Teofil ociepka obraz slask wymyslony

Dariusz Zalega: Oto najważniejsza książka o Górnym Śląsku. Bez narodowych zadęć i ludomanii na pokaz

Dariusz Zalega: Oto najważniejsza książka o Górnym Śląsku. Bez narodowych zadęć i ludomanii na pokaz

autor artykułu

Dariusz Zalega

„Śląsk wymyślony” Michała Smolorza jest jedną z najważniejszych książek poświęconych Górnemu Śląskowi. Autor z erudycją i wiedzą wziął się za śląskie mity. Ba! Dostaje się nawet dziełom Kazimierza Kutza, które stworzyły kanon postrzegania regionu. Jednak jest kilka „ale”...

Dziwię się, że „Śląsk wymyślony” nie doczekał się kolejnych wydań, bo na pewno jest tego warty. Książka ukazała się tylko raz w 2012 roku, rok przed śmiercią autor. Przyznam się, że dzieło Smolorza przekonało mnie kiedyś, iż inaczej można pisać o Śląsku: bez narodowych zadęć i ludomanii na pokaz. Wróciłem więc do jej lektury. A ponieważ nie lubię hagiografii, jednak wypunktuję to, co nie pasuje w smolorzowym „Śląsku wymyślonym”, który sam staje się podobną kreacją – tyle, że ze zmienionymi azymutami narodowymi.

Poczucie śląskiej krzywdy

Jak zwracał uwagę Michał Smolorz, „pod pojęciem syndromu śląskiej krzywdy funkcjonuje obiektywne przekonanie górnośląskiej ludności autochtonicznej o jej szczególnym upośledzeniu w procesach historycznych”. Wyprowadza ją daleko z dziejów – od rekatolizacji Śląska po reformacji i wojnie trzydziestoletniej. Przywołuje też słowa księdza Jana Kapicy z 1921 roku: „Lud górnośląski był zawsze sługą, nigdy panem. Zawsze posłuchał, zawsze milczał; nigdy nie był panem swego losu”.

Chyba każda społeczność, naród lubi takie cierpiętnictwo (my zawsze ofiary, wszyscy przeciwko nam). Na pewno jest to obecne w myśleniu Polaków o historii. Ślązacy nie są więc wyjątkiem w rachunkach wzajemnych krzywd. Zmiany granic i rozbiory nie dotyczyły tylko Ślązaków czy Polaków. Nie ma co szukać wyjątkowości na siłę, ani nurzać się w cierpiętnictwie.

Zwróćmy jednak uwagę na znaczące pojęcie ludu u cytowanego Kapicy. Ten lud mógł mieć poczucie krzywdy nie tylko z powodu zmiany granic, czy narzucania innej religii. Smolorz ani razu w książce nie przywołuje choćby pańszczyzny, wprowadzonej na Śląsku właśnie w okresie rekatolizacji regionu w XVII wieku. Już jednak w 1512 roku na mocy uchwały Sejmu Śląskiego (tak – Sejmu Śląskiego), reprezentującego szlachtę, kler i bogatsze miasta, przypisano chłopów do ziemi. W rozporządzeniu Sejmu z 1512 roku czytamy: „Żaden chłop, zagrodnik, względnie ich synowie i córki nie mogą bez zgody swego pana opuścić swojej wsi”. Poddaństwo chłopów wprowadzono więc na Śląsku w podobnym okresie jak w Rzeczypospolitej, ale o kilka dekad wcześniej niż w sąsiedniej Brandenburgii czy na Pomorzu Zachodnim. Wcześniej wydawało się, że rozkwit renty pieniężnej i wykupywanie chłopów z robocizn przyczynią się do rozwoju rynku wewnętrznego i samego chłopskiego stanu. Tak się jednak nie stało. Przy czterokrotnym wzroście cen zboża okazało się, że na Śląsku – podobnie jak na ziemiach Rzeczypospolitej – bardziej opłacalny stał się dla feudalnego pana folwark pańszczyźniany, niż system czynszowy.

Katowice lata 30

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Dlaczego dopiero dziś Górny Śląsk zaczął... grzeszyć inteligencją?

Autor: Dariusz Zalega

30/09/2022

Na Śląsku jak w Rzeczypospolitej

Historyk Piotr Greiner pisał w monumentalnej historii Śląska (tej pod redakcją m.in. prof. Ryszarda Kaczmarka), że „rodzima szlachta górnośląska w większości w sposobie gospodarowania reprezentowała typowe zachowania ekonomiczne tej klasy we wschodniej Europie, sprowadzające się do ekstensywnej produkcji rolniczej w oparciu o autarkiczny system folwarczny. Dlatego zwalczała rzemiosło i handel miejski, m.in. poprzez rozwój w swoich dobrach 'partactwa', tj. produkcji pozacechowej, i zakładanie monopolistycznych dla poddanych instytucji usługowych (młyny, karczmy itp.) (...) Swoimi poddanymi gardziła i traktowała jak 'bydło robocze'”.

Nawet XIX wieczni śląsko-niemieccy autorzy zwracali na uwagę to doświadczenie, jak Anton Oskar Klaussmann we wspomnieniowej książce „Górny Śląsk przed laty”. „Ciągle jeszcze wywierały nań [na Górnoślązaków] wpływ czasy poddaństwa i pańszczyzny. (…) Szacunek dla autorytetów i respekt przed prawdziwymi i potencjalnymi przełożonymi był w nich głęboko zakorzeniony. W ten sposób lud ten łatwo można było nadzorować”.

To doświadczenie zostało jednak wymazane z pamięci z dwóch powodów: przytłoczyła je pamięć późniejszej przemysłowej historii oraz uderza ono obuchem w śląskich arystokratów, bo to na ich polach harowali chłopi (a już po uwłaszczeniu haniebnie nisko opłacani robotnicy rolni, których warunki pracy badał później socjolog Max Weber, do którego pracy „Etyka protestancka a duch kapitalizmu” odwołuje się sam Smolorz).

Bez kasy nie ma awansu

Smolorz pisze także o izolacji części Ślązaków, którzy nie chcieli wybierać ścieżki awansu, gdyż oznaczałoby to przyjęcie kultury niemieckiej. Cały czas powtarzano to zresztą w polskiej historiografii: górnicy nie chcieli wysyłać dzieci do średnich i wyższych szkół, żeby się nie zgermanizowali. Tymczasem przed pierwszą wojną światową wśród pruskich studentów było tylko pół procent (!) dzieci robotników. I tak było w całych Niemczech. A więc to nie obawy przed germanizacją, czy antypolskie represje powstrzymywały napływ Ślązaków na uczelnie, ale ich kiepski status materialny. Podobnie zresztą było w przypadku szkół średnich. Skoro grupy społeczne dominujące wśród 90 procent rodziców uczniów i studentów stanowiły małą część mieszkańców przemysłowego Ślaska, to logiczne, że nie mogło być zbyt wielu inteligentów rodzimego, ludowego pochodzenia.

Najpewniejszym i najtańszym sposobem awansu społecznego dla uboższych warstw była więc kariera duchownego. O tym, że nie była traktowana tylko jako powołanie duchowe, świadczy uwaga krakowskiego historyka Józef Łepkowski jeszcze z 1848 roku: „Nikt zapewne nie zaprzeczy memu zdaniu, iż większość tutejszych księży pełni tylko jako rzemiosło swoje obowiązki, które nie z powołania, ale dla znalezienia sposobu na życie podejmuje”.

Mit robotniczej arkadii

„Na Górnym Śląsku sytuacja robotników nie była gorsza niż w innych przemysłowych regionach Europy. Pod wieloma względami była nawet lepsza, pruskie ustawodawstwo wcześnie prowadziło prawną ochronę pracy, a twórcy miejscowego przemysłu (…) wykazywali dużą dbałość o sprawy socjalne robotników”. Michał Smolorz powołuje się przy tym na jedną niemiecką książkę Alfonsa Perlicka, a tymczasem wszystkie pruskie statystyki wskazywały upośledzenie śląskiego robotnika na tle innych regionów Niemiec (od czasu pracy po płace). Szkoda, że nie sięgnął po dobrze udokumentowane prace choćby historyków z PRL, którzy zamieszczali znakomite pruskie statystyki. Można je też zresztą znaleźć u niemieckich autorów, a nawet amerykańskich naukowców badających „narodziny klary robotniczej Śląska” (Lawrence Schofer).

A co do tej „dbałości” – jeden przykład. Pierwsze, nowatorskie prawa o ochronie pracy w Niemczech związane były właśnie z walką z zatrudnianiem dzieci. Niestety, pod tym względem Górny Śląsk przodował w całej Rzeszy. Anton Klaussman wspominał: „W praktyce nie trzymano się tedy zbyt ściśle tych przepisów”. W 1868 roku na 301 pracujących w kopalni „Emanuelssegen” będącej własnością księcia pszczyńskiego, aż 112 nie miało ukończonych 16 lat. W 1891 roku władze Niemiec wprowadziły zakaz pracy dzieci poniżej 13 lat w fabrykach, ale śląscy przemysłowcy wywalczyli w Berlinie o wiele gorsze przepisy dotyczące zatrudniania młodocianych w kopalniach: tak w kwestii przerw, czasu pracy, warunków zatrudnienia. Jeszcze w 1912 roku na 117 585 górników na Górnym Śląsku było 5 835 poniżej 16 lat. Dla porównania: na 363 879 górników podlegających urzędowi górniczemu w Dortmundzie naliczono 1 501 młodocianych.

Polskie oddziały wkraczające do Katowic

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Znamy dwie wersje historii Śląska. Spróbujmy wskazać tę prawdziwą

Autor: Dariusz Zalega

03/06/2022

Fortuny i głodowe pensje

Swoją drogą, choć Smolorz dużo pisze o wyjazdach Ślązaków na zachód, to jednak głównie w okresie PRL. Ani razu nie pada słowo Ostflucht, „ucieczka ze wschodu”, znana na Śląsku od połowy XIX wieku. Tej ucieczki nie powstrzymał rozwój przemysłu w regionie – po prostu ludzie wyjeżdżali za lepszym życiem i wyższą pensją. Tak było za PRL, jak i po 1989 rokiem.

Warto przy tym pamiętać, że wśród dziesięciu najbogatszych ludzi w Prusach w tym czasie aż sześciu było górnośląskimi arystokratami. Wyróżniało ich na tle pruskiej arystokracji zaangażowanie w zyskowny rozwój przemysłu, ale równocześnie stanowili część tego konserwatywnego środowiska. Dariusz Łukasiewicz w książce „Życie codzienne w Królestwie Prus” podkreślał, że byli oni „wrogami demokracji i egalitaryzmu w państwie i stosowali demokratyczne metody dla osiągania niedemokratycznych celów”. Jednym z najbogatszych właścicieli był książę Henckel-Donnersmarck, pan Świerklańca, którego wartość majątku szacowano na ponad 250 milionów marek – czyli więcej niż wynosił roczny zarobek wszystkich górnośląskich robotników. Najbogatsi arystokraci, najniższe pensje robotników – zbieżność nieprzypadkowa.

Ludek potulny?

W ogóle nie pojawia się w książce Smolorza strajków, czy buntów chłopskich. Tymczasem zasięg chłopskich powstań był większy w tym regionie niż w sąsiedniej Rzeczypospolitej, a w okresie Rewolucji Niemieckiej Górny Śląsk dominował w Niemczech w liczbie strajków.

Nie do końca też jest tak, jak pisze Smolorz o „relatywnie niewielkich wpływach ruchów lewicowych na przemysłowym Śląsku”. Ot, pierwsze wybory w których mogli wystartować socjaldemokraci w 1898 roku: w powiecie bytomskim socjaldemokraci zdobyli wówczas 46 procent głosów w Lipinach, 43 procent w Rozbarku, 30 procent w Szombierkach. W okresie międzywojennym na niemieckim Górnym Śląsku komuniści odnosili największe sukcesy wyborcze w całych weimarskich Niemczech (do 50 procent w wyborach), a podobnie było na Śląsku czeskim. Inaczej było na polskim Śląsku – ale to wynikało m.in. z wyjątkowo napiętego konfliktu narodowego, który opłacał się polskiej władzy i niemieckim właścicielom fabryk do mobilizowania zwolenników.

Może się czepiam z tymi uwagami, ale Smolorz też lubił sobie pofolgować na tym polu. W każdym razie jego rozprawienie się ze śląskimi mitami, w tym „Ślązaka doskonałego”, jest warte przypomnienia. Niech „Śląsk wymyślony” ktoś w końcu ponownie wyda!


Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.

Perła

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Największy strajk w śląskiej kopalni. Z tej historii Kutz czerpał garściami

Autor: Dariusz Zalega

27/01/2024

Krahelska Halina

Może Cię zainteresować:

Dariusz Zalega: Dlaczego Polska przegrywa batalię o serca Ślązaków? Czytajcie Halinę Krahelską

Autor: Dariusz Zalega

23/12/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon