Czuje się pan bardziej Gorolem czy Ślązakiem?
Jestem Gorolem, taki richtig blank Gorol. Urodziłem się w Kielcach, a mieszkam teraz w Altreichu, w Sosnowcu. I choćby nie wiem co, zawsze już będę Gorolem. Czuje się jednak bardzo związany ze Śląskiem. Żyję tu już 38 lat. Mieszkałem w Chorzowie, później w Tychach. Moja żona pochodzi ze Śląska. Moje dzieci urodziły się w Chorzowie i w Tychach. Związany jestem emocjonalnie i pokochałem Śląsk.
Ale jednak Gorol.
Często mi zarzucają, że udaję Ślązaka. Odpowiadam, że nie. Jestem Gorol, ale poradza godać po śląsku i czuję śląskiego ducha. To jest tak jakby Polak pojechał do Anglii, nauczył się perfekt po angielsku i mu zarzucali, że jak mówi perfekt po angielsku, to udaje Anglika. Tak jest ze mną. Zawsze będę Gorolem, ale lubię godać po śląsku i podobno nieźle mi to wychodzi.
Jak to się stało, że znalazł się pan na Górnym Śląsku?
Pierwszy raz przyjechałem na Śląsk z wycieczką szkolną. Byliśmy w Chorzowie, w Parku Kultury, w zoo i Elką się przejechaliśmy. Po prostu szkolna wycieczka. Druga moja wizyta to bardziej ciekawa historia. Bardzo chciałem mieć narty, ale w Kielcach w czasie komuny do sklepu przychodziła tylko raz w roku dostawa nart. Okazało się, że nasza sąsiadka, pani Zającowa, pochodziła z Chorzowa i „miała dostęp” do sklepu sportowego, gdzie narty można było łatwiej kupić. I pojechaliśmy tam z nią.
Narty udało się kupić?
Już na mnie czekały. Poszliśmy też na obiad do matki naszej sąsiadki. Pierwszy raz jadłem takie dobre rzeczy. Zafascynowała mnie też rodzinna atmosfera. Wtedy pierwszy raz usłyszałem jak nasza sąsiadka mówi całkiem innym językiem. Z polszczyzny, którą posługiwała się w Kielcach, przestawiła się na śląski. Byłem tym zafascynowany.
Jakie były dalsze kontakty ze Śląskiem i ślonskom godkom?
Śpiewałem na różnych festiwalach i jedną z nagród było nagranie z orkiestrą rozrywkową Jerzego Miliana w Katowicach. Wtedy się nasłuchałem tej ślonskiej godki i wkręciłem się w to. W orkiestrze był m.in. znakomity pianista Romuald Gizdoń i jak on opowiadał śląskie wice, to niewiele z tego rozumiejąc, leżałem i umierałem ze śmiechu. Wtedy byłem już pod wrażeniem ślonski godki.
Nie był to jednak ten moment, kiedy został pan na Śląsku na stałe?
Po finale festiwalu w Zielonej Górze, gdzie grała orkiestra Miliana, dostałem propozycję angażu do nowo powstałego Teatru Rozrywki w Chorzowie. Przyjechałem w 1986 roku, tylko na rok. No i zostało mi tak na całe życie. Związałem się ze Śląskiem.
Jakie były te początki na Śląsku?
Dla mnie wszystko tu było odkrywcze. To było dla mnie fascynujące, że ten region jest inny. Różni się wszystkim – m.in. historią, a do tego ta ślonsko godka. Bardzo mnie to kręciło. Jak przyjechałem do domu po dwóch tygodniach, to już próbowałem godać po śląsku i już miałem „odpowiedni” akcent. Wszyscy się dziwili. Byłem zachwycony wszystkim – odmiennością języka, obrzędów, obyczajów, jedzenia. To było niesamowite.
Postanowił pan zostać na stałe?
Najpierw był teatr, a potem była miłość. Zakochałem się w mojej Bogusi, która pochodzi z Bierunia Starego. Ożeniłem się, dzieci się urodziły i zamiast na rok zostałem na całe życie. Kilkanaście lat mieszkałem na Śląsku, a teraz mieszkam w Zagłębiu. Ciągle jestem ze Śląskiem związany, bo tu cały czas pracuję.
Zaraz po przyjeździe zaczął się pan uczyć śląskiego?
Tak. Wtedy się jeszcze inaczej godało, mnóstwo ausdruków się używało. Chodziłem po ulicach, słuchałem i zapisywałem.
Jakie były te początki?
Po paru tygodniach na Śląsku po zajęciach z akrobatyki poszliśmy na piwo do jednego z barów w Chorzowie. Nie wiedziałem wtedy, że są jakieś animozje pomiędzy Ślązakami i Gorolami, bo w teatrze tego nie było. I w tym barze pełnym ludzi powiedziałem głośno: Jestem z Kielc i chcę się nauczyć gadać po waszemu.
I jaka była reakcja?
Nagle zrobiła się grobowa cisza i wszyscy patrzą na mnie – czy to jakiś samobójca się odzywa, czy nienormalny. Koledzy mnie wyprowadzili, a reszta przepraszała i pokazała, że „mom ipi”. I dopiero wtedy się dowiedziałem, że na Śląsku trudno być Gorolem, na co wpływ miała m.in. pogmatwana historia tego regionu.
Początki były więc ciężkie.
Miałem wpadkę na obiedzie u przyszłych teściów. Nie potrafiłem zapamiętać, że rolada, to rolada i cały czas powtarzałem, że pyszny jest ten zraz.
Jednak się pan nie poddawał.
Uczyłem się. Zrobiłem sobie taki słowniczek, w którym zapisywałem różne ausdruki. Miałem też szczęście do fajnych nauczycieli, m.in. Zdzisława Ogosa, inspicjenta z Teatru Rozrywki, który mi bardzo dużo powiadał i podsuwał różne książki o Śląsku. Później poznawałem wielu innych ciekawych ludzi. Dużo mi dała znajomość z Michałem Smolorzem i wiele mu zawdzięczam. Poza teatrem występowałem też na estradzie i tak poznałem Kabaret Rak. Moim kolejnym nauczycielem i mentorem został wkrótce Marian Makula.
W końcu przyszedł moment, że nie brali już pana za Gorola.
Parę razy tak było. Gdy występowałem w kabarecie z Marianem Makulą, to po występie przyszedł do garderoby jeden z widzów i stwierdził: Wyście som Gorole, taki richtig Ślonzok to jest ino pan Niebudek. Kiedyś też przyszli młodzi chłopcy i mówią: Momy halba i muszymy się z panem Niebudkiem napić, bo to jedyn richtig Ślonzok. Wtedy wyciągnąłem dowód, w którym było miejsce urodzenie: Kielce, a zamieszkania: Sosnowiec. Oni zdębieli.
Były też śląskie programy w telewizji. Teraz jest pan narratorem w radiowym serialu kryminalnym "Gańba" w śląskim Radiu Piekary.
Wygrałem casting na prowadzenie programu po śląsku. To jest taki, jakby Polak wygrał casting na prowadzenie programu po angielsku, w angielskiej telewizji. To jest dla mnie powód do dumy. Pamiętam, jak po jakiś dwóch miesiącach wezwał mnie szef i pyta czy to jest prawda, że nie jestem Ślązakiem. Odpowiedziałem, że urodziłem się w Kielcach, a on na to, że na bank muszę mieć wobec tego jakiś śląskich przodków.
Ludzie nie mogli uwierzyć?
Nie mogli uwierzyć, że się nauczyłem ślonskiej godki. Nauczyłem się, bo miałem pasję i miłość do tego języka i chciałem się nauczyć. Choć początki łatwe nie były. Robiłem błędy i wielu Ślązaków mi powtarzało, żebym nie kaleczył tej godki.
Ta pasja do ślonskiej godki przełożyła się też na większe możliwości zawodowe?
Był taki czas szczególnie w kabarecie. Grałem też spektakle po śląsku. Nagrywałem po śląsku wiele materiałów, m.in. audiobook „Terminatora” po śląsku. Teraz w spektaklu „Mąż mojej żony” gram Ślązaka, który mieszka w Niemczech.
Można powiedzieć, że niejeden rodowity Ślązak jest mniej śląski niż Gorol Niebudek.
Myślę, że mam w życiu misję budowania pomostów między Śląskiem a resztą Polski. Tłumaczenia Śląska tam i na odwrót. To jak bycie ambasadorem Śląska w Polsce i Polski na Śląsku! Zrozumienie i poznanie siebie wzajemnie, to jest klucz do porozumienia i pozbycia się uprzedzeń, stereotypów i lęków. Powinniśmy się wzajemnie szanować i polubić ponad różnicami. Możemy się pięknie różnić i to stanowi bogactwo naszego kraju.
Może Cię zainteresować:
Adam Bodnar: Państwo będzie musiało dbać o to, aby język śląski utrzymać dla przyszłych pokoleń
Może Cię zainteresować: