Pan lepiej wie, jak czuli się osamotnieni w nowym
miejscu. Górnoślązacy do dziś nie chcą im wybaczyć, że
zajmowali ich domy, że przyjechali ich polonizować. Kresowianie,
pomni tych przykrych doświadczeń, mogliby budować mosty pomiędzy
Polakami a Ukraińcami?
Mądrzy
kresowianie wiedzą, że to jest być może jedyna droga w
odbudowaniu braterstwa i sympatii między Polakami a Ukraińcami,
którzy są naszymi pobratymcami, jeśli chodzi o Ukrainę Zachodnią.
Zaufania nie zdobywa się z dnia na dzień, trzeba nad tym pracować.
Na dziś kresowianie nie mają wątpliwości, że trzeba pomagać
ukraińskim uchodźcom, trzeba ich tu przyjmować, pomimo gorzkiej
pamięci.
Wojewoda
śląski wydał, jeszcze przed wojną, ponad 82 tysiące zezwoleń na pracę
dla obywateli Ukrainy. Jak oni integrują się z lokalną społecznością?
Obie
strony z tej pracy są zdaje się zadowolone; pracodawca, bo ma siłę
roboczą, a pracownik, bo zarobione tutaj pieniądze może wysyłać
na Ukrainę. Integracja to coś innego, potrzeba na nią lat. Jeśli
ktoś myśli, że z tych milionów Ukraińców zrobi teraz Polaków,
to się myli.
Nie
o to chodzi. Możemy pięknie się różnić, zachować swoją
tożsamość, ale tworzyć jakąś wspólnotę. Skupiamy się na tym,
co najpilniejsze, na pampersach, paście do zębów, dachu nad głową
dla uchodźców i nie myślimy, co będzie dalej?
Tak,
póki nie skończy się ta wojna. Potem będziemy rozmawiać z tymi,
którzy zechcą z nami zostać, a także z tymi, którzy będą
wracać do swoich domów.
Co z tego, co tutaj doświadczyli,
zabiorą ze sobą na Ukrainę?
Pisarz
Stanisław Lem, urodzony we Lwowie, mówił w 1997 roku na łamach
„Nowego Dziennika” ukazującego się w Nowym Jorku: „Oczywiście,
że między Polakami a Ukraińcami przelało się morze krwi. Każdy,
kto pochodzi z Kresów, doskonale o tym wie. (…) Myślę, że ze
względu na interes czy rację stanu narodów ukraińskiego i
polskiego, musi być w tej sprawie jakieś porozumienie. Jeżeli nie
będziemy szczerzy i nie dojdziemy do porozumienia, to
najprawdopodobniej Rosja wcześniej czy później połknie Ukrainę,
bo Rosja ma zawsze straszny apetyt. A to, niestety, będzie dla
polski katastrofą, bo wtedy zacznie się restytucja Związku
Sowieckiego. Imperium Sowieckie może istnieć tylko wtedy, gdy Rosja
podporządkuje sobie Ukrainę”.