Po wojnie na Śląsku dokonała się ogromna przemiana społeczna. Duża część Górnoślązaków wyemigrowała na Zachód w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Ci, którzy pozostali, zamykali się w swoim świecie przytłoczeni przez dominującą polską narrację. Trauma wypędzeń, emigracja czy gettoizacja sprzyjały powstaniu mitu dawnej górnośląskiej arkadii przy wyparciu innych wątków regionalnej historii. Z drugiej strony napływ ludności spoza Śląska doprowadził do polonizacji regionu, wiążącej się z przyjęciem warszawskiej optyki historycznej.
Upadek „Polski Ludowej” oznaczał w końcu uwolnienie słów Górnoślązaków, niemniej ta pamięć została sformatowana przez lata PRL. Jak zauważył filozof Jan Wasiewicz, „jednostki operują ponadindywidualnym językiem, odpowiadając na społeczne bodźce, a w przywoływaniu zdarzeń z przeszłości posługują się schematami, które są wytwarzane społecznie”.
Ślązacy i gorole
Ślązak musi wpisywać się w określony wzór, bo inaczej padają oskarżenia, że tak naprawdę to „gorol”. Tyle, że takiego wzoru nie ma. Inni byli Ślązacy dwieście lat temu, inni sto lat temu, a jeszcze inni są dziś. Zachodziły procesy społeczne związane z uprzemysłowieniem, ale też te na bazie konfliktów narodowych. Samo zamieszkanie w mieście zmieniało postawy ludzi. Oczywiście, pojawiały się postawy różnicujące od tych obcych – bądź „czystych Niemców”, bo bogatsi, aroganccy, rządzący, lub tych ze wschodu – bo zacofani, a w ogóle prawie Azjaci. Po przejęciu Śląska przez Polskę w 1922 i 1945 roku mieliśmy do czynienia z najazdem na stanowiska tych ze wschodu, „goroli”. Tyle, że śląskiej inteligencji nie było, a w przemyśle powojennym brakowało rąk do pracy. Podstawowy konflikt zaczął się jawić jako ten dość prosty, czarno-biały: MY i ONI. A to pozwalało sformatować swoją wizję historii regionu właśnie w tych kategoriach. A tymczasem była ona o wiele bardziej złożona.
Weźmy przykład noblistów ze Śląska. Po prostu się tu urodzili, ale w większości wywodzili się ze środowisk niemiecko-żydowskich. Czuli się przede wszystkim Niemcami, a ten Śląsk mogli postrzegać jako miłe wspomnienie lat dzieciństwa. Śląska arystokracja? Arystokracja przede wszystkim była kosmopolityczna – obojętnie pałac na Śląsku, czy w Paryżu. Mieszczaństwo śląskie? Żyjąc w kresowym regionie wobec Berlina czy Warszawy starało się być bardziej berlińskie i warszawskie niż regionalne. Tak naprawdę specyfiką śląskiego społeczeństwa jest jego ludowa część: chłopi i robotnicy. Nie dość, że tworzyli oni zdecydowaną większość mieszkańców regionu, to w nich przetrwał ten charakter wielokulturowy, a może dokładniej wychodzący poza kulturę stricte niemiecką czy polską. Jednak w związku z tym warto przypomnieć, że te grupy społeczne miały swoje żądania i walczyły o swoje prawa: od buntów chłopskich po strajki. A to wyparowało z dominującej wizji pamięci o Śląsku.
Może Cię zainteresować:
Dariusz Zalega: Czy porządny Ślązak może być chacharem? Czas odczarować kilka mitów
Płachta na byka
Uproszczenia, stereotypy pomagają nam w postrzeganiu świata. Układają nam jego wizję. Jakiś czas temu zamieściłem parę map poświęconych robotnikom zagranicznym na Śląsku w czasach pruskich. Mapy były opracowane na podstawie pruskich statystyk, tyle że pochodziły z książki Andrzeja Brożka o tytule „Robotnicy spoza zaboru pruskiego w przemyśle na Górnym Śląsku (1870-1914)”. No i zaczęła się jazda... Bo Śląsk nigdy nie był pod zaborami. Ale o tym wszyscy wiemy, niemniej dyskusja okazała się gorętsza, niż przeanalizowanie na spokojnie bardzo ciekawych map i statystyk wskazujących, że przed 1914 rokiem nie było zalewu zagranicznych robotników na Śląsku. Swoją drogą tytuł wcale wprost nie sugeruje, że Śląsk był pod zaborami, ale zostawmy to... Nazwałbym to syndromem „płachty na byka”. Jedno zdanie już tak wywołuje hercklekoty, że nie wgłębiasz się w resztę zagadnienia.
W dyskusji nad pojęciem chacharów sprzed tygodnia (za którą dziękuję, bo chodzi właśnie o oddźwięk tekstu) co rusz przewijał się wątek, że było tak i tak, bo tak „opa godali”. Z pamięcią ludzką jest jednak tak, że zmienia się pod wpływem otoczenia. Nowe bodźce wypierają starsze, potem utrwalają pewne informacje, a zamazują inne. Oczywiście, wspomnienia są ważne, ale jednak zawsze należy podchodzić do nich z dystansem. Nieraz przekonałem się o tym wertując wspomnienia działaczy z katowickiego archiwum. Jako przykład można podać, że inaczej swoje wspomnienia pisali powstańcy śląscy przed 1926 rokiem, inaczej za sanacji, inaczej za stalinizmu w Polsce, a jeszcze inaczej po 1956 roku.
Śląskość się zmienia
Kazimiera i Jacek Wódz w wydanej dwadzieścia lat temu pracy zbiorowej „Nadciągają Ślązacy. Czy istnieje narodowość śląska?” celnie zauważyli pewne zjawisko: „Historia zna wiele przykładów, gdy elity walcząc o los całej takiej mniejszości, zaczynają wytwarzać na użytek zewnętrzny jej wyidealizowany obraz, eksponując jej pozytywne cechy kulturowe, po to, by zyskać 'prawo mówienia' o 'swoich' w kodzie kultury dominującej. Tu właśnie rodzi się potrzeba mitologizacji historii”. To zjawisko praktycznie nieuchronne w przypadku walki o prawa mniejszości, niemniej samo poczucie śląskości w końcu też się zmienia. Szeroki ruch śląski nie jest jednolity (także w kwestii celów), a przede wszystkim zaszła w nim zmiana pokoleniowa. Działacze tego ruchu nie wpisują się już w konserwatywną wizję regionu (podobnie ahistoryczną jak polskość z wizji PiS-u), ale brali choćby udział w Strajkach Kobiet. Śląskość jest zresztą trendy, także poza regionem, o czym świadczą choćby sukcesy książek Szczepana Twardocha, czy Zbigniewa Rokity.
W jednym z wywiadów Rokita pisał: „Rację mają ci, którzy mówią, że Ślązacy mogą się rozmyć, gdy zaczną zbiorowo wychodzić ze skansenów muzyki heimat-disco, rolady i Barbórki, ale kultury pojawiały się, umierały i nas być może też to czeka. Trwanie w skansenie to kulturowy wyrok śmierci, a jedyną szansą jest zaproszenie innych do śląskości, stworzenie tożsamości na wolnej licencji, przewietrzenie jej, czyli, mówiąc po naszemu: przeluftowanie”.
Właśnie tego boi się Warszawa. O wiele bowiem trudniej straszyć śląskim „Czarnym Ludem”, gdy ten nie stanowi lustrzanego odbicia polskiego nacjonalizmu. A poza tym zamiast obnosić się tym, że Ślązacy są lepsi od kogokolwiek, lepiej podkreślać, że żyjemy w fascynującym regionie, który w naszej części Europy pierwszy wszedł na ścieżkę nowoczesności i był kulturowym mikrokosmosem.
Może Cię zainteresować: