Przed wojną miejscowa inteligencja czuła się jednak związana przede wszystkim ze swoimi stolicami: Warszawą czy Berlinem, wobec których odczuwała – jako mieszkańcy kresów, pewien kompleks. Regionalizm, choć modny, ustępował wobec poczucia narodowego. A przede wszystkim tej śląskiej inteligencji nie było za dużo, stąd jej napływ z innych regionów, zwłaszcza na polskim Śląsku.
Nasi nobliści
Często chwalimy się, że aż jedenastu noblistów było Ślązakami. Racja, tyle że tylko czterech z nich pochodziło z Górnego Śląska (Kurt Alder, Konrad Bloch, Maria Göppert-Mayer, Otto Stern). Wszyscy oczywiście wywodzili się z lepiej sytuowanych rodzin. Bo to pieniądze i liczebność tych bogatszych warstw społecznych wpływała na liczbę osób kończących studia.
Struktura społeczna przemysłowego Śląska z ogromną dominacją ludności robotniczej nie sprzyjała tworzeniu rodzimej inteligencji z prostej przyczyny: jej niska pozycja ekonomiczna i społeczna nie pozwalała zdobyć wykształcenia. Wejście w czasach pruskich w szeregi inteligencji wiązać musiało się ze związaniem ze światem niemieckiej kultury. Między bajki jednak można włożyć opowieści o tym, że górnicy nie wysyłali synów do szkół, bo nie chcieli aby się zgermanizowali. Chodziło raczej o aspekt ekonomiczny, ale i o dominację tradycji utrzymania zawodu (a czasem i presji pracodawcy). Oczywiście głównym ośrodkiem akademickim Ślązaków był Wrocław, a 90% studentów tamtejszego uniwersytetu pochodziło właśnie ze Śląska i z prowincji poznańskiej.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: O co właściwie 100 lat temu walczyli powstańcy śląscy?
Szkoła, gimnazjum, uniwersytet
Niewątpliwym plusem dla Ślązaków był rozwój szkolnictwa podstawowego, niezbędnego w nowoczesnym społeczeństwie (potrzeby przemysłu, armii...). W 1888 r. całkowicie zniesiono czesne w szkołach ludowych w Prusach. Nauczyciele tych szkół na przełomie wieków zarabiali dwa razy tyle co robotnicy, ale o wiele gorzej mieli na wsi, gdzie musieli sobie dorabiać np. funkcją organisty czy kościelnego. Pod koniec XIX wieku szkolnictwo elementarne w regionie wciąż pozostawało daleko w tyle za innymi częściami Prus (rzadka sieć szkół, duże zagęszczenie sal lekcyjnych, mało nauczycieli), choć oczywiście było lepiej od Kongresówki czy Galicji.
Warstwę inteligencji tworzyło jednak szkolnictwo co najmniej średnie. Na tym poziomie w Prusach działały gimnazja klasyczne, gdzie rdzeniem nauczania była greka i łacina, oraz gimnazja realne, już bardziej dostosowane pod względem przedmiotów do kapitalistycznej rzeczywistości. Jak jednak pisze prof. Dariusz Łukasiewicz, te gimnazja nie były jak teraz masowym etapem kształcenia między szkołą podstawową a studiami, ale typem szkoły kształcącej elity państwa pruskiego. „Głównym celem edukacji było wpojenie uczniom akceptacji i zaufania dla obowiązującej hierarchii i dla istniejącego porządku politycznego, społecznego i kulturowego”. Były to placówki obejmujące młodzież w wieku 10-18 lat z wysokim czesnym, wykluczającym mniej zamożnych rodziców. Brak, albo słabszy kapitał kulturowy sprawiał, że trudno je było skończyć, toteż przed 1914 r. do matury dochodziła czasem tylko jedna czwarta uczniów.
Uniwersytety pruskie, a zwłaszcza Berliński, na przełomie XIX i XX były wzorem uprawiania nauki dla całego świata. Niemcy miały najwyższy po Austrii odsetek studentów na świecie. W Prusach dokonywano wraz z rozwojem nauki ogromnej liczby odkryć, co przynosiło krajowi liczne nagrody Nobla (co widać i po śląskich noblistach). Od 1908 r. na uniwersytetach pojawiły się też kobiety.
Nastawienie naszego regionu na przemysł sprawiało, że inteligencja nietechniczna nie miała tu wielkiego pola do popisu. Z punktu widzenia Śląska warto więc zwrócić uwagę, że pierwsza politechnika niemiecka powstała już w 1825 r. w Karlsruhe, a potem szybko się rozwijała ich sieć włącznie z tzw. Wyższymi Szkołami Technicznymi. W 1910 r. taką szkołę otwarto we Wrocławiu, ale miały być także w Bydgoszczy czy Elblągu. Niestety, Górny Śląsk się tego nie doczekał.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: Autonomiczny Śląsk dbał o pracowników budżetówki? Najlepiej mieli księża
Dla kogo wykształcenie?
Do I wojny światowej 15-17% pruskich studentów stanowiły dzieci urzędników z wykształceniem akademickim, wyższych nauczycieli i duchownych (oczywiście ewangelickich), 21-27% synowie średnich i niższych urzędników, w tym nauczycieli szkół ludowych, 10% dzieci bogatszych rolników, 33-37% kupców i rzemieślników, 5% reprezentantów wolnych zawodów, 4% dzieci pracowników biurowych, a tylko 0,3-0,6% robotników. I tak było w całych Niemczech. A więc to nie obawy przed germanizacją, czy antypolskie represje powstrzymywały napływ Ślązaków na uczelnie, ale ich kiepski status materialny. Skoro grupy społeczne dominujące w 90% wśród studentów stanowiły małą część mieszkańców przemysłowego Śląska, to logiczne, że nie mogło być zbyt wielu inteligentów rodzimego pochodzenia. Najpewniejszym i najtańszym sposobem awansu społecznego dla uboższych warstw była więc kariera duchownego.
Warto przytoczyć tu kilka innych liczb. W roku akademickim 1907/1908 r. liczba studentów deklarujących polską narodowość na niemieckich uczelniach przedstawiała się następująco z podziałem na regiony: Wielkie Księstwo Poznańskie – 446, Pomorze – 127, Górny Śląsk (w tym część austriacka) – 44. Jako ciekawostkę, można dodać, że na Uniwersytecie Jagiellońskim w jeszcze austriackim Krakowie studiowało tylko kilku, kilkunastu studentów ze Śląska. Oczywiście oni także musieli się wywodzić raczej z bogatszych warstw społeczeństwa.
Furtka do kariery
O nikłej liczbie Ślązaków polskiej opcji z wyższym wykształceniem świadczą późniejsze wydarzenia. W zjeździe założycielskim propolskiego Śląskiego Związku Akademików w 1919 roku, skupiającego ludzi z wyższym wykształceniem, wzięło udział 110 osób, z czego większość stanowili księża. W tym roku w Bytomiu powstało także Towarzystwo Górników i Hutników Ziem Polskich dotychczasowego zaboru Pruskiego, mające skupiać rodzimą kadrę inżynierską. Tyle, że skupiało ono 9, a potem 16 osób. I nie dziwota, gdyż w 1911 roku na 91 polskich Ślązaków studiujących w Niemczech, tylko dwie osoby wybrały politechnikę.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: Znamy dwie wersje historii Śląska. Spróbujmy wskazać tę prawdziwą
Potem nie było o wiele lepiej. W okresie międzywojennym Akademię Górniczą w Krakowie ukończyła setka Cieszyniaków, ale zaledwie kilkanaście osób pochodzących z dawnego pruskiego Śląska. Były jednak i zmiany: w 1928 r. powołano Instytut Pedagogiczny w Katowicach, rok później Śląskie Konserwatorium Muzyczne, a w 1936 r. Wyższe Studium Nauk Społeczno-Gospodarczych. Ewenementem jednak już na skalę Polski było to, że według „Polski Zachodniej”, w 1931 roku na 300 studiujących Górnoślązaków, aż 250 miało pochodzić z rodzin robotniczych i chłopskich (nawet uwzględniając sanacyjną propagandę, pojawił się taki trend). Oczywiście wybierali oni tańsze kierunki, stąd raczej nie kształcili się na inżynierów czy lekarzy. Po niemieckiej stronie Śląska również nieco się poprawiło - w Republice Weimarskiej liczba studiujących dzieci robotników wzrosła do... 3%.
Niemniej właśnie wtedy zaczęła się otwierać powoli furtka do wykształcenia dla większości społeczeństwa. A wraz z nią szanse na awans społeczny. Dopiero demokratyzacja i upowszechnienie wyższych szczebli szkolnictwa sprawiły, że mogła pojawić się większa grupa śląskiej inteligencji.
Może Cię zainteresować: