Materiały prasowe
Kadr z filmu "Gierek"

Czym odleciał Gierek? Film o Pierwszym Sekretarzu z Porąbki jest już na Netflixie. Roi się od wpadek, nierealnych scen i anachronicznych tekstów

"Gierek" na Netflixie dał mi możliwość, by obejrzeć ten film drugi raz. Za pierwszym poszedłem na "Gierka" do kina z wielką ciekawością i takimiż oczekiwaniami. Wychodziłem rozczarowany, pytając raz po raz "Dlaczego?". Pewne sceny, pewne szczegóły wyglądały nie tak, jak powinny, jak o nich wcześniej wcześniej czytałem czy słyszałem. Raz po raz coś się nie zgadzało. Dlatego, kiedy "Gierek" trafił na Netflix, obejrzałem go ponownie. Żeby nie było, że mi się przywidziało czy się przesłyszałem. Niestety nie. Ten film naprawdę psują kompletnie niepotrzebne wpadki, których twórcy bez trudu mogli uniknąć.

Nic nie poradzę na to, że odbiór filmu może mi zwarzyć jeden pomylony szczegół. Dla przykładu dwa klasyczne tytuły kina sensacyjnego - "Tylko dla orłów" i "Igła". Akcja obydwu toczy się podczas drugiej wojny światowej i do obydwu scenarzyści (do pierwszego już autor ekranizowanej książki) kompletnie niepotrzebnie wpychają helikoptery. Niestety, w "Gierku" tego typu anachronizmy pojawiają się co krok.

Jaki helikopter?

Noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku. Bezpieka i milicja przyjeżdżają internować Gierka, którego gra Michał Koterski, do jego willi w Ustroniu. Pakują go do auta, zawożą na lotnisko, skąd Gierek odlatuje dokądś helikopterem.

Helikopter, lotnisko, odlot. Coś mi tu nie gra. Jakie lotnisko? Jaki helikopter? Zaglądam do "Gierka. Człowieka z węgla" Piotra Gajdzińskiego (świetna książka, polecam!). Ano właśnie. Tamtej nocy Gierek nie leciał helikopterem. W Ustroniu (...) wsadzili byłego I sekretarza partii komunistycznej do Fiata 131 i pojechali na dziedziniec Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach - czytam. No dobrze, ale dalej: Wkrótce pojawiły się samochody z innymi, jak ich wówczas powszechnie nazywano, prominentami lat siedemdziesiątych, między innymi z Janem Szydlakiem. Kolumna złożona z kilku samochodów ruszyła na północ, w kierunku Warszawy. Jechali, jak na ironię, "gierkówką".

Helikopterem Gierek poleci dopiero 17 grudnia, do ośrodka internowania w Głębokim. Ale wcześniej, po drodze, zaliczy ośrodek w Promniku. W filmie jest w Głębokim już 13 grudnia - podczas przyjmowania internowanych w tle rozbrzmiewa pamiętne przemówienie Jaruzelskiego. Nawiasem mówiąc, Gierek dzielił tam pokój nie z Jaroszewiczem, a właśnie z Szydlakiem. Ale już pal sześć Promnik i Szydlaka - po co wrąbano to przemówienie? Gdyby nie ten kompletnie zbędny szczegół, reszta spokojnie mniej więcej odpowiadałaby prawdzie historycznej.

Przy okazji - u Gajdzińskiego Gierka z Ustronia zwija trzech umundurowanych milicjantów - w filmie zgadza się ich liczba, ale mundurowy jest tylko jeden. A dwóch cywilów to esbecy.

"Chcesz cukierka?" - pytanie Gierka do Filipa Rawickiego (filmowego Jaroszewicza) - nawet mnie ubawiło. Bo grepsy nawiązujące do epoki, mające budzić skojarzenia u pamiętających ją albo choćby tylko ją znających z książek czy rodzinnych opowiadań, powinny wyglądać właśnie tak. Powinny, tylko że niewiele ich w filmie. Dostajemy za to Generała częstującego nas popularnym dopiero kilkadziesiąt lat później "I potem wejdziemy my, cali na biało".

Karykaturalni towarzysze

Chwilę po odlocie helikoptera przenosimy się w grudzień 1970 roku. Towarzysz Maślak (Sebastian Stankiewicz) podjeżdża pod ten sam dom Gierka, co w poprzedniej scenie. Stop. Jak to, ten sam? Przecież w grudniu 1970 Gierek przebywał w Katowicach. Tej sceny bardzo łatwo byłoby nie sknocić - wystarczyło darować sobie ujęcie na zewnątrz domu i pokazać tylko wnętrze, filmując je tak, by choć na pierwszy rzut oka nie przypominało tego z 1981 roku.

Do pewnego stopnia pierwowzorem Włodzimierza Maślaka jest Stanisław Kania. Rzeczywiście był tamtego wieczora u Gierka. Ale nie sam, bo w towarzystwie wiceministra spraw wewnętrznych Franciszka Szlachcica. A Gierek niespecjalnie był zaskoczony ich propozycją objęcia schedy po Gomułce. Nie wdając się w szczegóły - wiedział już wtedy nawet o o aprobacie Moskwy dla zmiany władzy w Polsce, o której w filmie z tajemniczą miną obwieszcza mu Maślak. Gierek miał bardzo dobre źródła informacji, jednym z nich był nawet Jaruzelski.

Obaj towarzysze odnoszą się tez do siebie z nienaturalną (nawet jeśli tylko udawaną) serdecznością. Tymczasem Gajdziński: Nie znają się zbyt dobrze. Po raz pierwszy spotkali się podczas nauki w łódzkiej szkole partyjnej w latach pięćdziesiątych, ale dzieliła ich zbyt duża różnica wieku, aby mogli zawrzeć bliższą znajomość.

Choć Maślak tak naprawdę jest zbitką paru postaci historycznych. Podobnie jak występujący już w następnej scenie Generał (Antoni Pawlicki). To jednak głównie karykatura Jaruzelskiego. Jakby to zresztą sugerował motyw wręczania Gierkowi szkicu autorstwa Jaruzela, z Gierkiem na tle czołgu. Symboliczne? Może i tak. Jednak publicznie wygłoszony komentarz Maślaka "Ale wazelina z naszego generała, co?" byłby absolutnie nie od przyjęcia na sztywnych partyjnych uroczystościach.

Natomiast "Chcesz cukierka?" - pytanie Gierka do Filipa Rawickiego (filmowego Jaroszewicza) - nawet mnie ubawiło. Bo grepsy nawiązujące do epoki, mające budzić skojarzenia u pamiętających ją albo choćby tylko ją znających z książek rodzinnych opowiadań, powinny wyglądać właśnie tak. Powinny, tylko że niewiele ich w filmie. Dostajemy za to Generała częstującego nas popularnym dopiero kilkadziesiąt lat później "I potem wejdziemy my, cali na biało". W ogóle Pawlickiemu przypada chyba w udziale wygłaszanie najsłabszych kwestii tego filmu. Ot, taki choćby dialog duetu filmowych szwarccharakterów. "Dobry jest nasz towarzysz Edward - mówi Maślak do Generała. - Potrafi gadać z ludźmi jak nikt inny. On akurat ma te charyzmę, której wam brakuje". W odpowiedzi słyszy: "Co ty Maślak chrzanisz, co ty chrzanisz?". Jaruzelski tak nie uważał i nawet jeśli za Gierkiem nie przepadał, to jego zalety i owszem dostrzegał. Znowu "Gierek. Człowiek z węgla" i prawdziwy Jaruzelski: Gierek miał autentyczny dar zjednywania sobie ludzi.

A tak swoją drogą, trudno też sobie wyobrazić Jaruzelskiego, terroryzującego i podduszającego kobietę na tylnym siedzeniu samochodu, zaparkowanego na dziedzińcu KC. Ok, może i kogoś tam od czasu do czasu terroryzował, ale przecież nie własnoręcznie. Miał od tego ludzi. Coś się też we mnie broni przed wizją rozemocjonowanego Jaruzela używającego słowa "dupa" i popijającego z gwinta szampana.

Kuźwa, serio?

Ale nie tylko naszej parze (niezamierzonych chyba) komików scenopis każe się rozmijać o całe lata świetlne z historycznymi postaciami, które odtwarzają. "Dobrze, dobrze, już dosyć tej nowomowy" - mówi Gierek do odwiedzających go ZMP-owców. Nieprawdopodobne. Komunistycznej nowomowy niewątpliwie używał i miał świadomość, czym jest. Nawet jednak jeśli czytał zakazanego Orwella (w co już trudno by uwierzyć), który ten termin w "Roku 1984: wynalazł i nawet gdyby to słowo obiło mu się o uszy - to całą z pewnością nie użyłby go w rozmowie z młodzieżowym aktywem.

Zaś chwilę później czytamy w napisach tłumaczenie słów, które Marzena Pazik, przyszła sekretarka Gierka (Agnieszka Więdłocha) wymawia po francusku: "Kuźwa jego mać". Pomijając, czy studentka miałaby śmiałość powiedzieć tak w rozmowie z pierwszym sekretarzem, samo słowo "kuźwa" w początkach lat 70. nie było w użyciu. Młodzi nie uwierzo, ale to fakt.

Kolejna scena, której można było nie popsuć: odznaczanie Breżniewa Virtuti Militari. Oczywiście sowieckiemu przywódcy nie przypinano tego orderu, gdy siedział biesiadując przy stole (bo tak to widzimy w filmie), tylko w dużo bardziej formalny i uroczysty sposób.

Antkiem do Moskwy

I jeszcze jedna scena, która spokojnie mogłaby być lepsza: nie wiedzieć czemu Gierek odlatuje do Moskwy Antonowem An-2. Poczciwy, dwupłatowy Antek w 1979 roku (bo taki jest czas akcji) był już samolotem wręcz archaicznym. Rządowi oficjele - wśród których Gierek był najważniejszym - mieli wtedy do dyspozycji nieporównanie nowocześniejsze odrzutowce - parę Tupolewów Tu-134. A do tego Jakowlewy Jak-40. Toż już lepiej byłoby nakręcić scenę wewnątrz samolotu, w drzwiach, na schodkach... no cokolwiek, byleby tylko nie pokazywać stareńkiego, oderwanego od realiów Antka w roli polskiego Air Force One.

Przy okazji tej całej Moskwy - oficerowie KGB przystępujący do planowania destabilizacji Polski i wprowadzenia stanu wojennego w tym samym wnętrzu, którego jeszcze nie zdążył opuścić Gierek po spotkaniu ze zmurszałym, gasnącym Breżniewem, to pomysł naprawdę średni. Symboliki w nim za mało, realiów za grosz.

Zaś w jednej z ostatnich scen filmu, podczas spotkania Generała z bankierami, na biurku tego ostatniego stoją modele samolotów z kolekcji AmerComu sprzed paru lat. Fajne, ale kompletnie anachroniczne i co gorsza w ogóle tam niepotrzebne. Jak wiele rzeczy w "Gierku", filmie, od którego oczekiwaliśmy wiele, a dostaliśmy marne, tanie kino z błędami, niedopatrzeniami i absurdalną fabułą.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon