Wraz z końcem majówki upłynie czas dany służbom wojewody śląskiego przez Miejski Zakład Ulic i Mostów w Katowicach na poprawkę tablicy informującej o tym, że patronami placu przy dworcu PKP są Maria i Lech Kaczyńscy. W obecnej formie tabliczka ta nie odpowiada kryteriom miejskiego systemu informacji i władze Katowic dają do zrozumienia, że może się skończyć na jej usunięciu.
Niezależnie od tego jednak, czy i jaki epilog będzie miała ta sprawa, to kwestia zmiany patrona placu przy katowickim dworcu kolejowym jest już zakończona. Mają tego zresztą pełną świadomość władze Katowic, które przez ostatnie cztery laty (tj. od momentu, gdy NSA utrzymał w mocy decyzję wojewody) grały na zwłokę, nie kwapiąc się do wypełnienia postanowienia sądu i licząc, że w roli zdejmującego tabliczki z nazwiskiem słynnego literata wystąpią służby Jarosława Wieczorka.
- To kończy działania w tej kwestii – stwierdził kilka dni temu na antenie Radia Piekary wiceprezydent Katowic Bogumił Sobula
Można
zaryzykować tezę, że kończy to w ogóle całą dekomunizacyjną
epopeję rozgrywającą się przez niemal sześć ostatnich lat na
ulicach i placach całego regionu.
Ruch pierwszy: na celowniku wojewody Gierek, Szewczyk i Kruczkowski
Tym, którzy obserwując ostatnie wydarzenia na placu przy katowickim dworcu PKP i wywołaną nimi medialną wrzawę zastanawiali się o co w tym wszystkim chodzi przypominamy: we wrześniu 2016 r. weszła w życie ustawa o zakazie „propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy jednostek organizacyjnych, jednostek pomocniczych gminy, budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz pomniki”. Zgodnie z jej zapisami samorządy miały 12 miesięcy od dnia wejścia jej w życie (tj. do 2 września 2017 r.) na zmianę nazw „budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, w tym dróg, ulic, mostów i placów”, które upamiętniały „osoby, organizacje, wydarzenia lub daty symbolizujące komunizm lub inny ustrój totalitarny lub propagujące taki ustrój”. W razie niewykonania tego obowiązku przez samorządy w terminie wojewoda zobligowany był wydać w ciągu kolejnych trzech miesięcy zarządzenie zastępcze, w którym nadaje owym miejscom nazwę zgodną z ustawą.
Pierwsze zarządzenia zastępcze, zmieniające nazwy ulic i przestrzeni publicznych ze względu na sprzeczność dotychczasowych nazw z tzw. ustawą dekomunizacyjną wojewoda śląski wydał 13 grudnia 2017 r. To tego dnia rozpoczęła się batalia o plac Szewczyka w Katowicach, którego patron – w myśl decyzji wojewody – miał odejść do historii ustępując miejsca Marii Lechowi Kaczyńskim. W swojej decyzji wojewoda powoływał się na opinię Instytutu Pamięci Narodowej wskazującą, że „nazwa placu Wilhelma Szewczyka w Katowicach jest niezgodna z art. 1 ust. 1 ustawy”.
Problem polegał jednak na tym, że wojewoda nie tylko nikogo nie zapytał o nowych patronów placu w Katowicach, ale samą zmianę przeprowadził po cichu, nie przyznając się do tego ruchu, gdy tego samego dnia dekomunizował Edwarda Gierka w Sosnowcu. Właśnie 13 grudnia 2017 r. Wojewoda wydał zarządzenia zastępcze, odsyłające do historii sosnowieckie rondo im. Gierka, a także ulice im. Leona Kruczkowskiego w Zabrzu,
Rudzie Śląskiej, Raciborzu, Łazach i Częstochowie.
O tym poinformował opinię publiczną. O zmianie Szewczyka na Kaczyńskich mieszkańcy Katowic dowiedzieli się następnego dnia z mediów. Zachowując wszelkie proporcje, 70 lat temu w Katowicach w podobnym stylu wprowadzono Stalinogród. Jak to bywa, historia powtarza się jako farsa.
Ruch drugi: sądy rozstrzygają, kto jest (a kto nie) symbolem komunizmu
Nie wszystkie miasta przyjęły decyzję wojewody do wiadomości. Katowice odwołały się od niej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który uznał, że trudno uznać Szewczyka za symbol komunizmu. Innego zdania był Naczelny Sąd Administracyjny, do którego z kolei skargę kasacyjną złożył wojewoda Wieczorek. W marcu 2019 r. NSA podtrzymał decyzję wojewody pozostawiając jednak dwutorową możliwość jej wykonania: przez prezydenta miasta lub przez wojewodę. W tym momencie sprawa formalnie była zakończona, pozostawało tylko zmienić tabliczki. Ciąg dalszy znamy.
A jeśli nie znamy, kilka szczegółów: przez jakieś dwa lata wojewoda, rękami swoich zastępców, informował władze Katowic, że "tablice z nieaktualną nazwą placu do chwili obecnej nie zostały wymienione” (w styczniu 2020 roku) oraz wzywał "do wykonania zarządzenia zastępczego w terminie 14 dni od daty otrzymania pisma” (w lipcu 2020 roku). Katowice za każdym razem odsyłały poniższą formułkę: „Informuję (podpisany wiceprezydent Bogumił Sobula), że prezydent miasta Katowice przyjął do wiadomości stanowisko pana wojewody w przedmiotowej sprawie”. Później wicewojewoda Jan Chrząszcz zagroził nawet, że wojewoda sam wymieni tabliczki na placu, zaś kosztami obciąży miasto, zgodnie z art. 6a ust. 1 ustawy o zakazie propagowania komunizmu. To stanowisko Katowice również przyjęły do wiadomości, w związku z czym urząd wojewódzki poinformował o wyznaczeniu przez Wieczorka „egzekutora”, który miał zakończyć wojnę o tabliczki.
Cztery lata po decyzji NSA "egzekutor" ściągnął i zabrał do reklamówki tabliczkę z nazwiskiem Szewczyka i powiesił - na trytytkach - tabliczkę z nazwiskami pary prezydenckiej. Nie wiadomo, ile kosztowała ta operacja i kto za nią finalnie zapłaci, ale 3 lata temu samą wymianę oznakowania wyceniano na... 50 zł.
Również
w marcu 2019 r. formalnie zakończony został bój o rondo im.
Edwarda Gierka w Sosnowcu. Byłego I sekretarza KC PZPR w roli
patrona tego miejsca próbowali utrzymać sosnowieccy radni
przekonując, że chodzi w tym przypadku o upamiętnienie osoby
pochodzącej z Sosnowca i mającej zasługi dla jego rozwoju.
Argumentacja ta nie przekonała jednak ani gliwickiego WSA, ani
sędziów NSA i finalnie sosnowieckie rondo nosi od kilku lat imię
Zagłębia Dąbrowskiego.
Ponad 110 ulic i placów w 37 miesięcy. Oto bilans wojewody
Rozpoczęta w grudniu 2017 r. przez wojewodę operacja „dekomunizacja” trwała przez 37 miesięcy. Ostatnie zarządzenia zastępcze w tej sprawie – wedle tego, co wskazuje Dziennik Urzędowy Wojewody Śląskiego – wydane zostało 14 stycznia 2021 r. kiedy to na mocy decyzji wojewody ul. Wandy Wasilewskiej w Gliwicach została przemianowana na ul. Stalową. W międzyczasie wojewoda zmienił nazwy ponad 110 ulic i placów w całym regionie. Najwięcej właśnie w Gliwicach, gdzie szyld trzeba było wymienić na ponad 30 ulicach.
Do
historii przeszli literaci (bodaj najczęściej Leon Kruczkowski,
choć z ulicami Wilhelma Szewczyka musieli pożegnać się też w
Rudzie Śląskiej i Czerwionce - Leszczynach), działacze polityczni,
żołnierze dywizji kościuszkowskiej, czy 1 Armii Wojska Polskiego.
Pod ustawę dekomunizacyjną podpadały także rocznicę
upamiętniające wkraczanie Armii Czerwonej, kolejne jubileusze
istnienia PRL, czy nawet PGR-y (ulice, w których nazwie obecny był
PGR „zdekomunizowano” np. w Zabrzu i Toszku).
Przeciwko "bezrefleksyjnemu, graniczącemu z bezmyślnością i okrucieństwem zsyłaniem wybitnych pisarzy w niebyt" protestowali śląscy naukowcy. 40 wybitnych literaturoznawców wystąpiło (oczywiście, bezskutecznie) w obronie Szewczyka, Kruczkowskiego, ale też Lucjana Szenwalda oraz - najciekawszy przykład - najwybitniejszego polskiego futurysty, Brunona Jasieńskiego (działał w komunistycznych organizacjach w kilku krajach, ale został stracony podczas stalinowskich czystek).
W „ściągawce”,
jaką na tą okoliczność wydał IPN jako podpadających pod ustawę
wymieniono np. Karola Marksa, Władysława Gomułkę, Karola
Świerczewskiego, Michała Żymierskiego, a z „lokalnego podwórka”
– poza Edwardem Gierkiem – Aleksandra Zawadzkiego (woj. śląskiego
w latach 1944 – 1948), Wincentego Pstrowskiego, czy generała
Jerzego Ziętka. Szybko okazało się jednak, że o ile za
politycznymi „ikonami” Polski Ludowej nikt raczej płakać nie
będzie, to z szybkim wyrugowaniem Pstrowskiego i Ziętka z
przestrzeni publicznej jest pewien problem.
Ziętek zachował pomnik, rondo i patronat w Reptach, ale z Parku Śląskiego zniknął
- Nie zgadzam się ani na zmianę nazwy ronda im. J. Ziętka, ani na likwidację, bądź przeniesienie pomnika J. Ziętka z Parku Powstańców Śląskich w Katowicach – zakomunikował jesienią 2017 r. prezydent Katowic Marcin Krupa. Argumentował, że choć Jerzy Ziętek działał w ramach PRL-owskich struktur państwowych, to miał też szereg zasług dla Katowic i całego Śląska, inicjując m.in. powstanie Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku.
- To jemu zawdzięczamy kultowy Spodek. Za jego czasów powstały szkoły, szpitale czy osiedle Tysiąclecia. Był człowiekiem oddanym naszemu regionowi – przekonywał Krupa. A że podobnego zdania do dziś jest wielu mieszkańców regionu, więc można być pewnym, że próba ruszenia „Jorga” skończy się polityczno – publicystyczną awanturą z epilogiem na sali sądu administracyjnego. I wszyscy zainteresowani dobrze o tym wiedzą. Być może właśnie dlatego wojewoda decyzji nie podejmuje tłumacząc, że opinia IPN nie jest dla niego „jednoznacznie wiążąca”.
„Jorg” po staremu ma swój pomnik i rondo swojego imienia w stolicy województwa, nadal jest patronem Górnośląskiego Centrum Rehabilitacji "Repty" (choć przymiarki do zmiany na forum sejmiku województwa były czynione, lecz ostatecznie podczas grudniowej sesji sejmiku radni przyjęli uchwałę o zachowaniu dotychczasowego patrona), ale od blisko roku nie patronuje już Parkowi Śląskiemu (wcześniej WPKiW).
- Park Śląski musi łączyć, a nie dzielić. W mojej ocenie ten patron nie jest niczym, co buduje wartość dodaną – tak bronił wówczas takiej decyzji spółki marszałek Jakub Chełstowski (wtedy jeszcze występujący pod szyldem PiS-u).
Za to Katowice, chroniąc Ziętka, przekazały teren wraz z pomnikiem do... Muzeum Historii Katowic.
- Jeśli chcemy zachować osoby i miejsca ważne dla historii miasta, które mogą podpadać pod ustawę dekomunizacyjną, trzeba podjąć niestandardowe
kroki - tłumaczył prezydent Krupa.
Być może najbardziej absurdalny w całej sprawie jest fakt, że okazałe popiersie Jerzego Ziętka wciąż zdobi gmach urzędu wojewódzkiego w Katowicach. I nawet sam wojewoda nawet nie zająknął się na temat usunięcia go z najważniejszego budynku administracyjnego na Śląsku. Na marginesie, zdekomunizowany Szewczyk ma dwa popiersia w Katowicach - jedno nowe na placu Grunwaldzkim, drugie, starsze - w Bibliotece Śląskiej.
Pstrowski jest, ale jakby go nie było
Swój
pomnik w Zabrzu zachował także Wincenty Pstrowski, choć dziś
to już nie jest jego pomnik. Na taki właśnie sposób zdecydowali
się miejscy radni, którzy uznali, że pomnik
przodownika pracy na tyle wpisał się już w miejski krajobraz, iż
należy go zachować. W tym celu podjęli uchwałę o przebudowie
pomnika Pstrowskiego na pomnik Braci Górniczej poświęconemu całemu
środowisku górniczemu przy… wykorzystaniu dotychczasowej rzeźby.
Mówiąc wprost, starej bryle nadano nowy kontekst, a fakt, że
pomnik stoi naprzeciwko Muzeum Górnictwa Węglowego, w sąsiedztwie
górniczego parku edukacyjnego tylko taki zabieg ułatwił.
Na marginesie, w polityce historycznej państwa nikomu nie przyszło do głowy, by na Pstrowskiego spojrzeć jak na - symboliczną na Śląsku - ofiarę bezwzględnego systemu i rabunkowej gospodarki. "To nie jest pomnik komunizmu, tylko ofiary komunizmu. Pstrowski to postać tragiczna" – podkreślała m.in. historyk sztuki prof. Ewa Chojecka.
Sąd udziela lekcja z prawa i… literatury pięknej
Przed dokonywaną rękoma wojewody dekomunizacją ocalał też Jan Brzoza. Tym, którzy nigdy w życiu o nim nie słyszeli wyjaśniamy – pisarz, działacz Związku Patriotów Polskich w ZSRR, prezes katowickiego oddziału Związku Literatów Polskich i radny tutejszej Miejskiej Radzie Narodowej. 10 lipca 2020 r. wojewoda wydał zarządzenie zastępcze zmieniające nazwę ulicy jego imienia w Tychach na ulice Balladyny (tego samego dnia zresztą zmienił też ul. Jana Brzozy w Imielnie na Brzozową). Władze miasta nie zgodziły się z tą decyzją (same proponowały skrócić nazwę ulicy do prostu „Brzozy’”, na co z kolei nie przystał wojewoda), więc skończyło się na sądzie administracyjnym. Ten w obu instancjach podzielił argumentację samorządu.
- W przedmiotowej sprawie nie wykazano w dostateczny sposób, aby nazwa ul. Jana Brzozy odwoływała się do osoby symbolizującej komunizm (...) Nie podano faktów historycznych, które należałoby kwalifikować jako szerzenie idei totalitarnego państwa komunistycznego. Nie wykazano także, aby pisarz ustrój ten propagował, a jego twórczość była z nimi kojarzona – stwierdził w uzasadnieniu swego orzeczenia NSA wytykając, że wojewoda nie nie przedstawił jakichkolwiek własnych ustaleń faktycznych polegając w zupełności na opinii IPN, z której jednak – zdaniem sądu – nie sposób było wyciągnąć jednoznacznych wniosków. Przy okazji sędziowie zwrócili uwagę, że zaproponowana przez wojewodę nowa patronka bynajmniej nie jest pozytywną postacią, gdyż… zamordowała swą siostrę.
Dekomunizacyjnej krucjacie nie starczyło też zapału, by zapanować nad innymi kuriozami w wymianie patronów ulic, placów i osiedli w regionie. Dzięki temu Sosnowiec ma dziś ulice upamiętniającą.... śliwkę oraz gacka. Tak, śliwkę - owoc drzewa z rodziny różowatych. Śliwka zastąpiła Adama Śliwkę, komunistycznego działacza związanego z Zagłębiem Dąbrowskim. Z kolei gacek, ssak z podrodziny mroczków, zastąpił Jana Gacka, pochodzącego z Klimontowa działacza, który m.in. walczył w wojnie domowej w Hiszpanii.
W Dąbrowie Górniczej ul. 40-lecia PRL przemianowano na 40-lecia. Czego? Zapewne wszystkiego. Natomiast czeladzkie Osiedle Piotra Dziekana jest dziś Osiedlem Dziekana. Jakiego "Dziekana"? No, tego z dziekanatu. A zupełnie poważnie: jak widać, w niektórych przypadkach samorządy starały się w jak najmniejszym stopniu utrudnić życie mieszkańcom, którym - dobrze czy nie - Jan Gacek czy Piotr Dziekan warci byli co najwyżej wzruszenie ramionami.
Faktem jest też, że kolejnym falom dekomunizacji (bo ta przecież nie była pierwsza) towarzyszą zawsze podobne absurdy. 30 lat temu w Bytomiu, jedynym mieście na Śląsku, zdekomunizowano "wolność" i Roosevelta. W szczytnym celu, rzecz jasna: by - hurtowo - dać ulice marszałkowi Piłsudskiego oraz jego Legionom. Co ciekawe, był nawet wniosek, by stary jak świat bytomski Rynek zamienić w plac Piłsudskiego. W tym samym Bytomiu zresztą poprzednia dekomunizacja zostawiła ulicę... człowieka, który nigdy nie istniał. Generał Zygmunt Wróblewski. Był generał, owszem, ale Walery Wróblewski. Gdy zamieniono go na Zygmunta - wybitnego fizyka, zapomniano usunąć stopień wojskowy z dokumentów i tabliczek.
Być może, gdyby Katowice w swoim czasie zamieniły plac Wilhelma Szewczyka w plac np. Szewczyka (Dratewki), nie byłoby sprawy, nie byłoby placu Kaczyńskich, trytytek i całego zamieszania. A katowiczanie i tak wiedzieliby swoje.
Może Cię zainteresować:
Wojewoda przegrał sprawę o dekomunizację Jana Brzozy. NSA: "Nie podano faktów historycznych"
Może Cię zainteresować:
Jerzy Ziętek zostaje w nazwie Górnośląskiego Centrum Rehabilitacji "Repty"
Może Cię zainteresować: