Rozmowa z Damianem Dąbrowskim, kierownikiem stacji meteorologicznej w Planetarium Śląskim w Chorzowie, twórcą bloga Pogoda dla Śląska by Dąbrowski, byłym nauczycielem
Dobrze panu tutaj jest, w Planetarium Śląskim?
Bardzo dobrze. Przyjemnie, miło, sympatycznie. Robię rzeczy, które kocham. Muszę jednak przyznać, że jest to praca różnorodna.
Jakie jest pana oficjalne stanowisko w Planetarium?
Jestem m.in. Kierownikiem Stacji Meteorologicznej, która należy do Planetarium Śląskiego w Chorzowie. Oprócz tego mam szereg innych obowiązków.
Na przykład?
Tu nadal jestem nauczycielem, choć w nieco innej formie. Do moich obowiązków należy m.in. prowadzenie warsztatów z dziećmi i młodzieżą właśnie na stacji meteorologicznej, prowadzenie seansów na sali głównej Planetarium, gdzie przed seansem opowiadam przez kilkanaście minut o nocnym niebie, które będziemy mogli obserwować nad Chorzowem najbliższej nocy. Poza tym opracowuję całą dokumentację meteorologiczną, tworzę cyfrową bazę danych, odpowiadam na e-maile związane z parametrami pogodowymi, udzielam wywiadów dla różnych mediów, radia, telewizji, portali internetowych. Obowiązków jest sporo. Od października 2022 roku prowadzę także Akademię Znawcy Pogody, przeznaczoną dla ludzi w wieku 18+.
Czyli dla dorosłych.
Zgadza się. Jest to moja autorska akademia. Sam przygotowuję cały program, prezentacje. Cieszy się ona dość dużą popularnością. Mam w miarę stałą grupę osób zainteresowanych. Przeważnie są to czytelnicy mojego bloga. Pewnie jeszcze o wielu obowiązkach zapomniałem, ale jest ich tu sporo. Dzisiaj akurat (rozmawiamy w sobotę 18 marca – przyp. red.) pełnię funkcję Lektora Głównego, czyli jestem osobą zarządzającą całym obiektem.
Ma pan takie dyżury weekendowe w Planetarium?
W sobotę, niedzielę i święta są takie dyżury. No i oczywiście zapomniałem o jednej z najważniejszych rzeczy, czyli prowadzeniu pomiarów meteorologicznych na Stacji Meteorologicznej.
Czyli nie tylko edukacja, ale też taka ścisła nauka i dane.
Tak, dokładnie.
Tęskni pan za szkołą?
To jest trudne pytanie. W szkołach pracowałem wiele lat. Zawsze miałem z uczniami świetny kontakt. Do każdej lekcji angażowałem się w 100% aby była ona ciekawa i uczniowie jak najwięcej z niej wynieśli. W danym roku szkolnym uczyłem co najmniej po kilkanaście klas. Miałem zatem ciągły kontakt z kilkuset uczniami i na pewno za tym stałym kontaktem tęsknię. Także odejście ze szkoły nie było łatwą decyzją.
Żałuje pan?
Nie żałuję tej decyzji, bo praca, którą teraz wykonuję, jest naprawdę fascynująca. To moja pasja. Do pracy jadę zawsze z uśmiechem na twarzy. Bez stresu, z radością co mnie w danym dniu czeka. Mam różne obowiązki. Każdy jest inny i każdy ciekawy. Ja w tej pracy dodatkowo się rozwijam, czy to w kontekście meteorologii czy astronomii. Wiele rzeczy musiałem się nauczyć. Jeszcze rok temu nie miałem pojęcia np. o gwiazdozbiorach. Teraz mogę wyjść wieczorem, spojrzeć w niebo i podziwiać gwiazdy. Wiem, która gwiazda jak się nazywa, w jakim leży gwiazdozbiorze itd. To jest piękne. Tu się człowiek rozwija, tu jest Świat Nauki. Oczywiście również mam kontakt z dziećmi, codziennie przyjeżdżają uczniowie z różnych miast, ale za każdym razem są to jednak nowe twarze. Warsztaty, które prowadzimy są dość ciekawe, różnorodne i myślę, że uczniowie wychodzą z nich zadowoleni.
Ile lat był pan nauczycielem?
25 lat. W Świętochłowicach, gdzie mieszkam, uczyłem w różnych szkołach, m.in. w byłym Gimnazjum nr 5, w Szkole Podstawowej nr 8 i nr 2. W Świętochłowicach i Katowicach uczyłem w szkołach różnego szczebla, od podstawówki przez gimnazjum po liceum ogólnokształcące, technikum czy wieczorówkę. W każdej szkole dobrze mi się pracowało, więc na pewno tęsknota do szkoły jest. Ale zapraszam tutaj moich byłych uczniów. Przyjdą np. w maju na zajęcia. No właśnie! Zapomniałem o kolejnym moim obowiązku, otóż prowadzę również dla szkół kurs dwulekcyjny „Cztery pory roku”, w którym opisujemy m.in. skutki ruchu obrotowego i obiegowego Ziemi, wykorzystując ekran sferyczny i nasz nowy projektor analogowy gwiazd oraz cyfrowe rzutniki System hybrydowy, który tu działa, daje niesamowite efekty. To jest w tej chwili najnowocześniejszy tego typu system w Polsce i jeden z najnowocześniejszych w Europie, a nawet na świecie.
Trudno było zostawić swoich uczniów?
To było bardzo trudne. Niektóre dzieci płakały, gdy im powiedziałem, że odchodzę ze szkoły. Miałem zawsze dobry kontakt z nimi, a one ze mną.
Ile się pan zastanawiał, żeby opuścić szkołę na rzecz pracy w Planetarium?
To trwało kilka miesięcy. Planetarium samo się do mnie zgłosiło, że chce mnie zatrudnić jako specjalistę od pogody, kierownika stacji meteorologicznej. Byłem na rozdrożu. Z drugiej strony w szkołach, nie ma co ukrywać, mamy niż demograficzny. Coraz mniej godzin, coraz mniej klas. Zawsze musiałem łączyć kilka szkół. Tutaj, w Planetarium, mam stałą pracę i do tego bardzo ciekawą. Jestem tu absolutnie szczęśliwy.
Czyli w szkole też był pan szczęśliwy, ale tutaj jest pan szczęśliwy w inny sposób?
Można tak powiedzieć. I, co wciąż podkreślam, tu człowiek się rozwija. W Planetarium ma miejsce wiele ciekawych wydarzeń z szeroko pojętego świata nauki. To wszystko jest fascynujące, wciągające. Kompletnie nie myślę o emeryturze.
Ale chyba jeszcze długi czas do emerytury przed panem?
W tym roku skończę 50 lat, choć dzięki pracy z dziećmi i młodzieżą czuję się dużo młodziej. Ludzie często odliczają lata do emerytury. Ja nigdy tego nie robiłem, ani w szkole, ani tym bardziej od kiedy pracuję w Planetarium. Mogę powiedzieć, że zacząłem nowy rozdział w życiu, pewnie ostatni w karierze zawodowej. Rozdział bardzo ciekawy. Mam wrażenie, że pracują tu sami pasjonaci. Geografowie, fizycy, astronomowie. Sami fachowcy. To jest wspaniałe. Świetnie się dogadujemy, nawzajem sobie pomagamy. Jeśli kiedyś dożyję emerytury, to i tak chciałbym dalej pracować.
Tak?
Chociażby na pół etatu. Potrzebowałbym tego, żeby dalej ludziom przekazywać wiedzę, spotykać się z dziećmi, nadal się rozwijać. Jest bardzo dużo ciekawych rzeczy w tej pracy. Zapraszam wszystkich do Planetarium, na wykłady, na seanse. Oferta cały czas jest wzbogacana. No i do tego jest jeszcze oczywiście Park Nauki, którego wcześniej nie było. Ekspozycja o astronomii czy geofizyce z niezwykle ciekawymi stanowiskami, gdzie można przeżyć np. trzęsienie ziemi albo poczuć na własnej skórze warunki, jakie panują w różnych strefach klimatycznych. Mamy jeszcze wieżę widokową, symulatory lotu w kosmos…
Chciałam jeszcze zapytać o pana bloga „Pogoda dla Śląska”. Kiedy pan zaczął go prowadzić?
W 2013 roku.
Czyli 10 lat minie w tym roku?
Tak, to będzie już 10 lat. Wcześniej publikowałem moje prognozy na prywatnym profilu na Facebooku, ale potem uczniowie mnie namówili, żebym założył fanpage na Facebooku „Prognoza pogody – Damian Dąbrowski”. No i tak wciąż liczba czytelników się powiększa, jak kula gradowa. Sam już nie wiem, skąd się ci ludzie jeszcze biorą (śmiech).
W całej Polsce pana czytają, choć ma pan przecież tylko „pogodę dla Śląska”.
Czytają głównie z województwa śląskiego, ale mam istotnie również czytelników w innych rejonach kraju. Jak przyszedłem do pracy w Planetarium okazało się, że mnie już prawie wszyscy znali, a ja nie znałem prawie nikogo. Taka dość zabawna sytuacja. Podobnie jest z uczniami i nauczycielami, którzy przyjeżdżają do mnie na warsztaty z różnych miast, nie tylko z woj. śląskiego.
To sympatyczne być rozpoznawalnym?
Zawsze się spotykam z miłymi reakcjami. Często mam sytuacje, że ludzie mnie rozpoznają, gdzieś na mieście, w galerii handlowej itp. Wczoraj np. w Katowicach jakiś młody mężczyzna około trzydziestki mnie zaczepił. Mówi: przepraszam, ale pan jest tak łudząco podobny do Damiana Dąbrowskiego. A ja na to: bo to ja. A on: Oj, jak super, jak ja się cieszę, że pana spotkałem na żywo. Takich sytuacji jest wiele i zawsze są bardzo sympatyczne.
A nie zaczepiają pana ludzie na ulicy, mówią: panie Damianie, jadę na urlop nad Bałtyk, jaka będzie pogoda?
Zaczepiają, tak, ale może nie tyle pytają o pogodę, lecz dziękują po prostu za prognozy. Nigdy się nie spotkałem z jakimiś nieprzyjemnymi sytuacjami.
Ile pan ma teraz odsłon miesięcznie swojego bloga?
Nawet nie sprawdzałem ostatnio, ale myślę, że codziennie wchodzi na stronę ok. 60-100 tysięcy ludzi. Powiem pani szczerze, że naprawdę nie mam pojęcia, czy to jest dużo, czy mało.
To jest bardzo dużo. Stał się pan influencerem pogodowym, jeżeli w ogóle jest takie określenie.
Nie spodziewałem się, że będę miał taką oglądalność i taką rzeszę czytelników, większą nawet, niż niektórzy politycy.
Jakby pan chciał startować do Senatu, to ja myślę, że nie miałby pan problemu z wygraną.
Miałem różne propozycje polityczne, nawet takie, bym startował na prezydenta miasta.
Świętochłowic?
Tak, ale nie zamierzam. W tę stronę nie idę, absolutnie. Tu mam swój świat nauki, pasji i tego się będę trzymał.
Czyli to pańskie influencerstwo wyszło przez przypadek?
Dokładnie tak. Nigdy nie miałem takich planów, by zaistnieć w mediach, nie miałem tzw. parcia na szkło. Jednak teraz w Planetarium, jednym z moich obowiązków jest również udzielanie wywiadów.
I dzięki panu Planetarium zyskuje też dodatkową rozpoznawalność.
Jeśli tak jest, to bardzo się z tego powodu cieszę.
Sam pan na to zapracował rzetelną, codzienną robotą.
Dziękuję, to miłe. Ta rozpoznawalność powoduje jednak, że gdy idę przez miasto, czuję się w pewnym sensie obserwowany. Zdarza się, że nawet nad morzem na plaży usłyszę: „Dzień dobry, panie Damianie”, albo na jakimś szczycie w Beskidach. Także nie wiem, czy gdzieś mogę się jeszcze czuć do końca swobodnie.
Przynajmniej są to sympatyczne spotkania.
Tak. Hejtu na szczęście generalnie nie doświadczam, choć czasami bywały jakieś pojedyncze ataki w Internecie ze strony fejkowych kont, ludzi bez twarzy, prawdopodobnie konkurencji. Są to jednak tylko incydenty.
Jakiej konkurencji?
Innych portali pogodowych. Być może trudno im się pogodzić z faktem, że mam więcej czytelników.
Pan też często zwraca na to uwagę, że te wszystkie portale pogodowe po prostu wszystko wyolbrzymiają, straszą ludzi.
Bo tak jest. Niemal każdy typ pogody to według nich anomalia, armagedon, sensacja itd. Jeśli ja zapowiadam, że spadnie 10 cm śniegu, to inni piszą, że spadnie 30 cm. Po co? Czy to ma być jakiś wyścig? Gdy ja zapowiadam porywy wiatru do 70 km na godzinę, to gdzie indziej czytamy, że będzie wichura, albo co gorsza CYKLON ponad 100 km/h. Ja trzymam swój poziom i nie mam zamiaru niepotrzebnie straszyć ludzi tylko po to, by weszli na moją stronę.
Ludzie wierzą w pana prognozy. Zawsze mówią, że po prostu się sprawdzają.
Wystarczy pisać prawdę. Gdy grozi nam silny wiatr, potężna ulewa, burza czy śnieżyca, to ja oczywiście robię ostrzeżenia, ale tylko wtedy, kiedy coś może nam rzeczywiście zagrażać.