Kontekst historyczny tego telewizyjnego materiału był oczywisty. RFN, wtedy Niemcy Zachodnie, doktrynalnie nie uznawały polskich granic zachodnich ustalonych w 1945 roku na konferencji Wielkiej Trójki w Poczdamie. Musiało jeszcze upłynąć kilka lat, by w 1970 roku PRL i RFN podpisały w Warszawie układ o podstawach normalizacji stosunków wzajemnych, w którym Niemcy Zachodnie uznawały granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, a więc i przynależność do Polski Śląska z Zabrzem włącznie. Tymczasem jednak, w 1967 roku słowa de Gaulle'a niemiecka opinia publiczna uznała za prowokacyjne i wrogie wobec Niemiec. Tamtejsze media grzmiały:
"De Gaulle i jego iluzje", "W Hindenburgu de Gaulle strzelał w Bonn”, czy wręcz "Zdrada Francji na niemieckim Śląsku" (upłynęło przecież już ładnych parę lat od traktatu elizejskiego z 1963 roku, a francusko-niemieckie pojednanie wydawało się rozkwitać).
Niemieccy filmowcy w Zabrzu
A telewizja ARD nakręciła dokument o Zabrzu, prezentując jego historię poczynając od średniowiecza. Ekipa telewizyjna odwiedziła Zabrze. Niemieccy filmowcy wykazali się nie lada pomysłowością. Dzieje Górnego Śląska w przełomowym okresie powstań i plebiscytu przestawili korzystając z muzealnej ekspozycji, bogatej w fotografie z epoki. Przypomnieli też archiwalne fotografie Zabrza z niechlubnego okresu III Rzeszy.
Z kolei aktualny wygląd znanych, po części kultowych obiektów w Zabrzu, przedstawili zderzając ich archiwalne fotografie ze zdjęciami wykonywanymi w ich towarzystwie przez młodą zabrzankę Halinę.
Do tego pofatygowali się w szereg punktów miasta, a nawet przejechali pociągiem, co zaowocowało nagraniem bezcennych z dzisiejszego punktu widzenia, historycznych ujęć Zabrza sprzed ponad półwiecza. Sceny ukazujące ulice, mieszkańców i architekturę Zabrza, śląski przemysł (kopalnia Walenty-Wawel w Rudzie Śląskiej), a nawet pojazdy końca lat 60. (w tym jeszcze konny) mają wyjątkowy walor.
Część materiału nakręcono w Niemczech, gdzie przechowywane są ewakuowane z Zabrza archiwalia.
Jednak perełką tego filmu jest samo wystąpienie de Gaulle'a. Tu ważne są nie tylko same słowa, ale i gestykulacja francuskiego prezydenta oraz aranżacja całego wydarzenia. W Warszawie przyjętego z entuzjazmem, w Bonn z niedowierzaniem (wszelako chodziło o niby już teraz przyjaciela) i oburzeniem.