Sielankowe wizje śląskiej wsi można między bajki włożyć. Społeczność wiejską nękały wielkie podziały społeczne - między bogatymi, średnimi czy najbiedniejszymi chłopami. Na marginesie wsi pozostawała także połowa osób zatrudnionych w śląskim rolnictwie – wspomniani robotnicy rolni. Było ich więcej niż górników, a z rodzinami to grubo ponad milion osób.
Chłopi bez ziemi byli rezerwuarem siły roboczej dla powstającego przemysłu
W okresie tuż przed reformami na wsi śląskiej, w początkach XIX wieku, szacowano liczbę bezrolnych chłopów na blisko 40 procent. Reformy – likwidacja poddaństwa i pańszczyzny, wprowadziły wieś na drogę do nowoczesności. Chłop śląski jednak drogo zapłacił za swą wolność dotychczasowym magnatom ziemskim. W zamian za wolność osobistą i ziemię chłopi musieli oddawać od 1/3 do 1/2 dotychczas użytkowanych gruntów, bądź wpłacać odszkodowanie pieniężne. W efekcie odszkodowań chłopskich powierzchnia wielkich majątków na Górnym Śląsku zwiększyła się o 50 tysięcy hektarów. Do 1867 roku chłopi rejencji opolskiej wypłacili obszarnikom 1 167 535 talarów kapitału. Dawni poddani tracili przy tym niektóre przywileje, jak prawo korzystania z lasów i łąk należących do dziedzica. Jak pisał Fryderyk Engels w „Z historii chłopów pruskich”, zabierając chłopom część ziemi przekształca się ich w „chałupników, którzy w zamian za posiadanie chaty z małym zagonem kartofli zmuszeni są rokrocznie do uprawiania pańskich łanów za nędznym wynagrodzeniem w zbożu i nieznaczną opłatą pieniężną”. Dodając przy tym, że to właśnie na Śląsku owo „spychanie ludności do rzędu wyrobników czy chałupników było najsilniej rozwinięte”.
Reformy doprowadziły do wykształcenia się na wsi dość licznej warstwy bogatych i średnich chłopów, ale też ponad połowa gospodarstw posiadała pola o powierzchni poniżej 2 hektarów. Zwiększyła się także liczba ludności bezrolnej, zatrudnianej jako robotnicy rolni. To właśnie chłopi małorolni i bezrolni stanowili rezerwuar siły roboczej dla powstającego przemysłu – tak śląskiego, jak i tego na zachodzie.
„Tak więc wielu bosonogich odeszło"
Istnienie wielkich majątków obszarniczych wymagało zatrudniania wielkiej rzeszy robotników rolnych, a w okresie żniw - także dodatkowych, sezonowych. A z racji złych warunków pracy tych wciąż brakowało. Uciekali ze wsi. Jeszcze pod koniec XIX wieku badał ich środowisko znany później socjolog Max Weber, dochodząc do wniosku, że najgorsza sytuacja panowała we wschodnich prowincjach Prus. Ludzie niby wolni, ale żyjący w koszmarnych warunkach i zależni we wszystkim od pracodawców. Na początku XX wieku w majątkach śląskich obszarników zatrudnionych było aż 400 tysięcy robotników rolnych, z tego jedna piąta pracowników sezonowych. Baron von Ohlen z Opola pisał w 1928 roku na łamach „Ostdeutsche Morgenpost”: „Nie powiodły się wszelkie usiłowania górnośląskiego rolnictwa, by otrzymać wystarczającą liczbę pracowników. Wędrowni robotnicy górnośląscy opuszczają grupami prowincję”.
„Tak więc wielu bosonogich odeszło. W mocnych butach poszli do Zagłębia Ruhry albo do kopalń Belgii czy Francji” – jak poetycko opisał to zjawisko Horst Bienek. Nałożyły się dwa procesy: Landsflucht – ucieczka ze wsi i Ostflucht – ucieczka ze wschodu.
Niemieccy akademicy badający to wychodźstwo (T. von der Goltz, M. Sering) już przed I wojną światową zwracali uwagę, że „podstawowe znaczenie dla natężenia emigracji i odpływu posiada panujący sposób podziału własności rolnej”. Mówiąc wprost: skupienie większości gruntów w rękach nielicznych obszarników (przy okazji panujących w śląskim przemyśle). Opolska „Oppelner Nachrichten” pisała: „stosunki społeczne, częściowo złe wynagrodzenie, zależność od pana, złe warunki mieszkaniowe, pchają do wychodźstwa”.
Panowie życia i śmierci
„Od 1800 roku coraz częściej budowano w majątkach ziemskich tak zwane domy robotnicze albo domy rodzinne (familoki), w których lokowano do dziesięciu rodzin. Przeważnie cztery rodziny musiały się dzielić piecem do gotowania w sieni i miały jedną oddzielną izbę z nie opalaną komorą. Takie warunki napotykano przeważnie jeszcze w 90. latach XIX wieku” - jak opisywała życie śląskich robotników rolnych niemiecka etnografka Brigitte Bonisch-Brednich. Można więc zauważyć, że pierwotnym wzorcem familoków z Nikiszowca były czworaki spod Opola.
Przemiany w życiu robotników rolnych były bardzo powolne – gdy wkoło całe Niemcy przyspieszały w pociągu modernizacji. To właśnie na wsi śląskiej najdłużej w Niemczech (do 1928 roku) przetrwał feudalny przeżytek – obszary dworskie, czyli wyodrębnione z gmin jednostki administracyjne. Właściciel takiego obszaru sprawował nad mieszkającą w nim ludnością potrójną władzę:
- administracyjną,
- policyjną,
- sądowniczą.
Decydował po prostu o całym życiu swych „poddanych”. Podobne zjawiska przetrwały w Niemczech tylko w Prusach, co świadczy o sile politycznej tutejszych magnatów.
Co więcej, istnienie obszarów dworskich w znacznej mierze tłumaczy też wyniki wyborcze do parlamentu Rzeszy, gdy na opolskiej wsi dominowała katolicka partia Centrum. Po prostu mieszkając w czworakach trudno zagłosować przeciwko swemu panu.
Po skargach w pruskim landtagu w 1928 roku minister rolnictwa Prus stwierdził: „Sposób obchodzenia się, szczególnie w kontaktach słownych, ma często ranić godność osobistą i poczucie osobiste robotników. W pojedynczych wypadkach pracodawcy albo ich zastępcy przyznawali się nawet do rękoczynów w maltretowaniu robotników”.
Gazeta „Volksbote” z 1920 roku tak komentowała bicie chłopów w majątku Kobylno hrabiego Garniera (pow. opolski): „Ten sposób traktowania ludzi jest najlepszym dowodem tego, że krzyk o ucieczce ze wsi, podnoszony przez wielkich właścicieli ziemskich, jest całkowicie nieuzasadniony, ponieważ ucieczka ze wsi zostałaby zakończona w momencie, w którym wielcy właściciele ziemscy przystaliby na to, by zagwarantować godne człowieka traktowanie, godne człowieka płace i godne człowieka warunki pracy”.
Od ucieczki do strajku
Na wsi głównym sposobem na walkę z wyzyskiem, była – jak wspomniano - ucieczka z niej, Landsflucht. Szef Śląskiej Izby Rolniczej we Wrocławiu mówił w grudniu 1918 roku o „pewnej niechęci do pracy (eine gewisse Arbeitsscheu)” i twierdził, że wielu żołnierzy, którzy pochodzą ze wsi „nawet nie myśli o powrocie na ziemię”. Robotników rolnych, z miernym skutkiem, próbowali organizować w okresie międzywojennym komuniści, którzy wydawali nawet pismo dla polskich pracowników sezonowych (jego redaktorem był Ślązak i poseł Anton Jadasch). Podczas rewolucji niemieckiej dochodziło też na Śląsku do prób podziału wielkich majątków ziemskich. Największym jednak protestem robotników rolnych był ten do którego doszło w niemieckiej prowincji śląskiej w czerwcu 1923 roku – wzięło w nim udział 100 tysięcy ludzi.
Może Cię zainteresować: