Ta, moim zdaniem, najlepsza książka o przedwojennym polskim Śląsku ukazała się w 1937 roku. Autorką „Zdrady Heńka Kubisza” była Halina Krahelska, zaangażowana w rozwój ochrony pracy w II RP, autorka wielu raportów na temat pracy kobiet czy młodocianych. Krahelska podała nawet źródła na których oparła swą powieść, w tym „osobiste wywiady na Śląsku w miastach i wsiach, dokonane w latach 1934-1937”.
Gdy tylko ci na górze...
Młody bohater książki, Heniek Kubisz, wyrasta w górniczej rodzinie, zaangażowanej w powstania śląskie. Już wtedy zapowiadało się, że drogi przywódców i mas powstańczych szybko rozejdą się. „Jak już będzie po wszystkim, górą, no to ten pierwszy nas nie będzie nas znał” – wypsnęło się kiedyś ojcu bohatera na widok jednego z polskich konspiratorów. Nie mylił się.
Stryj Heńka, „Ernest naraził się nawet władzom powstańczym i zwano go warchołem, anarchistą, bo głośno wydziwiał na taki rezultat powstań, krytykował różne posunięcia kierownictwa ruchu powstańczego i wprost nie umiał żyć zwykłym życiem”. Powstania się skończyły, roboty nie było, a stery przemysłu w rękach tych, co wcześniej.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: O co właściwie 100 lat temu walczyli powstańcy śląscy?
Co można kobiecie?
Wiele miejsca Krahelska poświęca sytuacji śląskich kobiet. Opisuje skutki ustawy celibatowej, zmuszającej nauczycielki na Śląsku do celibatu, pod którą podpadła kuzynka bohatera – pod czujnym okiem farorza.
Farorze przymykali jednak oko na „Medelhojz” w Bielsku, dom noclegowy dla młodych robotnic, które nie miały jak wrócić pod Żywiec czy Wadowic po robocie. „Tak to już jest w tym fabrycznym życiu. Taki urzędnik lub inżynier, to przez stróża przekaże tej lub owej dziewuszce, żeby się dobrze umyła po pracy; przyjdzie”. Tereska, związana z Heńkiem, tłumaczyła: „Co się matce zdaje? Że może tak, jak dama, wybierać, odmówić, albo co jeszcze? Wszystko brednie. Za bramę pójdzie taka, co nie będzie chciała się zgodzić, jak temu na miłość się zbierze”. Sama Tereska doświadczyła konsekwencji tego.
„Lekarz siedział chwilę. Widząc jej twarz przy poruszaniu nóg i brzucha, zaryzykował od razu: - E, to po co było wołać? Pewno pani robiła sobie poronienie? (…) - Tak, panie doktorze. Prośba taka, aby pan doktor potwierdził mi jakąś chorobę – dla fabryki”. (swoją drogą, kwestia aborcji na międzywojennym Śląsku jest jakimś tabu, a było to powszechne zjawisko).
Co pozostało z wielkich spraw?
Najbardziej bohatera oburzało jednak rozpanoszenie się byłych towarzyszy powstańczych. Swojemu ojcu wyrzucił: „Ojcze, nie będziemy już więcej tam chodzić, dokuczać im naszymi twarzami. Tam mają takich twarzy dosyć. Przyszło życie, zrobili się inni, w innym życiu. A z tamtych waszych wielkich, ogniowych spraw, co pozostało w nich? Pozostały im pewno takie ich pamiątki, czapki, pasy...” Bo do tych pamiątek, defilad i drobnych apanaży – za cenę zupełnego podporządkowania sanacyjnej władzy, sprowadzony został ruch powstańczy.
Znakomity jest opis niejakiego Zygmunta – avatara Grażyńskiego, udzielnego władcy sanacyjnego Śląska. „Proletariat górniczy, jako proletariat, był mu zawsze i dawniej obcy. (…) Nie potrzebował więc teraz robić ze swym sumieniem żadnych zasadniczych kompromisów: to inni w przygotowaniach do powstań, do plebiscytu potrącali dawniej umiejętnie o struny klasowego ucisku, to inni mistrzowsko wgryzali się w mechanizm ekonomiczny, społeczny, psychologiczny tej poniewierki i grając na tych krwią tętniących krzywdach, umieli rzucać do szeregów powstańczych ogromne zastępy ludu”. A to Zygmunt miał potem na Śląsku swoją sieć powiązań, interesów, to on rozdawał stanowiska, pociągał za sznurki władzy, tym bardziej, że jego zdaniem „niezaprzeczalnym, bezkonkurencyjnym wodzem tej ziemi mógł się stać tylko on sam”.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: Znamy dwie wersje historii Śląska. Spróbujmy wskazać tę prawdziwą
Dylematy gnębiły jednak tylko nielicznych byłych przywódców chłopców z powstania. „Szliśmy do nich, my w wytartych paletkach, kiepsko zelowanych butach, do nich, nie najgorzej zarabiających robotników... Wołaliśmy ich ze sobą! Poszli! Po tylu latach my - w drogich futrach, limuzynach, w kryształach i marmurach - oni, wyniszczeni, świętówki, nędza, wręcz głód, bezrobocie, żółte, czarne z biedy wsie i miasta, osady". Ale ten były radykał, opisywany przez Krahelską, odpowiadał teraz za redukcje, zwalnianie robotników, wielu byłych towarzyszy powstańczych walk. Miał dylematy, ale łatwo je tłumaczył: „Czy godziłbym się na taka zbrodnie, aby skazywać pareset ludzi z rodzinami na głód, rozpacz, gdyby to nie było konieczne?” Konieczne...
Kataklizm bezrobocia
Głód i rozpacz przyszły z wielkim kryzysem. Bezrobotny już od czterech lat Paweł przyszedł z małą córką do znajomego komisarza policji, żeby „z dobroci swej dał mi ją gdzie do takiego zakładu dla dzieci, co to bywa poprawczy, czy wychowawczy” - bo nie miał już jak jej utrzymać. Nie udało się, bo za zakład opiekuńczy też trzeba było zapłacić. Dwie córki Pawła, by przeżyć, założyły swoistą spółdzielnię prostytutek.
Krahelska przypomina falę bandytyzmu czy samobójstw czasów kryzysu. Jeden z bezrobotnych: „Ja wychowany byłem przez rodziców w poszanowaniu przykazań boskich, a pierwsze z nich, nie kradnij. To teraz ja sam, jak tylko się ściemni, a nie ma czym podpalić w piecu, dzieci wysyłam na zwiady, u jakiego sąsiada jaka żerdź w ogrodzie sterczy... na opał dla nas”.
Autorka podaje jednak też przykłady solidarności między bezrobotnymi, gdy ci, co robotę mieli pomagali tym jej pozbawionym. Mniej solidarności ukazywała tej ze strony elit: „Myślisz, że to łatwo wywalczyć taką rzecz na Śląsku, ten sześciogodzinny dzień pracy? Trzeba sobie cały kapitał śląskich narazić: śląski: to czytaj, prócz polskiego, niemiecki, francuski, belgijki, żydowski... No więc do takiego bohaterstwa, żeby sobie stosunki psuć z kapitałem, z wielkimi dyrektorami, radami nadzorczymi, gdzie pełno naszych książąt i hrabiów i różnych wielkich panów siedzi – do takiego bohaterstwa niewielu zdolnych. Łatwiej jest w słowach współczuć, obiecywać, a prawdziwie – to dbać o niedużą gromadkę swoich najpewniejszych zwolenników, o taką własną swoją klakę”.
Na bazie kryzysu rosły wpływy hitlerowskie wśród rozgoryczonego ludu. Stryj Ernst mówił do Heńka: „Władze nasze w końcu pozamykają te hitlerowskie komórki. Ludzi niewinnych, tylko głupich, siła do więzienia polskiego wtedy trafi... Za co? Za głupotę, za nędzę, za te wieczne nadzieje”. I sam Heniek wpadnie w te kręgi. To będzie ta jego zdrada.
Obserwując jeden z przemarszów byłych powstańców wuj Ernest gorzko rzucił: „Niedobrze, bracie, niedobrześmy pilnowali naszych spraw...”
Ludzkie historie
Halina Krachelska została podczas wojny zadenuncjowana przez „nieznanych sprawców”, prawdopodobnie polskich narodowców, i trafiła do obozu w Ravensbrück, gdzie już nie doczekała wyzwolenia. Jej, jak i pozostałym słynnym Krahelskim (Wandzie – „terrorystce” PPS z 1905 czy Krystynie, która posłużyła za wzór warszawskiej Syreny) Olga Gitkiewicz poświęciła niedawno swój reportaż „Krahelska, Krahelskie”.
Wróćmy jednak do naszej śląskiej książki. Po 1945 roku ukazało się kilka wydań „Zdrady Heńka Kubisza” Haliny Krahelskiej, m.in. nakładem wydawnictwa Śląsk. W sprawie walorów literackich nie wypowiadam się, ale dla tych chcących wyczuć dawny klimat polskiego Śląska rzecz obowiązkowa. Wesołych Świąt – także przy lekturze.
Może Cię zainteresować: