Na poważnie zaczęło się... od komedii. Kryminalnej komedii „Komisorz Hanusik” Marcina Melona, która została wydana w 2014 r. To pierwszy śląski bestseller, dodrukowywany aż 12 razy. W sumie sprzedało się 8 tys. egzemplarzy tej książki. Średni nakład książki w Polsce to nie więcej niż 2,5 tys. egzemplarzy, więc wynik śląskiego kryminału można uznać za dobry. Jednak, jak twierdzi autor „Hanusika”, wyżyć się z tego nie da.
- Śląscy pisarze to zdecydowanie nie są celebryci żyjący ze swojego pisania. Przynajmniej ja traktuję to jako hobby, przyjemną ucieczkę od prozy życia nauczyciela pańszczyźnianiego. Ale piszący po polsku także rzadko są krezusami – mówi Marcin Melon.
Dla porównania wśród piszący po polsku największym krezusem jest Remigiusz Mróz, autor poczytnych kryminałów. Według rankingu tygodnika „Wprost” w ubiegłym roku był on najlepiej zarabiającym pisarzem w kraju. Sprzedał ponad milion książek i – jak wyliczyli autorzy zestawienia – mógł na tym zarobić blisko 3,5 mln zł. Na tym tle osiągnięcie śląskiego kryminału wypada bardzo skromnie.
„Nie jest to tak duży rynek, żeby się z niego utrzymać”
„Komisorza Hanusika” nie byłoby bez Pejtra Długosza i jego wydawnictwa Silesia Progress. Jak twierdzi Marcin Melon jest to człowiek-instytucja i wielka wartość dla śląskiej kultury. - Podjął ryzyko i wydał pierwszego „Hanusika”, nie mając pojęcia jakim zainteresowaniem będzie cieszyła się taka książka – mówi pisarz.
Właściciel wydawnictwa Silesia Progress mówi, że skoro znaleźli się autorzy, którzy chcieli wydawać książki pisane po śląsku, więc zaczęli to robić. Ale chodziło także o coś więcej. - Chcieliśmy też pokazać, że język śląski to nie tylko godka i można z powodzeniem pisać po śląsku i takie książki drukować – zaznacza Pejter Długosz. Do tej pory wydał 25 książek napisanych po śląsku i każda z nich się sprzedała.
- Nie jest to jednak tak duży rynek, żeby się z tego utrzymać. Wydawnictwo prowadzę „po godzinach” i mam jeszcze inną pracę – mówi.
Pierwszy tom „Komisorza Hanusika” sprzedał się w 8 tys. egzemplarzy, ale pozostałe książki śląskie książki wydawnictwa miały około tysiąca nakładu. Średnio wydanie tysiąca egzemplarzy podobnej książki jak „Hanusik” kosztuje około 12 tys. zł. Wydaje się, że to niewiele, ale do tego dochodzi „zbójecki rynek księgarski” – jak określił go Pejter Długosz.
- Od ceny książki kupionej w księgarni do wydawnictwa trafia około 45%. Z czego trzeba pokryć koszt autora, druku, składu i wszystkie inne koszty. Tak wygląda w Polsce rynek książki – mówi wydawca.
„Największy mecenas rozwoju języka śląskiego”
Do autora trafia średnio 2 zł od jednego sprzedanego egzemplarza. Po co więc pisać i wydawać książki po śląsku, skoro nie można się z tego utrzymać? Marcin Melon żartem odpowiada, że jego marzeniem było znaleźć się w czołowej dziesiątce autorów tworzących w danych języku.
- Tak zupełnie poważnie, to przyswoiłem sobie sposób pisania po śląsku (bo to jednak coś innego niż godanie) z konieczności, gdy dotarło do mnie, że o pewnych aspektach śląskości nie można pisać w żadnym innym języku – tłumaczy autor „Hanusika”.
Z kolei właściciel wydawnictwa Silesia Progress żartem nazywa Marcina Melona „największym mecenasem rozwoju języka śląskiego”. Dzięki sprzedaży jego książek może bowiem wydawać inne śląskie książki z wyższej półki, np. poezję po śląsku.
- To nie są duże nakłady, ale uważam, że książki Mirosława Syniawy to jest popchanie języka śląskiego o kilka lat do przodu. Warto więc je wydawać, mimo że nie sprzedają się w nakładzie tysiąca, tylko raczej 300 egzemplarzy – mówi Długosz.
Marcin Melon zaznacza, że cała oferta wydawnicza Silesia Progress to gwarancja jakości literackiej. Zarówno jeśli chodzi o książki autorskie, jak i tłumaczenia. Warto przy okazji przytoczyć słowa Zbigniewa Rokity, autora bestsellerowego "Kajś", który w jednym z wywiadów podkreślał, że "Ślązacy szybko uczą się monetyzować śląskość".
- Marcin Melon jest dla mnie jednym z przykładów takiego sukcesu. Jego książki po śląsku świetnie sprzedają się świetnie i odniosłyby w Polsce jeszcze większy sukces, gdyby były pisane po polsku - mówi Rokita.
Czy z tłumaczeń na język śląski da się wyżyć?
W tłumaczeniu książek na język śląski prym wiedzie Grzegorz Kulik z Bytomia. Pierwsza, którą przełożył to „Godniŏ Pieśń” Charlesa Dickensa i robił to partiami. Zaczął w 2013 r. i przełożył około 1/3, po czym dał sobie spokój. Prace dokończył dopiero po trzech latach.
- Później trzeba byłą ją z dziesięć razy redagować, bo wtedy jeszcze nie miałem odpowiedniego warsztatu. W końcu doprowadziłem tekst do akceptowalnej wersji i w grudniu 2017 r. książka została wydana przez Silesia Progress – mówi tłumacz.
Od tego czasu nie narzeka na brak zleceń i pracy. - Miałem ogromne szczęście ze swoimi tłumaczeniami. Sam zaczepiłem Szczepana Twardocha z „Drachem”. Z kolei do mnie zgłosiło się wydawnictwo Media Rodzina z „Małym Princem” i był to początek naszej współpracy, która się rozszerzyła na „Niedźwiodka Pucha”. Fajnie się złożyło – podkreśla Grzegorz Kulik, który przetłumaczył na śląski pięć książek. Teraz pracuje na czterema kolejnymi - to m.in. „Kajś” Zbigniewa Rokity i „Hobbit” J.R.R. Tolkiena.
Czy z tłumaczeń książek na język śląski da się wyżyć? Ja mogę – odpowiada Kulik. Dodaje jednak, że tłumaczy nie tylko książki. Ma też inne zlecenia.
Brak kodyfikacji śląskiego to nie problem
Wydawałoby się, że z tłumaczeniem na śląski i pisaniem książek po śląsku może być problem. Język śląski nie jest bowiem oficjalnie uznany, nie ma też jego jednolitej kodyfikacji. Grzegorz Kulik zaznacza jednak, że są inne języki, które też nie są skodyfikowane przez jakieś państwowe instytucje, więc nie jest to żadna przeszkoda.
- My już mamy pewien uzus językowy w pisaniu po śląsku. Nie jest tak, że każdy pisze absolutnie po swojemu – podkreśla tłumacz.
Jak większość osób piszących obecnie po śląsku Grzegorz Kulik używa alfabetu „ślabikorzowego”. To zmodyfikowany alfabet łaciński służący do zapisu etnolektu śląskiego, który został opracowany przez prof. Jolantę Tambor z Uniwersytetu Śląskiego oraz jej współpracowników ze stowarzyszenia „Pro Loquela Silesiana”.
- Skoro umówiliśmy się, żeby mieć taki alfabet, łatwy w odbiorze dla większej liczby osób, to ja się do tego dostosowałem. Stałem się też jego orędownikiem – podkreśla śląski tłumacz.
Jak podkreślał Zbigniew Rokita, "jeśli w przyszłości na śląskości będzie można zarobić, większa szansa, że doczekamy się tej codziennej, popularnej śląskiej kultury. To właśnie popkultura, "kultura środka" po śląsku będzie decydować o całym obliczu i wydolności kultury śląskiej oraz perspektywach języka śląskiego.