Ze zbiorów D. Zarębskiej, repr. Jerzy Sz. Wieczorek
Grodźczanie w czasie procesji, około 1907 r.

Dariusz Majchrzak: Tożsamość zagłębiowska, czyli panna na wydaniu i jej absztyfikanci

Tożsamość zagłębiowska: na czym tak naprawdę polega i jaka jest jej kondycja? Rozpatrujemy jej genezę, przeszłość i teraźniejszość, mity i symbole.

Tożsamość zagłębiowska jest zjawiskiem stosunkowo młodym. I dużo zawdzięcza przyjezdnym. Sam termin „zagłębie” jako pojęcie czysto geologiczne powstał w XIX w. Wymyślił je przyjezdny, a konkretnie naczelnik kopalń Okręgu Zachodniego – Józef Patrycjusz Cieszkowski herbu Zerwikaptur (1798 – 1867). Z czasem termin ten zaczął żyć własnym życiem i w kolejnych dziesięcioleciach ewoluował do pojęcia o charakterze geograficznym. I tak na przełomie XIX i XX wieku na ulicach po obu stronach Brynicy swoją karierę rozpoczęło Zagłębie Dąbrowskie.

Określenie to szybko stało się popularne i zostało zaakceptowane przez różne grupy społeczne. Może dlatego, że tereny te wcześniej nie miały swojej nazwy poza miejscowościami, a samo określenie wydawało się praktyczne. Raz za sprawą występujących tu dużych pokładów węgla kamiennego, a po drugie dlatego, że Dąbrowa Górnicza odgrywała wówczas na tym obszarze kluczową rolę. No i w żaden sposób nie ingerowało to w życie mieszkańców. Dla carskich władz termin ten również nie był problemem. Nie stanowił manifestacji polskiej tożsamości. Nie był też językową próbą uniezależnienia się od Rosji. W okresie zaborów region ten, za sprawą Niemców, Francuzów i kilku Polaków stał się industrialnym sercem Królestwa Polskiego z jego tętnicami w postaci torów Drogi Warszawsko-Wiedeńskiej i Iwanogrodzko-Dąbrowskiej. W II Rzeczypospolitej i po drugiej wojnie światowej małopolski brzeg Brynicy był jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowych w kraju.

Polonofile w wielokulturowym regionie

Tożsamość zagłębiowska od samego początku nie miała łatwo. Narodziła się w okresie zaborów. A stało się to za sprawą pochodzących z różnych części Królestwa Polskiego robotników i robotnic, których połączyła świadomość wspólnego pochodzenia, miejsca pracy, problemów, a także wspólnej prozy życia. A autochtoni? Na początku XX wieku zostali zdominowani przez przyjezdnych. Najpierw liczebnie, a następnie politycznie. Nadal odgrywali swoje role, ale już drugoplanowe.

Opisywana tu tożsamość miała wybór; mogła być filorosyjska albo polonofilska. Wybór padł na drugi z wariantów. I też z czysto praktycznych względów, bo większość mieszkańców Zagłębia była Polakami. Do tego katolikami. Zaś wielokulturowość regionu nie skutkowała większymi zgrzytami na polu etnicznym czy religijnym. Przynajmniej do lat 30. XX w. Każde wyznanie miało swoje świątynie, cmentarze, rytuały, zasady moralne, problemy przyprawiające o ból głowy oraz dzieci. A te nie obchodziło, kto z nich modli się do tego czy innego boga i w jakim języku. Ważne było, kto ma piłkę i kto strzelił najwięcej bramek na kawałku utwardzonej ziemi, którą na potrzeby takich spotkań katolicy, żydzi, prawosławni i ewangelicy nazywali wspólnie mianem boiska.

Zawiercie rozwiedzione z Zagłębiem

Na kształtowanie się omawianej tu tożsamości bardziej niż zmiany granic państwowych miały wpływ korekty limesów administracyjnych. Efektem tego jest m.in. niekończący się od dwudziestolecia międzywojennego spór o wytyczenie granic Zagłębia. No może, oprócz tej jednej, którą jest rzeka Brynica. W roku 1866 powołano do życia powiat będziński. Nie wdając się w szczegóły twór ów sięgał od Modrzejowa po Poraj. I ów zasięg terytorialny, przed 1914 rokiem, zaczęto utożsamiać z granicami Zagłębia. W jego obrębie nie było wówczas Sławkowa, Olkusza czy Ogrodzieńca. Te miejscowości nigdy nie wzięły udziału w tworzeniu się zagłębiowskiej tożsamości, a współczesne próby adoptowania tych miast do niej to droga donikąd. W 1927 r. z budowania tożsamości małopolskiego brzegu Brynicy zostało wyłączone Zawiercie (wchodzące dotąd w skład powiatu będzińskiego) wraz miejscowościami, które stały się częścią nowopowstałego powiatu zawierciańskiego. Ta decyzja administracyjna, skądinąd mająca praktyczny sens, zakończyła wspólną identyfikację z jednym obszarem ograniczonym przez obowiązujące prawo granicami i oficjalną nazwą. To był rozwód. Nie separacja. Dlatego utożsamianie tych terenów z Zagłębiem (z całym szacunkiem dla ich mieszkańców i mieszkanek) uważam za nieudolne próby odwrócenia decyzji sprzed prawie wieku. Dlaczego podobnie nie było z Sosnowcem, który w 1928 r. opuścił powiat? Ponieważ ten rywalizował z Będzinem o prymat w regionie. I rywalizację tą wygrał. Dzisiaj przegrywa ją z Dąbrową Górniczą. I nic nie wskazuje na to, że cokolwiek może powstrzymać ten proces. Stolica Zagłębia Dąbrowskiego wraca do swoich korzeni.

Mentalność hermetycznych miasteczek

Druga wojna światowa i powojenne zawłaszczenie przez komunistów Zagłębia doprowadziły do zniszczenia tworzącej się od kilkudziesięciu lat tożsamości. Sprowadzono ją do roli przysłowiowego szyldu z nazwą, za którym nic się nie kryje.

Obecnie owa tożsamość próbuje wymyśleć się na nowo. I choć jak pisze prof. dr hab. Zbigniew Białas w swoim tekście dla portalu Ślązag: „tożsamość zagłębiowska (…) ma się, wbrew pozorom, całkiem dobrze” to zmaga się z ona z całym korowodem nowych zjawisk, wyzwań i przeciwności losu.

Cechą zagłębiowskiej tożsamości jest jej lokalność. Mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego, choć doskonale znają ten termin, najczęściej identyfikują się z miejscowością, gdzie się urodzili, wychowali, gdzie żyją/pracują niż z regionem. Często także nie mówi się na przykład o ważnych wydarzeniach kulturalnych w kontekście regionu tylko przede wszystkim miasta, którego dotyczą. I to pomimo tego, iż informacje o nich nierzadko budzą zainteresowanie poza granicami Zagłębia. Można odnieść wrażenie, że niezależnie czy to niewielki Będzin, czy duża Dąbrowa Górnicza lub Sosnowiec, nadal funkcjonuje tu mentalność małych, hermetycznych miasteczek, których świat i oddziaływanie tego co się w nich dzieje nierzadko zaczyna się i kończy w ich granicach.

W poszukiwaniu lokalnych mitologii

Innym zjawiskiem, które można dostrzec na małopolskim brzegu Brynicy jest, jak ja to nazywam, tworzenie lokalnych mitologii.

Dla Sosnowca są nią wydarzenia z 7 lutego 1863 roku. Mowa o powstaniu styczniowym i „bitwie o Sosnowiec”, która była de facto potyczką, co w żaden sposób nie umniejsza bohaterstwa ludzi, którzy wzięli w niej udział, ryzykując własnym życiem. Dlaczego więc mowa o „bitwie”. Nie było to przecież starcie na miarę Stoczka czy Igani w 1831 r. Odpowiedź jest prozaiczna. Po pierwsze, określenie „bitwa” od niepamiętnych czasów brzmi lepiej marketingowo i wizerunkowo, a po drugie określenia „bitwa” i „potyczka” były często bezkrytycznie używane zamiennie, wręcz traktowane jako synonimy. Od kilku lat, co roku, odbywa się inscenizacja tegoż wydarzenia, co jest ciekawą formą zainteresowania ludzi historią miasta. Innym wydarzeniem, współtworzącym opisywane tu zjawisko jest rok 1905 i masakra robotników pod hutą „Katarzyna”. W tworzącej się sosnowieckiej mitologii niewykorzystanym potencjałem jest powieść prof. dr hab. Zbigniewa Białasa pt. „Korzeniec”. Potencjalny, solidny fundament mitologii miasta został szybko zdegradowany do roli aktora nawet nie drugiego, a trzeciego planu.

W przypadku Dąbrowy Górniczej mamy do czynienia z tworzeniem narracji dotyczącej zbudowanej w latach 70. XX w. huty „Katowice”. Kilkanaście lat temu odsłonięto tam rondo imienia „Budowniczych huty Katowice”, a w Muzeum Miejskim „Sztygarka” miała miejsce wystawa poświęcona temu zakładowi. W 2023 roku ukazała się powieść cenionej, zagłębiowskiej pisarki – Anny Cieplak pt. „Ciało huty”, w której dąbrowski zakład odgrywa istotną rolę. W tym przypadku możemy mówić o mitologii o charakterze czasowym i ograniczonym zasięgu oddziaływania. Huta „Katowice” (nie rozprawiając o jej mylącej nazwie, do której wszyscy przywykli) to zakład, który pełnił ważną rolę w powojennym przemyśle tych terenów. Związane z nim czują się przede wszystkim osoby, które brały udział w jej budowie oraz byli pracownicy/pracownice i ich rodziny. Nikt więcej. Kiedy ci ludzie odejdą, ta mitologia zakończy swój żywot. Zwłaszcza, że z zakładem tym nie czują się związane kolejne pokolenia mieszkańców i mieszkanek regionu, które kojarzą dąbrowską hutę, ale nie postrzegają jej w kontekście czegoś ważnego, symbolu. Być może elementem tej mitologii w przyszłości stanie się kluczowy projekt miasta jakim jest Fabryka Pełna Życia. Niewykorzystanym wciąż potencjałem pozostają tu wykopaliska prowadzone przez dr. hab. Dariusza Rozmusa. Zarówno te zakończone w Łośniu jak i obecnie realizowane na Bukowej Górze.

Kultura zatracona w tańcu

Można także odnieść wrażenie, że Teatr Zagłębia w Sosnowcu i Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej, czyli dwie flagowe instytucje kulturalne regionu, choć mające ciekawe i wartościowe oferty dla mieszkańców i mieszkanek, są w narracji o Zagłębiu „zesłane” do drugoplanowej roli. Dlaczego kultura i sztuka nie mogą być, tak jak w Częstochowie (Teatr im. Adama Mickiewicza), pełnoprawnymi współtwórcami tożsamości?

Ta dziedzina życia w Zagłębiu od kilkudziesięciu lat przypomina młodą, piękną, charyzmatyczną kobietę, która zatraciła się w tańcu. A wokół niej krążą zadurzeni w niej absztyfikanci. Każdy z nich chce mieć ją na własność i jednocześnie marzy o odebraniu jej wolności. I każdy z nich co jakiś czas zadaje jej sztyletem swojego ego cios. Ów cios tnie delikatną skórę, okalecza ją, ale nie uśmierca kobiety, dla której taniec to pasja, emocje, uczucia, życie.

Herb jest, ale...

Od kilkunastu lat Zagłębie Dąbrowskie ma swój herb. To ważny symbol, którego bardzo brakowało. Coś, co łączyłoby mieszkańców z różnych dzielnic regionu. Dotąd rolę tę pełniło logo lokalnej drużyny piłkarskiej, której kibicom i kibickom należy się pokojowa nagroda Nobla za nieskończone pokłady wiary i cierpliwości w dyskusyjną skuteczność zawodników. Herb opracowało i spopularyzowało Forum Dla Zagłębia Dąbrowskiego (FDZD). Jest widoczny m.in. w przestrzeni cyfrowej oraz na tzw. witaczach ustawionych między Katowicami a Sosnowcem. Pomijając emocjonalną kłótnię o to co się nadaje na herb regionu i jałowe, akademickie dyskusje na temat kwestii heraldyki (polecam przyjrzeć się nie heraldyczności herbów niektórych miast nad Brynicą i Wisłą) to należy docenić odwagę i skuteczność FDZD. Organizacja ta zrobiła coś wyjątkowego. Stworzyła piękny, a także potrzebny symbol regionu ze swoją estetyką graficzną i odniesieniami do historii Zagłębia. Niestety nadal jest on słabo rozpowszechniony. I nie jest to wina jego twórców, ale samych mieszkańców i mieszkanek regionu. Wspomniana przeze mnie lokalność, ponowny proces tworzenia się tożsamości oraz brak społeczeństwa obywatelskiego na małopolskiej stronie Brynicy, powoduje, że jeszcze sporo wody popłynie korytem tej rzeki zanim ów herb zagości w każdej dzielnicy Zagłębia. Warto też pamiętać, że obecnie Zagłębie Dąbrowskie to nadal szyld bez pozytywnych wartości, zasad, etosu. To ważna lekcja do przepracowania.

Co młodzież wiedzieć powinna

Istotnym aspektem budowania tożsamości jest edukacja regionalna. Ta zaś powinna przyjmować różne formy. Od zwiedzania ważnych dla regionu miejsc z zabezpieczonym przez miasto/powiat/województwo bezpłatnym transportem, poprzez wizyty w bibliotekach i placówkach muzealnych, a skończywszy na publikacjach dostosowanych do różnego wieku osób (w wersji papierowej i cyfrowej) oraz dedykowanych tej dziedzinie aplikacjach, warsztatach i różnego rodzaju projektach angażujących młodzież. Owa młodzież jest niezwykle ważna, ponieważ to ona za chwilę będzie kreować narrację o tożsamości zagłębiowskiej. Odnoszę czasami wrażenie, że część osób zajmujących się różnymi aspektami kultury i historii regionu nie dostrzega tego lub nie chce dostrzegać. Może dlatego, że osoby, które niedawno osiągnęły pełnoletność kompletnie inaczej postrzegają wspomnianą kwestię tożsamości niż pokolenie ich rodziców czy dziadków. I nie ma w tym nic złego. To ewolucja. Ale bardzo ważne, aby do procesu edukacji wprowadzić elementarną wiedzę o regionie, zarówno na poziomie szkoły podstawowej jak i średniej. W rozmowie o zagłębiowskiej tożsamości nie dajemy głosu młodzieży. A to poważny błąd. Karygodne zaniedbanie.

Młodzież ucząca się w Zagłębiu powinna wiedzieć m.in., skąd wzięła się nazwa regionu, o co chodzi z jego granicami, jakie są jego symbole, miejsca i postacie z nim związane, a także czym była gwara zagłębiowska. Powinna również mieć możliwość poznania historii i kultury swojego sąsiada, czyli Górnego Śląska. To ważne dla wzajemnego zrozumienia i budowania mostów pomiędzy naszymi społecznościami.

Zagłębie a język śląski

Tożsamość regionalna to nie wyspa na bezkresnym oceanie. Ślązacy i Zagłębiacy powinni nawzajem się poznawać i próbować zrozumieć przeszłość i swój punkt widzenia na teraźniejszość. Obu regionów. Na razie jest z tym kiepsko. Jesteśmy jak mieszkańcy dwóch wysp. Wiemy o swoim istnieniu, odwiedzamy się, pracujemy na obu „wyspach”, ale tak naprawdę niewiele o sobie wiemy. Pomimo tak długiego sąsiedztwa. Słyszymy siebie, ale siebie nie słuchamy. To nadal są monologi, które mają incydentalnie stwarzać pozory dialogu. A niedobór i głód wiedzy na temat obu małych ojczyzn jest spory. Widzę to, prowadząc od kilku lat wraz nauczycielem-regionalistą Marcinem Melonem „śląsko-zagłębiowskie” warsztaty regionalne.

Uczennice i uczniowie powinni dostać od polskiego systemu edukacji narzędzia do kreowania własnego zdania na ten temat i współtworzenia tożsamości. Tylko tyle i aż tyle. Aby do tego doszło, potrzebna jest m.in. gruntowna reforma wspomnianego, toksycznie konserwatywnego systemu edukacji. Jego odbiurokratyzowanie, cyfryzacja, rewizja obowiązujących w statutach przepisów, likwidacja kuratoriów i centralnej komisji egzaminacyjnej, zmiana finansowania oświaty oraz całkowicie nowe spojrzenie na podstawy programowe, na których zmiany wpływ będą mieli wyłącznie nauczyciele/nauczycielki wykonujący swój zawód, a nie wykładowcy akademiccy.

Jednocześnie nie ma w tym nic złego, aby zarówno w Zagłębiu Dąbrowskim jak i na Górnym Śląsku dzieciaki uczyły się języka śląskiego. Oczywiście jeśli będzie to dopuszczalne przez obowiązujące prawo, w danej szkole będą chętni do uczenia się tego języka, a dyrekcja placówki znajdzie nauczycielkę/nauczyciela z odpowiednimi kwalifikacjami. Język śląski ma szanse pojawić się w rozkładach lekcji po obu stronach Brynicy i w arkuszach maturalnych. W przeciwieństwie do pięknej, melodyjnej gwary zagłębiowskiej, która odeszła wraz z autochtonami, dla których była ich językiem, sposobem wyrażania emocji, potrzeb, nadziei i trosk. Język śląski nie zagraża zagłębiowskiej tożsamości, tak jak nie zagrażają temu małżeństwa śląsko-zagłębiowskie. Co ciekawe, ów język przechowuje w sobie także słowa, które były wykorzystywane w gwarze zagłębiowskiej w XIX w. To most między dwiema społecznościami, który wciąż niewielu dostrzega. I na szczęście nie da się go spalić, choć niektórzy z uporem próbują to robić. A ci co kwestionują to, że śląski ma prawo zyskać status języka, odsyłam do słów znajomej, wykształconej Ślązaczki: „Czy matka uczy swoje dziecko gwary albo etnolektu? Ona uczy je od małego języka”.


Profesor Zbigniew Białas

Może Cię zainteresować:

Prof. Białas: Tożsamość zagłębiowska nie stoi w kontrze do śląskiej

Autor: Katarzyna Pachelska

11/03/2022

Adam gierek

Może Cię zainteresować:

Adam Gierek: Zagłębiacy nie mają kompleksu Śląska. Zresztą, my tu wszyscy jesteśmy krojcungami

Autor: Michał Wroński

10/03/2023

Kiepura Sosnowiec

Może Cię zainteresować:

Dialog przez Brynicę. Jak Zagłębie Dąbrowskie okradziono z historii i dlaczego najwięcej ciosów zebrało od Kazimierza Kutza?

Autor: Teresa Semik

19/11/2022