Górnictwo stworzyło Górny Śląsk, który bez niego nie rozwinąłby się w przemysłowy region, nie dziwi więc, że górnicy odcisnęli piętno na jego historii. Specyfika tej pracy sprawiała, że wykształcił się odrębny świat górniczej społeczności. Warto oddać głos jej przedstawicielom.
Podziemny świat
Socjolog Józef Chałasiński we wstępie do „Życiorysów górników” podkreślał, że wśród górników panuje „podświadome może przekonanie, że w kopalni podczas pracy, a przede wszystkim podczas grożącego niebezpieczeństwa, nie ma już wśród nich ludzi różniących się między sobą pochodzeniem, przekonaniami politycznymi czy religijnymi, wykształceniem lub czymkolwiek innym jak na powierzchni”.
Banalna sprawa: pracujesz na roli i jak zawalisz, tylko ty ponosisz konsekwencje. W przemyśle, a tym bardziej w górnictwie już tak nie jest – zawalisz, to zginą też twoi koledzy. To rodzi konieczność solidarności i współodpowiedzialności za siebie i innych. Nie dziwi więc, że górnicy zawsze byli licznie reprezentowani w związkach zawodowych czy partiach robotniczych. No i lepiej potrafili się zorganizować podczas strajków.
Co więcej, górnicy musieli sporo czytać. No bo z regulaminu Spółki Brackiej trzeba było się dowiedzieć, co się należy w sprawie wypadku – a to nie są łatwe lektury. Jeszcze przed pierwszą wojną światową górnicy przynosili jedzenie owinięte w gazety – które w przerwach czytano i o nich dyskutowano w przodkach.
A jak to z religijnością? Wiadomo, że zwłaszcza, jak nie było aparatów ucieczkowych pozostawała wiara w świętą Barbarę (i Skarbnika). W końcu praca pod ziemią nie jest naturalnym losem człowieka. Jednak już choćby w końcu XIX wieku na austriackim Śląsku katolicka prasa skarżyła się, że hawierze coraz mocniej występują przeciwko księżom, a nawet w wyborach głosują na swych kolegów, a nie na proboszcza.
Każda władza starała się więc podlizywać górnikom, bo wiedziała, że to konkretna siła. I to z tradycjami.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: Śląska pandemia, czyli jak górników zdziesiątkowała cholera
Co jednak wiemy o współczesnych, a i dawnych górnikach, gdy maleje liczba wykonujących tą profesję, a i obserwujemy ich często przez medialne klisze (żałoba przy tragediach, oskarżanie przy strajkach), albo zakorzenione stereotypy. Z tej perspektywy niesamowite wrażenie robią wspomnienia samych górników, zbierane w ciągu ostatniego wieku.
Historia prostego życia
"Życiorys musi mieć najmniej 300 stronic wielkości zwykłej ćwiartki papieru, im więcej, tem prawdopodobniejsza nagroda. Może być pisany w języku polskim lub niemieckim. Kto nie umie pisać, może dyktować komuś innemu. Błędy gramatyczne, zły styl, brzydkie pismo wcale nie przeszkadzają w uzyskaniu nagrody. Nie trzeba sobie wyobrażać, że napisanie historji własnego życia jest rzeczą bardzo trudną i że wymaga wykształcenia. Przeciwnie, najsławniejsze i najlepsze życiorysy były pisane przez ludzi bez wykształcenia szkolnego, przez robotników. Chodzi tylko o to, aby szczerze, prawdziwie i szczegółowo opisać całe swoje życie od dzieciństwa, aż do chwili obecnej" - taki konkurs w 1934 roku ogłosił Instytut Socjologii z Poznania.
Na konkurs napłynęło 206 życiorysów, a piszących było wielu górników. Jeden z nich zwyciężył - Władysław Kucharczyk napisał wspomnienia na aż 700 stron. Niestety, nie wiadomo nawet w jakich okolicznościach te życiorysy zaginęły.
Górnik pierwszym robotnikiem...
„Historię tworzą ludzie. (…) Człowiek twórca historii jest równocześnie jej najbardziej skomplikowanym wytworem. Dlatego historia jest biografią człowieka i dlatego biografia jednostki ludzkiej jest częścią historii” - tak pisał profesor Józef Chałasiński we wstępie do wspomnianych „Życiorysów górników”, wydanych w 1949 roku. To wybór z prac nadesłanych na konkurs ogłoszony dwa lata wcześniej przez Związek Zawodowy Górników, na który nadeszło 115 życiorysów. Warunek uczestnictwa? Co najmniej 25 lat pracy fizycznej w górnictwie. Robert Paluch ze Świętochłowic pisał do komisji konkursowej: „Proszę nie brać uwagi na pisanie lub błędy, ponieważ 65 rok życia – już ręka ciężka do pisania od pracy i jeszcze nadal pracuję w szybach”. Wstęp do wyboru napisał Gustaw Morcinek, a uwagi socjologiczne właśnie Chałasiński.
Ze wspomnień przebija poczucie godności. Urban Malicki ze Świętochłowic pisał: „Górnictwo podobało mi się z tego, iż górnik to jest pierwszym robotnikiem na świecie. Żeby nie górnik, toby żadna fabryka ni żadna kolej nie mogła istnieć, dlatego mam zaszczyt, żem jest górnikiem”. Wtórował mu Tomasz Wojciechowski z Szopienic: „Dlatego obrałem sobie zawód górniczy, że mój ojciec mówił, że stan górnika przewyższa wszystkie inne zawody. Przekonałem się podczas mojej długiej pracy w podziemiach, że panuje pomiędzy bracią górniczą koleżeństwo, braterstwo, a wreszcie niebezpieczeństwo – naraża górnik swoje życie za kolegę”.
Nowicjusz w kopalni
Na zawsze zostawał w pamięci pierwszy dzień pracy w kopalni. Tomasz Rybok wspominał: „Ja, będąc po raz pierwszy na kopalni 9 grudnia 1895 roku, a więc w ziemi, obleczony w ciepłe ubranie, przydzielony zostałem jako pomocnik ładowacza (szleper), gdzie trzeba było wynosić węgiel w nieckach, tak, jak na jaką budowę, po dwa razy 6-metrowych balach do góry i to bez powietrza. Głowa tak bolała, a za każdym wózkiem naładowanym powąchaliśmy sobie salmiaku z butelki, którą którą mój szleper nosił codziennie z sobą. Pracowało się po 10 godzin. Tak pracowałem dziennie przez trzy lata”.
Podobny konkurs został ogłoszony w 1956 roku, ale niestety jego plon nie został ogłoszony drukiem, za to wykorzystano te wspomnienia w książce „Zarys kultury robotniczej” Józefa Ligęzy i Marii Żywirskiej. Autorzy cytują jednego z górników, tłumaczącego nowicjuszowi na kopalni: „Poczkaj, poczkaj synku, nie roz se pobeczysz choćby ze strachu. Ale nic se z tego nie rób, synek: tak to już na tym dole jest. A jak się tu z nami wzwyczniesz, to ci nigdzie nie będzie lepiej”.
Wyrwani z innego świata
W 1967 roku Wydawnictwo „Śląsk” ogłosiło kolejny konkurs na życiorysy górników, tym razem bez ograniczenia wieku, ani zastrzeżenia, że mogą w nim brać udział tylko górnicy pracujący fizycznie w kopalniach. Spośród kilkuset prac wybrano 29 wspomnień, które zamieszczono w publikacji „Pamiętniki górników”, wydanej w 1973 roku. Ich autorzy urodzili się między 1887 a 1901 rokiem.
Tu pojawiały się już nowe doświadczenia. Jeden z pamiętnikarzy, wywodzący się z białostockiej wsi, pisał: „Kto zaraził się 'bakcylem' pracy w kopalni, temu trudno tę pracę porzucić. Jedno mnie tylko denerwowało w tym czasie, a mianowicie samo zachowanie się załogi. Tu także przeważająca część załogi to ludzie ze wsi. Wyrwani z odmiennego otoczenia różnych środowisk. Brak im było wdrożonej dyscypliny, która musi obowiązywać każdego górnika. Od tego, jak górnik będzie przestrzegał przepisów, zależy jego bezpieczeństwo i kolegów”. Kto z górników nie miał wówczas podobnych odczuć?
Zachować w pamięci
Gustaw Morcinek pisał: „Sam moment zjazdu do kopalni przeistacza górnika w innego człowieka. (…) Społeczeństwo górnicze tworzy jakieś osobliwe bractwo, w którym obowiązują inne zwyczaje, surowsza etyka zbiorowa, solidarność w pracy i niebezpieczeństwie”. Oczywiście, nie ma co wystawiać laurki na barbórkę, bo na dole zdarzała się przemoc, a i na strajkach byli łamistrajkowie. Poza tym górnicy nie byli odcięci od reszty społeczeństwa, zwłaszcza od czasów dominacji kultury masowej, toteż ich horyzont i zachowania zaczęły coraz bardziej upodabniać się do otoczenia. Powolnemu zanikowi górniczego ethosu sprzyjało także zróżnicowanie statusu pracownika pod ziemią (ci pod kopalnią, a ci pod podwykonawcą) oraz spadek atrakcyjności finansowej pracy w górnictwie. Pod górników próbowali podczepiać się różni „cudowni zbawcy”, by na ich plecach dojść do władzy (od Kukiza po Kowalskiego). Poza tym dominujące narracje ograniczały się do przypominania jedynie górniczych strajków z czasów pierwszej „Solidarności”. Nim ten górniczy świat odejdzie jednak do przeszłości, może warto wrócić do pomysłu ogłoszenia nowego konkursu na życiorysy górników? Już z czasów, gdy kopalnie spadły z piedestału. Wszak „Historię tworzą ludzie”...
Może Cię zainteresować: