Wszystko zaczęło się od ŚLĄZAGA i naszego dociekliwego redakcyjnego kolegi Romana Balczarka, który nie żałował czasu, by zrobić kwerendę po śląskich muzeach z pytaniem, czy u nich się też godo. Wnioski nie nastrajają optymistycznie. Więcej: Czy śląskie muzea rzeczywiście są... śląskie? „Tu mówimy tylko po polsku"
Debata o języku śląskim w instytucjach kultury
Ale dzięki Adamowi Kowalskiemu, dyrektorowi Muzeum Hutnictwa w Chorzowie, który pochylił się z czułością nad tematem obecności języka śląskiego nie tylko w muzeach, ale i w innych śląskich instytucjach kultury, możemy dopisać ciąg dalszy do tej dyskusji.
Kowalski zainicjował pomysł przeprowadzenia debaty - pierwszej na Śląsku - o obecności godki w szacownych instytucjach kultury. Dyskusja odbyła się 12 kwietnia w Muzeum Hutnictwa w Chorzowie. ŚLĄZAG był współorganizatorem debaty.
Wzięli w niej udział:
- Aleksandra Matuszczyk - dyrektor Muzeum Miejskiego w Tychach,
- Marek Gołosz - dyrektor Zabytkowej Kopalni Ignacy w Rybniku,
- Marcin Gaweł - reżyser, aktor, popularyzator języka śląskiego,
- Adam Kowalski - dyrektor Muzeum Hutnictwa w Chorzowie
Dyskusję moderował Marcin Zasada, redaktor naczelny portalu ŚLĄZAG.
Zapis całej debaty obejrzycie tutaj:
- Rozmawiamy po polsku, żeby zwłaszcza dyrektorzy tych instytucji, którzy być może od nas dowiedzą się na temat, który będzie podniesiony w tej dyskusji, zrozumieli nas jak najlepiej, jak najbardziej precyzyjnie - zaznaczył na początku Marcin Zasada.
Spis powszechny ujawnił prawie 600 tys. zdeklarowanych Ślązaków
Trudno było nie zacząć dyskusji od komentarza dotyczącego wyników Spisu Powszechnego z 2021 roku w kwestii narodowościowej i używanego języka, które nieoczekiwanie dzień przed debatą ujawnił Główny Urząd Statystyczny. Przypomnijmy - narodowość śląską zadeklarowało w sumie 585,7 tys. Ślązaczek i Ślązaków. To największa odrębna - deklarująca inną niż polska identyfikację narodowo-etniczną - grupa ludności w kraju. Ponadto 457,9 tys. osób wskazało, że w kontaktach domowych posługuje się językiem śląskim, a prawie 50 tys. wskazało język śląski jako swój pierwszy język.
- To znaczy, że jedna czwarta towarzystwa, które mieszka obecnie na Śląsku, deklaruje się jako Ślązacy - mówiła Aleksandra Matuszczyk, dyrektor Muzeum Miejskiego w Tychach. - Myślę, że ta liczba jest na pewno liczbą rosnącą i myślę, że ona ma związek z tym, że możemy po prostu otwarcie mówić o swojej tożsamości. Ja bym czytała to jako deklarację. Możliwości bycia i mówienia tym językiem na tym terenie, gdzie on istniał przez wiele lat, gdzie się urodził i gdzie można go wypowiadać teraz pełnym głosem - dodała.
Podobnego zdania był Marcin Gaweł, aktor (gra m.in. w spektaklach "Drach", "Pokora", "Węgla nie ma" w Teatrze Śląskim), reżyser i niestrudzony popularyzator języka śląskiego. - To jest wspaniała wiadomość i ona w zasadzie wiele dyskusji zamyka. To znaczy, jest to język żywy i on jest. Z jednej strony bardzo mi zależy, żeby ten język został uznany jako język, a z drugiej strony jest jakaś ogromna złość we mnie. Około 50 tysięcy osób mówi tylko w tym języku, a my dalej musimy gdzieś pukać w kolejne drzwi i mówić, że ten język jest, żyje - dodał Gaweł.
Co zrobić, by język śląski był żywym językiem?
Przywołano też postać Michała Smolorza, wielkiego autorytetu Ślązaków, publicystę, naukowca, dziennikarza, reżysera i producenta programów telewizyjnych, który zmarł w styczniu 2013 roku. Niedługo przed swoją śmiercią Smolorz napisał, że kultura śląska jest w powijakach, literatura i sztuka po śląsku bywają średniej, delikatnie mówiąc, jakości. Właściwie język jest takim jedynym spoiwem, który może działać wspólnotowo, ale to jest wciąż melodia przyszłości.
- Co zmieniło się przez tę dekadę od tamtych słów Smolorza? - zastanawia się Marcin Gaweł. - Myślę, że bardzo wiele się zmieniło. Przede wszystkim, czy to w sferze literatury czy w teatrze, w ogóle w sztuce, powstaje wiele pozycji. Natomiast mam gdzieś taką myśl w sobie, że jeżeli chcemy, żeby ten język był językiem żywym i przekładając to na szeroko rozumianą sztukę, kulturę, wydaje mi się, że przede wszystkim należałoby się skupić dzisiaj na tym, o czym tym językiem chcemy mówić. Czy na pewno tym językiem możemy mówić tylko o historii tego regionu, tylko o tym, banalnie mówiąc, co było? Ja myślę, że nie. Najważniejsze jest, żeby pokazać to, że tym językiem się, skoro tyle ludzi się im na co dzień posługuje, to możemy nim mówić o rzeczach nie tylko historycznych - dodał Gaweł.
Dlaczego sprawa istnienia języka śląskiego w śląskich instytucjach kultury, muzeach, właściwie nigdy nie była zagadnieniem w publicznej debacie? - dopytywał się redaktor Marcin Zasada.
- Muzea to są instytucje długiego trwania - zauważyła Aleksandra Matuszczyk, dyrektor Muzeum Miejskiego w Tychach. - Myślę, że my ciągle uczymy się tych instytucji, ponieważ muzeum nie jest instytucją zdefiniowaną. My, pracujący w młodych muzeach, mamy możliwość formułowania i przekształcania tych instytucji, w których pracujemy i myślę, że my po prostu dojrzewamy również do wypowiadania się poprzez język śląski. Dla mnie osobiście język nie jest jedyną cechą konstytutywną, w jakiej opowiadamy przestrzeń, w której żyjemy i przestrzeń, którą opisujemy. Ja jestem z Orzesza, ale prowadzę muzeum w Tychach, a Tychy nie są proste do zdefiniowania, jeżeli chodzi o tożsamość. One oczywiście historycznie leżą na terenie ziemi pszczyńskiej, tyszanie mówią trochę inaczej niż ludzie z okolic Rybnika czy też z Bytomia. Natomiast muszę również brać pod uwagę tę społeczność, która w 9/10 właściwie do Tychów przybyła. Także nie można mówić, że opiszemy Tychy językiem śląskim, tylko musimy dotykać różnych tematów i również opowiadać te tematy różnymi językami - dodała dyrektorka Muzeum Miejskiego w Tychach. Jednocześnie poinformowała, że tyskie muzeum chce wprowadzić oprowadzanie po swojej ekspozycji w języku śląskim.
Z aspektem dojrzewania do języka śląskiego jako równoważnego polskiemu czy angielskiemu w instytucjach kultury zgodził się Adam Kowalski, dyrektor Muzeum Hutnictwa w Chorzowie. - Musiał powstać kontekst społeczny, musiały zostać postawione kamienie milowe w postaci kolejnych dzieł tworzonych w języku śląskim - uważa Kowalski. - To jest też kwestia pokoleniowa. Dekada, która minęła od śmierci Michała Smolorza, czyli taka dekada, w której się sporo rzeczy rewolucyjnych w obszarze języka, tożsamości śląskiej wydarzyły, to jest czas, kiedy na scenę weszło trochę inne pokolenie. Osób, które już wkraczały do życia publicznego z pewną świadomością, ale jednocześnie musiały się wyzbyć pewnego wstydu, pewnych ograniczeń w posługiwaniu się godką. Pamiętajmy, że nawet w życiu codziennym wielu z nas ma taki balast, który nas ogranicza w swobodnym posługiwaniu się godką, a co dopiero w instytucjach publicznych. My byliśmy przyzwyczajeni do tego, że godka to nie jest język wystąpień publicznych, że to nie jest język literacki, a pamiętajmy, że muzea są instytucjami publicznymi, więc tu jeszcze po prostu mamy kolejną warstwę w tej strefie publicznej, która stanowi w pewnym sensie kolejne ograniczenia - mówił Kowalski.
Sobota na werku, ślōnske rajzy po Muzeum Hutnictwa
Jak zauważył dyrektor Muzeum Hutnictwa, które 15 kwietnia zaczyna regularne oprowadzanie po wystawie w języku śląskim pt. "SOBOTA NA WERKU – Ślōnske rajzy po Muzeum Hutnictwa", w przypadku tej placówki było o tyle łatwiej wprowadzić język śląski, że godka jest też językiem zawodowym i w Hucie była w powszechnym użytku.
- Opowiadanie w sposób autentyczny o hucie bez godki byłoby niemożliwe, dlatego na naszej wystawie już się znajdują relacje w języku śląskim, bo założyliśmy od początku, że osoby, które się będą pojawiały jako opowiadające nam o swoim życiu, o swojej pracy, mają pokazywać pełen przekrój tych dziedzictw, czy doświadczeń - tłumaczy Adam Kowalski. - Są osoby mówiące czystą polszczyzną, są osoby, które ino godajo. Część naszych przewodników w naturalny sposób mówi po śląsku, bo takim językiem się posługuje jako językiem domowym, natomiast teraz postanowiliśmy nadać temu trochę bardziej, powiedziałbym, produktowy charakter, czy trochę bardziej zinstytucjonalizowany i wprowadzamy to do oferty, bo chyba chodzi przede wszystkim o to, żebyśmy ten język śląski traktowali równorzędnie. Skoro jest język polski w instytucji, skoro mamy oferty w języku angielskim, w języku niemieckim, francuskim, to dlaczego nie w śląskim? To się wydaje tak oczywiste, że aż wypada się oblać rumieńcem wstydu, że na to nie wpadliśmy od razu, tylko że zajęło nam to aż dwa lata - bił się w piersi dyrektor Kowalski, który sam poprowadzi jako pierwszy zwiedzanie w ramach rajzy po Muzeum Hutnictwa.
Okazuje się, że są jednak instytucje kultury na Górnym Śląsku, które już wprowadziły ofertę zwiedzania w języku śląskim, na przykład Zabytkowa Kopalnia "Ignacy" w Rybniku.
Może Cię zainteresować:
Ślązacy najliczniejszą mniejszością w Polsce. "Nie udało się nas wygumkować", "To wielka siła"
Dla kogo godka w muzeum? Dla Ślązaków czy dla gości spoza Śląska?
- Instytucje kultury o lokalnym charakterze realizują misję dla całej społeczności lokalnej - mówi Marek Gołosz, dyrektor Zabytkowej Kopalni "Ignacy" w Rybniku. - Język śląski jest językiem mniejszości. Musimy dostosować się do całości wspólnoty samorządowej, do każdego klienta, który przychodzi do nas. I jak najbardziej w ofercie należy mieć doprowadzanie w języku śląskim i materiały w języku śląskim. Tylko pytanie otwiera się kolejne. Dla kogo? Dla nas, Ślązaków? Czy dla turystów z zewnątrz, którzy chcą poznać Śląsk od podszewki, chcą dotknąć tego rodzimego Śląska, tej swojskości, bo język jest kwintesencją naszej kultury. Gdy ktoś chce pojechać na gruba, zobaczyć ją i poczuć, to musi usłyszeć język śląski. I to jest kwintesencja opowieści o tradycji przemysłowej, że nie tylko język polski, język wysokiej kadry, wykwalifikowanych inżynierów, którzy tutaj się też pojawiali, czy niemieckich, czy polskich, ale język robotnika. I to język, który zasadzał się w istocie tego, kim jesteśmy i kim byliśmy - dodaje Marek Gołosz.
Dyrektor rybnickiego "Ignacego" przyznaje, że zwiedzający Zabytkową Kopalnię to ludzie głównie spoza Rybnika. - Ci, którzy przyjeżdżają spoza Rybnika, nawet spoza Śląska, chcą usłyszeć język śląski. Może niekoniecznie są w stanie zrozumieć wszystko, ale chcą poczuć, chcą dotknąć ten element, który nas też konstytuuje, bo to pozwala zrozumieć Śląsk, pozwala zrozumieć specyfikę i pozwala zrozumieć nasze dziedzictwo - uważa Gołosz.
Słowa dyrektora z Rybnika potwierdza Adam Kowalski, który przyznał, że odebrał telefon od pracownika Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, które prowadzi m.in. sztolnię Luiza i niedawno udostępnioną Sztolnię Dziedziczną. On powiedział, że przewodnicy u nich też godają, a gdy pytają wycieczki z różnych stron Polski, po jakiemu mają mówić, to prawie wszyscy chcą po śląsku, a nie po polsku. - Popyt na język śląski w muzeach może nawet poza regionem jest większy niż w samym regionie - dodaje Kowalski.
Język śląski jako gadżet, produkt marketingowy
Czy śląski mógłby więc być, sprowadzając to do pewnych czysto ekonomicznych, marketingowych nawet chwytów, ciekawym nowym gadżetem, ciekawostką, produktem?
- To jest produkt, ale nie taki, który jest wyrwany z kontekstu albo produkt, który nie niesie ze sobą żadnej wartości merytorycznej - uważa Adam Kowalski z Muzeum Hutnictwa. - Godka jest elementem dziedzictwa, o którym tutaj opowiadamy, więc to, czy ona przy okazji stanie się gadżetem, nie ma tutaj żadnego znaczenia. Tym lepiej dla godki, bo kiedy ona wchodzi w ten wymiar popowy, popularny. Nie chciałbym, żeby ona zostawała tylko w obszarze gadżetowości, to jest chyba problem - dodaje Kowalski.
- Jeżeli chcesz uznania, to się uznaj sam - podsumowuje Marcin Gaweł. - Oczywiście ja rozumiem, że instytucja taka jaką jest muzeum musi myśleć o tym, co się przyjmie, co nie przyjmie, czy coś się sprzeda, czy nie sprzeda, tylko że wydaje mi się, że tak gdzieś głęboko myśląc, to nie jest dobry kierunek. To znaczy to jest tak oczywista sytuacja, że jeżeli z potrzeby serca ludzie wprowadzają godkę do instytucji. Skupmy się na tym, pielęgnujemy ten język, róbmy wszystko, żeby możliwość używania języka śląskiego w instytucjach była zapewniona - dodał Marcin Gaweł.
Inkluzja, czyli włączanie - tak jednym słowem określił to, co z językiem śląskim starają się robić w Muzeum Hutnictwa Adam Kowalski. - To, co próbujemy zrobić to jest poszerzenie pola. To nie jest zamknięcie się w jakimś getcie językowym, to nie jest sprowadzanie do jakiegoś monolingwistycznego systemu, instytucji. To jest to poszerzenie pola i zwiększenie dostępności. I to jest chyba właśnie clou i to jest to, co nas czeka i co powinniśmy robić, mając ku temu możliwości - dodał.
- Dokładnie - wtóruje chorzowskiemu koledze po fachu Marek Gołosz, dyrektor Zabytkowej Kopalni Ignacy w Rybniku. - Po prostu róbmy swoje. Mamy potężną pracę do odrobienia. Język śląski się rozwija. Przez 10 lat od śmierci redaktora Smolorza wiele się zmieniło imamy na czym pracować, mamy z czym pracować, mamy z kim pracować. Więc po prostu róbmy swoje, bo nieużywany mięsień zanika i to też jest tak, że wśród rdzennych Ślązaków problem z językiem jest również. Więc warto tworzyć ofertę, więc ja bym zdecydowanie mówił, że mamy tworzyć podaż, bo popyt się znajdzie - podsumował Gołosz.