Czeladz piaski

Czy za Brynicą, w Zagłębiu, są familoki? Fragment książki Kamila Iwanickiego "Familoki" o osiedlach robotniczych na Śląsku

Kamil Iwanicki, młody człowiek, który od lat zajmuje się historią i współczesnością robotniczych osiedli patronackich na Górnym Śląsku, m.in. prowadzi projekt "Familoki 2.0" i oprowadza wycieczki po takich osiedlach, wydał (premiera 24.10) książkę "Familoki. Śląskie mikrokosmosy. Opowieści o mieszkańcach ceglanych domów". Promocja wydawnictwa i spotkanie z autorem odbędzie się w czasie Targów Książki w Katowicach (w Międzynarodowym Centrum Kongresowym) w piątek 3 listopada o godz. 17.00. ŚLĄZAG jest patronem medialnym tej książki. Dziś publikujemy jeden z jej rozdziałów, jedyny traktujący o Zagłębiu.

To, gdzie kończy się Górny Śląsk, stanowi dla wielu osób kwestię sporną. Historyczne granice tej krainy geograficznej są współcześnie mało znane. Możemy usłyszeć głosy z różnych stron Polski: „No Sosnowiec i Zawiercie przecież leżą na Śląsku”. To częste uproszczenie, o którym pochopnie wnioskuje się z kształtu dzisiejszego województwa śląskiego. Dzieje podziału administracyjnego regionu są skomplikowane, ale powiem tylko w skrócie, że historyczne granice Górnego Śląska na zachodzie sięgały za Opole i Niemodlin, na południu granicę stanowiły szczyty Beskidu Śląskiego, a na wschodzie - rzeka Brynica. Przenieśmy się więc za wschodnią granicę, do Zagłębia Dąbrowskiego. Na tym terenie także powstały liczne kolonie robotnicze w XIX i na początku XX wieku. Tutaj muszę od razu zaznaczyć, że nie są to familoki. Nazwa ta została zarezerwowana jedynie dla Górnego Śląska. W Zagłębiu mówi się po prostu o domach robotniczych.

Era industrialna dociera dość szybko do Sosnowca i pobliskich miejscowości. Już od końca XVIII wieku po rosyjskiej stronie granicy powstają kopalnie, huty, fabryki, a także przędzalnie. W celach zarobkowych przyjeżdżają tam Polacy z Galicji i Kongresówki, Rosjanie oraz Niemcy. Ci ostatni, często jako inwestorzy, budują zakłady przemysłowe, a wokół nich rozwijają osady robotnicze. Na tym styku mocarstw powstaje niecodzienna mieszanka, nieco odmienna od tej na Górnym Śląsku.

W samym Sosnowcu od początku XIX wieku powstało ponad trzydzieści kolonii robotniczych. Niestety większość z nich została zlikwidowana w okresie PRL-u - były one wówczas postrzegane jako przestarzałe budynki bez większej wartości. W samym centrum miasta zachował się jednak cenny kompleks wybudowany wokół fabryki Dietla. W 1878 roku do Sosnowca przybył z Saksonii Heinrich Dietel wraz z żoną. Dzięki zdobytemu doświadczeniu i rodzinnemu majątkowi założył pierwszą w Królestwie Kongresowym przędzalnię czesankową. W 1879 roku rozpoczęła się produkcja, a już dziesięć lat później zakład został znacznie powiększony i zmodernizowany. Fabryka zatrudniała dwa tysiące pracowników pod koniec XIX wieku. Znaczna część załogi pochodziła z Niemiec i Śląska. Dla robotników i urzędników powstały w pobliżu domy.

Heinrich Dietel prowadził bardzo rozwiniętą politykę prospołeczną, wspierał swoich pracowników i ich rodziny. Już w 1879 roku założył szkołę przyfabryczną dla dzieci robotników, a trzy lata później - szkołę kantorową. W 1894 roku otwarto sfinansowaną przez przemysłowca pierwszą szkołę średnią w Sosnowcu - Sosnowiecką Szkołę Realną. Wszystkie szkoły utrzymywane były na własny koszt Dietlów. Heinrich był ewangelikiem i przeznaczył dla swoich współwyznawców, w tym wielu pracowników, jedną z hal fabrycznych na cele religijne. Wsparł także finansowo budowę kościoła św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu-Pogoni.

Początkowo rodzina przemysłowców zamieszkała w skromnym domu, naprzeciw przędzalni. W międzyczasie rozpoczęto prace przy budowie ich pałacu. Około 1900 roku powstała neobarokowa rezydencja rodzinna z parkiem i oranżerią. Pałac wraz z parkiem stał się częścią zespołu patronackiego, obejmującego zabudowania dawnej fabryki, szkoły, osiedle robotnicze, a także kościół ewangelicki. Kompleks powstał przy ulicy, którą później na cześć inwestora nazwano Dietlowską (obecnie ulicy Żeromskiego).

W tym samym czasie, gdy Dietel inwestuje w Sosnowcu, w Piaskach, obecnej dzielnicy Czeladzi, francuska spółka Société Anonyme des Mines de Czeladz zakupuje kopalnię, która działa tam już od kilkunastu lat. Nowi właściciele, Towarzystwo Bezimienne Kopalń Węgla Czeladź, zaczynają inwestować w zakład. Drążą nowe szyby, zatrudniają pracowników, dla których budują domy. Z czasem powstaje tam wielki kompleks mieszkalny. Przez pół wieku od 1882 roku wzniesionych zostaje sto sześćdziesiąt budynków w stylu niespotykanym dotąd w regionie. Niektórzy zauważają tu wpływ architektury południowej Francji. Domy nie przypominają typowych familoków z Górnego Śląska. Dominuje w nich kamień wapienny, a cegła wykorzystywana jest jedynie jako element dekoracyjny.

Kolonia robotnicza Piaski znajduje się przy granicy z Katowicami. Mimo wyjątkowości tego miejsca nie udało się go jeszcze wypromować, ale przyciąga ono licznych badaczy i pasjonatów regionu. Władze miasta zajmują się rewitalizacją Piasków i chcą z nich utworzyć nową atrakcję turystyczną. Warto zobaczyć najbardziej reprezentacyjną część kompleksu, która powstała przy ulicy Sikorskiego (dawniej Clemenceau). Znajdowały się tam otoczone ogrodami budynki urzędnicze, a w pobliżu ulokowane było Biuro Główne, czyli siedziba administracji zakładu. Ta część kompleksu, tak zwane Stare Piaski, wyróżniała się nie tylko willowym typem zabudowy, ale także bardziej urozmaiconą, malowniczą architekturą. W samym sercu kolonii powstał w 1922 roku neoromański kościół parafialny pw. Matki Boskiej Bolesnej.

„Zainspirowano się wówczas średniowiecznymi kościołami z południa Francji, co jest zupełnie naturalne, ponieważ całe Piaski, jak wiadomo, były inwestycją francuską. Kościół został zbudowany według projektu Jean-Marii Abgralla. Co ciekawe, pierwowzór tego kościoła znajduje się w Karbonne, dzisiejszej dzielnicy miasta Brest we Francji. Tamten kościół został zbudowany w latach 1909-1923 i ten projekt przeniesiono do Czeladzi”1 - wyjaśnia Stefania Lazar, historyk Muzeum Saturn, współautorka publikacji o Piaskach "Osiedle patronackie Piaski. Historia i architektura".

Tuż obok, przy dzisiejszej ulicy Francuskiej, ulokowano kopalnię, a naprzeciw były domy pracowników dozoru. Tam też znajdował się tak zwany dom zborny, gdzie górnicy rozpoczynali każdego dnia pracę. Do dzisiaj zachowały się pojedyncze budynki należące dawniej do kopalni, a jej miejsce zajęły małe prywatne firmy.

Wraz z rozwojem kopalni powstawały kolejne osiedla na Piaskach. W 1913 roku wybudowano tak zwane Betony. Przy ich stawianiu wykorzystano lany beton z typową białą cegłą wapienno-piaskową. Domy wzniesiono wzdłuż drogi owalnicowej, dzięki czemu utworzono obszerne zielone podwórze, na którym odbywały się mecze lokalnego klubu sportowego Gwiazda. Ostatnim etapem była Nowa Kolonia, która powstała na początku lat 30. w północnej części Piasków. Tam przy ulicy Krzywej 2 urodził się Czesław Słania, światowej sławy grawer i twórca znaczków.

Kolonia odznaczała się wysokim standardem technicznym - budynki były wyposażone w instalację elektryczną i ogrzewanie piecowe, a domy urzędnicze także w bieżącą wodę i kanalizację.

Na Piaskach Towarzystwo wybudowało również miejsca spotkań dla mieszkańców. Pracownicy administracji spotykali się w Klubie Urzędnika. Mogli grać tam w tenisa i bilard, korzystać z czytelni i spotykać się we wspólnym gronie. Robotnicy natomiast mieli do dyspozycji Sokolnię, pełniącą funkcję domu kultury i sali sportowej. Nazwa pochodzi od Towarzystwa Sportowego Sokół, w którym przez aktywność fizyczną dbano także o krzewienie patriotyzmu i świadomości narodowej mieszkańców. Piaski wyróżniały się na tle pobliskich zagłębiowskich osiedli. Cały kompleks był jedną z największych i najbardziej przemyślanych kolonii robotniczych w regionie. To jednak tylko wyjątek potwierdzający regułę, gdyż zazwyczaj domy robotnicze w Zagłębiu miały niższy standard niż śląskie familoki. Tamtejsze zarobki też były niższe i wiele osób decydowało się na pracę w pobliskich kopalniach i hutach w Katowicach i Mysłowicach.

Kamil Iwanicki, autor książki "Familoki"
Kamil Iwanicki, autor książki "Familoki"

Przez dekady krążyły przeróżne opowieści o niesnaskach między Ślązakami a Zagłębiakami, ale czy naprawdę istnieje coś takiego jak konflikt śląsko-zagłębiowski? Wydaje się, że były to typowe spory sąsiedzkie, podobne do tych występujących na całym świecie, choćby w Irlandii czy pomiędzy Francuzami a Brytyjczykami. Dzisiaj konflikt ten zachował się głównie na muralach kibiców i w żartach. Krążą dowcipy o tym, że mieszkania w Katowicach z widokiem na Sosnowiec są tańsze, oraz podkreślające, jak strasznie jest za wschodnią granicą. Przykładem może być ten poniższy:

Budzi się facet na tylnym siedzeniu jadącego auta. Spogląda na siedzenie kierowcy, a tam wielki, napakowany typ z czerwoną skórą i rogami na głowie.
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem?! - pyta kierowcy.
- Umarłeś. Jestem diabłem i wiozę cię tam, gdzie twoje miejsce.
Facet wygląda za okno i blednie.
- Jak tu strasznie, brzydko… I tak szaro, depresyjnie.
- Zgadza się - mówi diabeł.
- Te sypiące się ruiny, jak po zagładzie.
- Tak…
- I ten czarny dym, smog… Jak tu śmierdzi, nie ma czym oddychać!
- To prawda.
- To piekło jest straszne! - woła przerażony pasażer.
- Jakie piekło? - dziwi się diabeł. - Jeszcze z Sosnowca nie wyjechaliśmy.

Przez stulecia Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie były podobnymi biednymi rolniczymi terenami, które zaczęły coraz bardziej się różnić dopiero w XIX wieku. Język, kultura i administracja państw, w których granicach leżały te regiony, miały największy wpływ na powstanie tych rozbieżności. Zagłębiacy często szukali po drugiej stronie lepszej pracy. Nazywani byli potocznie gorolami przez prawdziwych Ślązaków - hanysów. Mówi się, że na Górnym Śląsku dzieli się mieszkańców na pnioków (mieszkających tam od pokoleń), krzoków (mieszanego pochodzenia) i ptoków (przyjezdnych).

Przez wieki relacje między mieszkańcami obu regionów były dość zgodne. Często dochodziło do mieszanych małżeństw, ale z czasem polityka zaczęła się wtrącać w życie. Zagłębiacy w czasie powstań śląskich pomagali polskim działaczom, a w Sosnowcu znajdowało się dowództwo sił powstańczych. To za wschodnią granicą chronili się powstańcy po pierwszym i drugim zrywie, co nie podobało się niemieckim mieszkańcom regionu. Gdy w latach 20. powstało autonomiczne województwo śląskie, relacje zaczęły się coraz bardziej pogarszać. Polacy z Zagłębia i pozostałych regionów częściej dostawali wyższe stanowiska w zakładach i urzędach, co nie podobało się Ślązakom. Powodowało to liczne antagonizmy. W czasie drugiej wojny światowej krążyła w Zagłębiu opinia, że Śląsk zdradził Polskę, więc gdy w 1945 roku konflikt się zakończył, wiele osób zza wschodniej granicy chciało się zemścić na swoich sąsiadach. Szabrowano mieszkania opuszczone przez Niemców, ale często również te zamieszkałe. Brano meble, ubrania i biżuterię, które próbowano później sprzedać na tak zwanych szaberplacach.

Po drugiej wojnie światowej Zagłębie Dąbrowskie stało się częścią województwa śląskiego. Już sama nazwa województwa jest kością niezgody dla wielu osób. Przecież Górny Śląsk to tylko część terenu tej jednostki administracyjnej, i to nawet nie przeważająca. W PRL-u nastąpił duży napływ Zagłębiaków, którzy pod względem kulturowym byli często Ślązakom obcy. Przez lata krążył stereotyp tak zwanego Czerwonego Zagłębia, który miał źródło w historii. Ruchy lewicowe miały w Zagłębiu długie tradycje, bo już od 1905 roku rosły w siłę tamtejsze ruchy komunistyczne. Stamtąd też pochodził pierwszy sekretarz KW PZPR - Edward Gierek. Wielu Górnoślązaków czuło się obco w nowej, powojennej Polsce. Panowało poczucie dyskryminacji, a napływowa ludność nie zawsze potrafiła się z nimi dogadać. Różnice dotyczyły postrzegania niektórych spraw, mowy, czy podejścia do religii i polityki.

W ostatnich dekadach konflikt wydaje się już przeszłością, a zachował się on jedynie w żartach, wspomnieniach i hasłach zespołów piłkarskich. Czasem możemy usłyszeć antyzagłębiowskie resentymenty, tak jak w przypadku pochodzącego z przygranicznych Szopienic reżysera i polityka Kazimierza Kutza. Nazwał on powojenny okres „Nową okupacją Śląska”, a Zagłębiaków „Hunami”. Od wypowiedzenia tych słów minęło prawie trzydzieści lat, ale dziś kwestia dawnej granicy na Brynicy jest dla wielu wciąż żywa, chociaż może już bardziej jako żart. Czasem jest ona też wykorzystywana marketingowo, na przykład przez Urząd Miejski w Sosnowcu, który wydał specjalne paszporty do tej miejscowości. Mają one promować lokalną turystykę i zachęcać do odwiedzin nie tylko Ślązaków.

Kamil Iwanicki

Może Cię zainteresować:

Kamil Iwanicki. Kustosz śląskich familoków przywraca pamięć o dawnych koloniach robotniczych

Autor: Katarzyna Pachelska

09/07/2022

Zabrze, osiedle Zandka

Może Cię zainteresować:

Sandkolonie czyli Zandka. Wzorcowe osiedle zachowało się do dziś w pierwotnej formie

Autor: Katarzyna Pachelska

29/10/2023

Sosnowiec czy Sosnowice Kontrowersje wokół nazwy stolicy Zagłębia

Może Cię zainteresować:

Sosnowiec czy Sosnowice? Kontrowersje wokół nazwy stolicy Zagłębia

Autor: Tomasz Borówka

09/09/2023