Serial
„Pyrzowice kontra Balice w sprawie Turkish Airlines” można uznać
za zakończony. Wszystko już wiadomo. Turkish Airlines oraz PLL LOT
będą latać z Krakowa do Stambułu, Pyrzowice zostały z niczym,
choć to ten port wybrali Turcy i stąd chcieli latać, ale wygląda
na to, że nie dostali wyboru. Widział pan wcześniej coś takiego?
Szczerze
mówiąc – jak długo zajmuję się transportem lotniczym –
ciężko jest mi przywołać podobną sytuację. Przyglądałem się
temu z dużym zainteresowaniem, gdyż w dobie tak ciężkiej
sytuacji, jaka dla branży lotniczej panuje po covidzie, na
dynamicznie rozwijającym się rynku do czegoś takiego nie powinno
dochodzić.
Dla
tych, którzy sytuacji nie przyglądali się na bieżąco słowo
wyjaśnienia: Urząd Lotnictwa Cywilnego po tym jak wydał decyzję
administracyjną dającą tureckiemu przewoźnikowi „zielone
światło” do uruchomienia przewozów na trasie z Pyrzowic do
Stambułu przez ponad 70 dni nie kwapił się, by zatwierdzić letni
rozkłady lotów. PLL LOT jakoby chciało uruchomić własne
połączenia z Pyrzowic do Stambułu, lecz nikt w Pyrzowicach o tym
nie wiedział. A finalnie obaj przewoźnicy zapowiedzieli, że będą
latać z innego portu. Czy to jest normalne?
To
zakrawa na sytuację bardzo niepoważną. Trzeba pamiętać, że w
transporcie lotniczym kluczową sprawą jest bezpieczeństwo. Przy
czym bezpieczeństwo rozumiane także jako zaufanie. W tej branży
partnerzy muszą sobie ufać. Zwłaszcza, że zarówno Turkish
Airlines, jak i PLL LOT to partnerzy w ramach jednego z
najsilniejszych globalnych sojuszy lotniczych - Star Alliance. A
tutaj wygląda tak jakby dwóch braci pokłóciło się o zabawkę. Na
sytuację warto też spojrzeć pod kątem strategicznych udziałów w
rynku oraz tego, jak to może się przełożyć na egzystencję obu
przewoźników. Turcja jest niezwykle dogodnie położona z punktu
widzenia siatki globalnego ruchu lotniczego, a sam Turkish Airlines
odgrywa w Star Alliance bardzo ważną rolę. To bardzo silny gracz,
posiadający do 400 różnego typu statków powietrznych podczas gdy
PLL LOT, który od wielu lat walczy o pozycję rynkową, ma ok. 70 –
80 maszyn, w dużej mierze średniego zasięgu.
I
wygląda na to, że tego dużego gracza znacznie mniejszy polski
narodowy przewoźnik wspólnie polskim regulatorem ruchu lotniczego
zmusili do rewizji swoich planów.
Wystawienie
takiego gracza do wiatru jest bardzo nieprofesjonalne. I nie wiem,
czy po czymś takim, jakiś inny duży gracz będzie chciał z nami
później negocjować, bo ten przypadek zostanie w pamięci. Zastanawiam
się też jak to się ma do wynikającej z unijnego prawa swobody
prowadzenia działalności na rynku. Bo przecież Pyrzowice poczyniło
pewne przygotowania, poniosło koszty, a przewoźnik wpiął już te
połączenie w swoją siatkę.
Dlaczego
jednak, pana zdaniem, do takiej osobliwej sytuacji w ogóle doszło?
Najprawdopodobniej
przyczyną tej niezręcznej sytuacji było to, że ktoś bardzo późno
wykonał zwykłą ekonomiczną analizę tego, co się stanie kiedy
Turkish Airlines zacznie latać z Pyrzowic.
A
co takiego miałoby się stać?
Zacznijmy
od tego, że Turcja jest bardzo aktywna na rynku turystycznym,
obecnie ma na nim jedną z ciekawszych ofert. A Turkish Airlines
chcąc wejść do Polski musiał dokonać dokładnej analizy
tutejszych realiów i nie uszła jego uwadze duża dynamika rozwoju
lotniska w Pyrzowicach. Stopień wyposażenia technicznego portu,
fenomenalna liczba dni lotnych oraz zdywersyfikowany udział w rynku
pod względem ruchu regularnego i czarterowego – to wszystko atuty
tego portu. Nie dziwię się, że Turkish Airlines tak wybrał.
Chciał po prostu zasilić swoje destynacje turystyczne tym
strumieniem pasażerów. Z punktu widzenia portu dla współpracy z
takim przewoźnikiem też można tylko przyklasnąć. Nie dziwię się
również jednak, że LOT obawiał się wejścia Turków do
Pyrzowic.
A
czemuż to?
Ponieważ
zaniedbał, nie boję się tak to nazwać, Pyrzowice. Dla LOT-u taką
nieformalną „perełką” jeśli idzie o operowanie w charakterze
bazy - oprócz Okęcia - jest lotnisko w Balicach. I teraz LOT miałby
sytuację, że on sam lata z Balic, a największy konkurent, trzy
razy większy od niego pod względem floty chce latać z innego
lotniska i nie bardzo jak jest to kontrolować. Pewnie dlatego
spróbowano zasłonić się tą bilateralną umową z 1967 r.
Turkish
Airlines w Pyrzowicach to byłby problem dla LOT-u, ale ten sam
Turkish w Balicach już problemem nie jest?
Być
może LOT wyszedł z założenia, że będzie w stanie jakoś to
kontrolować. W myśl założenia, że jeśli konkurujemy to tylko i
wyłącznie będąc razem na lotnisku. Taką filozofię stosowała
zresztą zarówno Delta Airlines, jak i United Airlines na rynku
lotniczym w USA. Dla przewoźników tradycyjnych, sieciowych, a
takimi są zarówno Turkish Airlines, jak i PLL LOT marka, tradycja,
czy przyzwyczajenia również są elementem gry rynkowej. Zakłada
się, że pasażer przy podejmowaniu decyzji o bookowaniu rejsu może
funkcjonować w kategoriach myślenia marketingowego, czy
patriotycznego.
Przy
czym z komunikatu ULC, który ukazał się na początku marca
wynikało, że LOT zadeklarował chęć uruchomienia
przewozów z Pyrzowic. Czyli mielibyśmy tu operowanie z jednego
lotniska, tyle że tym lotniskiem byłyby Pyrzowice.
Dlatego
obserwując oficjalne komunikaty w pewnym momencie można było dojść
do wniosku, że to komunikowanie się „rozjeżdża”. Być może
na wskutek analizy wyszły bardzo nierówne podziały w rynku w
przypadku uruchomienia lotów z Pyrzowic i dlatego na ostatni moment
się wycofano, przy czym to, że nikt wcześniej się tym
merytorycznie nie zajął stanowi ogromne faux pas. Czy naprawdę
trzeba było doprowadzać do takiej sytuacji, a potem próbować to
retuszować? Można przecież było to dograć, a nie kreować
sytuacji: nie będziecie stamtąd latać, tylko stąd. To strata czasu,
a przede wszystkim wizerunku.
To,
że istnieje konkurencja między portami nie dziwi,
ale czy nie wygląda tak, jakby w tej sytuacji ULC i LOT stały
się stronami tej rywalizacji?
W
dużej mierze tak. Przy czym to nie jest zabronione. Jednym z zadań
Urzędu Lotnictwa Cywilnego, czyli najważniejszego organu
administracji, który organizuje, zarządza i w dużej mierze kreuje
transport lotniczy jest ochrona swojego narodowego przewoźnika. A
LOT, powtórzę raz jeszcze, zawsze cieplej myślał o Balicach niż
o Pyrzowicach, co pokazuje chociażby sama siatka połączeń.
Paradoksalnie nie sądzę, aby
Kraków jakoś bardzo się z takiego
obrotu sprawy cieszył. Dla
lotniska z jednym pasem, który w niedługiej przyszłości trzeba
będzie modernizować dołożenie kolejnego silnego gracza jest
niemałym wyzwaniem. Bo sztuką nie jest pozyskać kogoś silnego,
tylko go długoterminowo utrzymać i spełnić
jego oczekiwania.
Ostatnią
nadzieją dla Pyrzowic był opór samych Turków wobec takiego
postawienia sprawy przez stronę polską, ale jak widać nikt nad
Bosforem nie zamierzał kruszyć kopii ku chwale Katowice Airport.
Być
może Polska jest dla Turków na tyle istotnym rynkiem, że nie
obrazili się na tą sytuację, a nie chcąc jej
jeszcze zaostrzać,
zaakceptowali
ją. Poza tym, z punktu widzenia Turkish
Airlines,
to czy ich
partner
oferuje jedno lotnisko, czy drugie w niedalekiej odległości od tego
pierwszego, nie ma wielkiego
znaczenia.
Być może mają tak silne karty w
ręku,
że mogą powiedzieć „kto nie tasuje i tak wychodzi na nasze”.
Jaka
z tej sytuacji płynie nauka dla Pyrzowic? I czy nie będzie to
wniosek, że nawet jeśli trafi nam się jakiś smaczny kąsek, to i
tak go nam zabiorą w imię czyiś strategicznych interesów?
Tego
typu obawy mogą pojawić się we wszystkich regionalnych portach.
Niestety regulator ma największą siłę kształtowania tego, co się
dzisiaj dzieje na rynku. Port lotniczy może robić wszystko, żeby
wykorzystać swoje atuty do konkurowania, ale decyzje administracyjne
wiele ważą. Uczciwie więc mówię, że nie wiem, co zrobić, żeby
taka sytuacja się nie powtórzyła. Wiadomo, że Pyrzowice nie mogą
się obrazić, gdyż wspólnie z innymi portami tworzą sieć lotnisk
regionalnych w Polsce. Jeśli
utrzymają swoją
strategię rozwoju, to życzę, aby udało im się pozyskać innego
dużego przewoźnika. Bo
jeśli zainteresował się
nimi Turkish
Airlines, to kto wie, czy za chwilę nie zainteresuje się ktoś
jeszcze silniejszy.
Obrazić
się nie mogą, a czy krajowym partnerom mogą zaufać?
Pewnie
jakieś rozżalenie będzie, ale myślę, że wszystkie te trzy
podmioty, czyli Katowice Airport, ULC i LOT do następnych rozmów na
pewno usiądą. Generalnie
zalecałbym współpracę.
Pyrzowice i Balice
konkurują, ale też się
uzupełniają. Znajdują się
na tyle niedaleko
od siebie, że przy
tym stopniu rozwoju transportu drogowego dla pasażera nie stanowi
problemu przemieścić się między jednym, a drugim portem. To
każe wygospodarować sobie
sektory,
w których nie
będziemy
się dublować,
a będziemy mogli sobie pomagać.
Pamiętajmy też,
że podczas zamieszania na
rynku wewnętrznym tracimy
kontrolę nad tym, co się dzieje dookoła, a
zarówno dla Pyrzowic, jak i Balic silnym konkurentem był zawsze
port lotniczy we Wiedniu. On
nie jest jakoś daleko położony, a ma znakomicie rozbudowaną
siatkę połączeń. Chęć
rozwoju sygnalizują także porty w Czechach i na Słowacji, więc za
kilka lat bardzo blisko naszych granic mogą pojawić się kolejne
silne podmioty. I jeśli my w Polsce będziemy zajmować się
zabieraniem sobie zabawek, może się skończyć tym, że tamte porty
staną się silniejsze.
Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.
Może Cię zainteresować: