Po przeczytaniu artykułu: Michał Wroński: Dlaczego młodzi ludzie opuszczają Metropolię? Powiedzcie lepiej, czemu tu nie przyjeżdżają naszła mnie następująca myśl. Czy politycy naprawdę myślą, że taka ankieta pozwoli im zrozumieć bieżący świat i mechanizmy kierujące młodymi ludźmi czy może mieli trochę pieniędzy do wydania i ten cel okazał się akurat pod ręką? Bo, moim zdaniem, dobrze wiedzą, jakie problemy trawią Metropolię.
Mam 35 lat i od października 2008 roku mieszkam w Katowicach, gdzie studiowałem prawo na Uniwersytecie Śląskim. Pochodzę z Oświęcimia (Małopolska zachodnia), gdzie nikt w przeszłości ani tym bardziej obecnie Katowic jako miejsce do studiowania nie brał na poważnie. W mojej klasie na 33 osoby 30 na pytanie: Co będziesz studiował, odpowiadali, że w Krakowie. Ja Krakowa nie wybrałem z przekory z młodzieńczego buntu przed robieniem tego, co wszyscy. Chciałem wyjechać do Wrocławia, ale moje podanie zostało błędnie odrzucone, co też spowodowało, że zapisałem się na studia w Katowicach. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Dlaczego mało kto na Górnym Śląsku, czy ściślej w Katowicach, chce zostać?
- Brak jednego dużego ośrodka miejskiego. Katowice są małe, 15 minut spacerem od dworca PKP i zaczynają się blokowiska.
- Jest szaro i brzydko. Mimo że kocham Katowice i jestem ich największym orędownikiem, to muszę przyznać, że odstajemy od reszty kraju. Kamienice są brzydkie, liszajowate, niezadbane. Główne ulice pełne są obskurnych reklam rodem z końca lat 90., rozpadającej się obrzyganej kostki bauma oraz pustostanów! O ciucholandach na 3 Maja wolę nie wspominać! Jeżeli wyjedziemy gdzieś dalej, to z okien pociągu czy tramwaju ukaże się obraz postapokaliptyczny albo co najwyżej sceneria do kręcenia "Czasu Honoru" bez charakteryzacji. Ludzie, jeśli mają wybierać gdzie mieszkać, wybierają to, co ładne albo to, co ogólnie uznawane jest za atrakcyjne. Poza jakąś manią, że miasto musi mieć Rynek, niestety muszę przyznać, że Kraków, Wrocław czy Gdańsk ze swoją starą zabudową lub Warszawa z nowoczesną wypadają o niebo lepiej i atrakcyjniej. Poza tym czuje się, że w tych miastach tętni życie, są młodzi ludzie, mnóstwo knajp otwartych do późnych godzin nocnych nawet w ciągu tygodnia. Nasza metropolia co prawda jest duża, ale nie przypomina jednego miasta tylko zlepek zapomnianych miasteczek modlących się o wyburzenie jak Świętochłowice czy Zabrze lub charakterze wiejskim jak Mikołów. Tam gdzie szaro i brzydko, tam znajduje się miejsce dla różnego typu patologii społecznych, od bezdomnych, alkoholików, żebraków po agresywnych bandytów. Nie mówię, że we wspomnianych powyżej dużych miastach ten element nie występuje, ale jednakowoż nie rzuca się w on w oczy zaraz po wyjściu z dworca lub podczas weekendowych nocy w całym centrum!
- Transport i komunikacja to największy przegrany ostatnich 30 lat. Brak szybkiej kolei miejskiej, metra, czy nowych linii tramwajowych pokazuje jak daleko jesteśmy za resztą kraju. Gdy Kraków i Warszawa budowały jedną linię tramwajową za drugą my ustalaliśmy przebieg jednej linii na południe Katowic! Tramwaj powinien jeździć co 5 minut, a nie co 13, 20. Z katowickiego rynku na Koszutkę wygodniej iść piechotą niż czekać na bane.
- Chybionym pomysłem jest wydanie (do tej pory) 268 mln zł na stadion GKS Katowice oraz utrzymywanie zawodowego klubu piłkarskiego z miejskiej kasy - to pieniądze, które powinny być przeznaczone na renowację Śródmieścia. Inaczej mamy do czynienia z rozdawnictwem pieniędzy na masową skalę.
- Jeżeli chodzi o pracę, uważam że państwo polskie olało nasze województwo jak zawsze. Uparte trzymanie się górnictwa i uleganie szantażowi toksycznych związków zawodowych spowodowało, że rozwój regionu został zahamowany. Gdybyśmy od węgla odeszli już wcześniej, można by budować inne gałęzie gospodarki, w tym rozwijanie nowych technologii oraz usług. Obecnie, mimo zachwytów włodarzy Katowic, nie mamy wiele do zaoferowania. Biura usług dzielonych nie zaspokoją ambicji młodych ludzi. Z pracy w prawie odszedłem 10 lat temu, przeszedłem przez różne korporację mające siedziby w Katowicach. Obecnie pracuję w bezpieczeństwie IT w... Gdańsku (COVID miał jakieś zalety), moją żona w Warszawie, a najbliżsi znajomi - w Krakowie czy Poznaniu. Chociaż mieszkamy w Katowicach, pracę w sposób zdalny lub nie wykonujemy w innych miastach. Wszyscy jesteśmy albo prawnikami albo programistami lub psychologami. Wielu moich znajomych, by móc realizować się w swojej działce musiało wyjechać do Warszawy, która obecnie wysysa z talentów cały kraj. Zauważalny jest także odpływ studentów po skończonym licencjacie do innych miast. Oznacza to, że budowanie swojej kariery widzą oni poza Śląskiem.
Nigdy nie chciałem wyjeżdżać z Katowic, jednak wraz z żoną i najbliższymi przyjaciółmi coraz częściej rozważamy Berlin jako nowe miejsce do życia.
Może Cię zainteresować: