Wszyscy znamy to zdjęcie – August Landmesser jedyny, który nie hajluje.
Landmesser bynajmniej nie był Ślązakiem, ale służył i zginął w dywizji karnej Wehrmachtu, z której wielu Ślązaków zdezerterowało do partyzantki w Jugosławii i w Grecji.
Z pomocą sztygara
W 999. Lekkiej Dywizji Afrykańskiej jedną trzecią żołnierzy stanowili antyfaszyści, którzy w zamian za służbę mogli pożegnać się z obozem koncentracyjnym. Nie dziwi więc, że potem w Tunezji dawali drapaka do Amerykanów, a w Grecji – do partyzantów. I dlatego Józef Macha, syn powstańca śląskiego, po dezercji z Wehrmachtu walczył w greckiej partyzantce na Peloponezie. Ale prawdziwy napływ Ślązaków nastąpił po desancie w Grecji por. Jerzego Waletko – sztygara z Rudy Śląskiej, działającego pod patronatem brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE. Zbigniew Kapała pisał, że w wyniku jego działalności „kilkuset Polaków” zdezerterowało z Wehrmachtu i wstąpiło do lewicowej partyzantki ELAS. Wydaje się to zbyt dużą liczbą, ale też niestety nikt tego tematu poważnie nie badał – a tylko popularyzatorsko pisał o tym sam Kapała w broszurce „Ślązacy w europejskim ruchu oporu”, wydanej w 1991 roku przez muzeum w Bytomiu.
Wśród partyzantów Tito
Wilhelm Machulik, były leśniczy w dobrach księcia pszczyńskiego, po 2,5 roku spędzonych w Buchenwaldzie, zgodził się wstąpić do Wehrmachtu. W Chorwacji od razu uciekł do partyzantów Tito. W 20. dywizji partyzanckiej walczył Teodor Tkocz, aresztowany w 1941 roku w Rudzie za przynależność do Związku Walki Zbrojnej, potem skazany na więzienie, zwolniony w drodze łaski i skazany na kompanię karną. Szybko znalazł się wśród ludzi Tito. Trzech katowiczan walczyło pod Triestem w 9. brygadzie Armii Jugosłowiańskiej. Kilkuosobowa grupa Ślązaków w 5. Bośniackim Korpusie.
Przeskoczmy na Półwysep Apeniński. Tam Ślązacy trafiali do partyzantki nie tylko z Wehrmachtu, ale i z Organizacji Todt. Najwięcej było ich na terenie Ligurii (kilkunastu), Piemontu, Lombardii i Toskanii. Przytoczmy kilka nazwisk, aby nie być gołosłownym: Helmut Mucha z Katowic, Alojzy Mandriasz spod Rybnika, Stanisław Kajstura z Bielska, Ludwik Badura z Szopienic... Najsłynniejszy z tego grona był jednak Karol Urbaniec z podbielskiego Jaworza. Uciekł z robót przymusowych do włoskiej partyzantki, a po jego śmierci – nie wiadomo dlaczego – zaczęły krążyć legendy, że to on rzekomo krył się pod pseudonimem Urbano Lazarro, czyli partyzanta, który rozpoznał uciekającego Mussoliniego. Okazało się to jednak „miejską legendą”.
Nie można zapomnieć też o Słowacji. Ośmiu Ślązaków zdezerterowało w 1944 r. w czasie transportu do więzienia wojskowego w Kłodzku, podczas postoju na stacji kolejowej w Rużomberoku. Byli z Czyżowic, Ustronia, Katowic i Chorzowa. Franciszek Nachtigal wspominał, że przyłączyli się o międzynarodowego oddziału partyzanckiego, w którego szeregach walczyli już Alojzy Hausmann i Zygfryd Kuperski z Katowic. Działali głównie w rejonie Bańskiej Bystrzycy. Z kolei Mieczysław Milan spod Gliwic walczył w Hornonitriańskiej Brygadzie Partyzanckiej, a w I Partyzanckiej Brygadzie im. M. Stefanika – Jan Stelmaszczyk z Katowic.
Tysiące w Résistance
Największe jednak doświadczenie związane ze Ślązakami w ruchu oporu wiąże się z Francją. I tu możemy mówić już o masowym charakterze tego zjawiska.
Najmocniej francuski Résistance zasilili Ślązacy w 1944 roku – tak z szeregów armii niemieckiej, jak i Organizacji Todt, gdy wiadomo było, że Rzesza się wali. Różne organizacje konspiracyjne zaczęły wśród nich nawiązywać kontakty, nim po desancie aliantów przystąpiono do bardziej zdecydowanych działań.
Wiosną 1944 roku z cytadeli w Alpach Prowansalskich, dzięki pomocy dwóch służących tam Ślązaków – Wilhelma Porały z Lublińca i Bronisława Skórki z Brzozowic, uwolniono więzionych tam 150 antyfaszystów. Potem wycofali się oni z partyzantami w góry.
W Sabaudii grupa zbiegów z Wehrmachtu zagarnęła przy okazji kilka dział, tworząc jedną z nielicznych baterii artylerii partyzanckiej Powstawały wówczas całe kompanie śląskie we francuskiej partyzantce. Szacuje się, że tylko w departamencie Alpes–Martimes ponad 300 dezerterów z armii niemieckiej, w większości Ślązaków, dołączyło do partyzantki, a departamentach Basses-Alpes i Var te liczby są jeszcze większe.
Według „Tygodnika Polskiego” - pisma Polonii francuskiej, tylko w południowej Francji doliczono się 2 tysięcy Ślązaków, którzy zdezerterowali z niemieckich oddziałów i zasilili partyzantkę. Co najmniej drugie tyle było we Francji Środkowej. W tym przypadku mówimy o Ślązakach głównie tych z byłego polskiego Śląska. A ci z niemieckiego? Wiadomo, że około tysiąca Niemców było zaangażowanych we francuskim ruchu oporu. W 2006 roku reżyser Jean-Pierre Vedel poświęcił im film dokumentalny „La Résistance allemande en France” - i w tym gronie na pewno też byli Ślązacy.
Śląscy pistoleros
Warto także wspomnieć o jeszcze dwóch Ślązakach we francuskim Résistance, którzy wcześniej walczyli w szeregach Brygad Międzynarodowych w Hiszpanii. Leo Kneler z Bytomia związał się w okupowanym Paryżu z międzynarodową grupą Missaka Manouchiana, jedną z pierwszych we Francji grup partyzanckich. W 1943 roku brał udział w nieudanym zamachu na generała Schaumburga, komendanta paryskiego garnizonu, ale potem już w udanym - na pułkownika Juliusa Rittera, odpowiedzialnego za wysyłkę przymusowych robotników z okupowanej Europy do Rzeszy (jego przyjaciel, Ormianin Henri Karayan powtarzał: „Nigdy nie zabijałem Niemców, zabijałem nazistów”). Podczas Powstania Paryskiego w 1944 roku Kneler był jednym z liderów grup powstańców w II Dzielnicy.
Z kolei Rudolf Larysz z Ustronia był jednym z organizatorów lewicowego ruchu oporu w północnej Francji. Dwukrotnie skazany zaocznie na śmierć przez hitlerowców (pierwszy raz, po wielkim strajku górników wiosną 1941 roku). Aresztowany w 1943 roku przez gestapo trafił do obozu koncentracyjnego w Niemczech, jednak pod fałszywym nazwiskiem toteż znów umknął śmierci.
A tak na marginesie: słynny artysta pochodzący z Katowic – Hans Bellmer, pomagał francuskiemu ruchowi oporu wykonując fałszywe paszporty.
Historie do przypomnienia
Oczywiście mówimy o niewielkim procencie spośród Ślązaków w mundurze Wehrmachtu. Zapewne nie mieli łatwego życia wśród partyzantów, z którymi wcześniej się strzelali. Dokonali jednak wyboru, albo go nie mieli – gdyż trafili do niewoli i powołanie się na słowiańskie korzenie mogło uratować im głowę. Sama dezercja do partyzantów mogła być o tyle trudniejsza, że groziła za nią kara śmierci, a i wśród żołnierzy rodziła się „solidarność okopowa”. Poza tym naturalnym odczuciem w wojsku bywa słynne „jakoś to będzie” – i poddawanie się wyrokom losu. Ale tym bardziej ciekawe są te partyzanckie przypadki. Oczywiście z największą ich liczbą mamy do czynienia już w 1944 r., gdy było wiadome, że tysiącletnia Rzesza nie przetrwa jednak długo. No i jest pewne, że inaczej było na brutalnym Ostfroncie.
Ten temat śląskich partyzantów aż prosi się o zbadanie. Dziwne, że jakoś nie zainteresował historyków. Tak aby zweryfikować pewne mity, a przy okazji można odkryć setki ciekawych historii o śląskich losach.
Na koniec więc jedna z takich historii, choć nie wiemy, skąd dokładnie pochodził Paul Nowara. Wiadomo o nim bardzo niewiele: urodzony w 1917 roku, znalazł się w szeregach Wehrmachtu we Francji. 11 maja 1942 roku dowódca zażądał od niego, aby wziął udział w rozstrzelaniu w Bourges (departament Cher) 28-letniego Alberta Girouille'a, oskarżonego o posiadanie strzelby myśliwskiej. Nowara odmówił i został rozstrzelany za niesubordynację - obok Girouille'a, a potem pochowany wraz z nim na cmentarzu Saint-Lazare. Jego imię nosi plac w centrum miejscowości Fussy.
Może Cię zainteresować: